X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jezus Maria! - dwa te okrzyki tak okropne, jakby niez ludzkich piersi wyszłe, mieszają się ze sobą.%7ływy mur kolebie się,ugina, pęka; suchy trzask łamanych kopii głuszy na chwilę wszystkieinne odgłosy, po nim rozlega się zgrzyt żelaza, dzwięk jakby tysiącamłotów z całą siłą w kowadła bijących, uderzenia jakby tysiąca cepóww klepisko, pojedyncze i gromadne krzyki, jęki, oderwane strzałyrusznic i pistoletów, wycie przerażenia.Napastnicy i napastowani,zmieszani ze sobą, kłębią się w niepojętym zwichrzeniu; następujerzez, spod wiru krew wypływa ciepła, dymiąca, napełniając surowąwonią powietrze.Pierwsze, drugie, trzecie i dziesiąte szeregi janczarów leżąmostem obalone, stratowane kopytami, pobodzone włóczniami,pocięte mieczem.Lecz białobrody Kiaja,  lew boży , rzuca wszyst-kie następne w war bitwy.Nic to, że kładą się pokotem jak łan podburzą - walczą.Wściekłość ich ogarnia, śmiercią dyszą i śmiercipragną.Aawa końskich piersi prze ich, przechyla, obala, więc bodąnożami brzuchy końskie; tysiące szabel tnie ich bez wytchnienia;ostrza wznoszą się jak błyskawice i spadają na głowy, karki, ręce -i oni tną jezdnych po nogach, po kolanach, wiją się i kąsają nakształt jadowitego robactwa - giną i mszczą się.Kiaja,  lew boży ,coraz nowe szeregi rzuca w paszczę śmierci; krzykiem zachęca do611 Henryk Sienkiewiczboju i sam ze wzniesioną krzywą szablą rzuca się w odmęt.Wtemolbrzymi husarz, niszcząc wszystko przed sobą jak burza, dopadado białobrodego starca, staje w strzemionach, by ciąć tym okrop-niej, i ze strasznym zamachem spuszcza ostrze koncerza n� sędziwągłowę.Nie wytrzymała cięcia ni szabla, ni kuta w Damaszku mi-siurka - i Kiaja, rozcięty niemal do ramion, pada, jakby strąconygromem, na ziemię.Pan Nowowiejski, on to był bowiem, straszne już szerzył poprzed-nio zniszczenie, bo nikt się jego sile i ponurej wściekłości oprzećnie mógł, lecz teraz największą oddał w bitwie przysługę zwaliwszystarca, który sam jeden podtrzymywał dotychczas walkę zaciętą.Krzyknęli strasznym głosem na widok śmierci wodza janczarowiei kilkunastu z nich wymierzyło janczarki w pierś młodego rycerza,on zaś zwrócił się ku nim - do nocy posępnej podobny.I zaniminni rycerze zdołali na nich uderzyć, huknęły strzały, po którychpan Nowowiejski zdarł konia i przechylił się na kulbace.Dwóchtowarzyszów pochwyciło go w ramiona, lecz owemu uśmiech, gośćdawno nie bywały, rozjaśnił twarz ponurą i zaraz zrenice przekrę-ciły mu się w tył głowy, a zbielałe usta poczęły szeptać jakieś słowa,których w zgiełku bitwy nie można było dosłyszeć.Tymczasemzachwiały się ostatnie szeregi janczarskie.Waleczny Janisz-baszachciał jeszcze bitwę odnowić, lecz już szał strachu ogarnął ludzi, jużnie pomogły wysilenia; zmieszały i zwichrzyły się szeregi, a parte,bite, tratowane, cięte, nie mogły przyjść do sprawy.Wreszcie pękły,jak pęka zbyt naprężony łańcuch i ludzie, jak pojedyncze ogniwa,rozlecieli się na wszystkie strony, wyjąc, krzycząc, rzucając brońi osłaniając głowy rękoma.Jazda biegła za nimi, a oni nie znajdującdość przestrzeni do luznej ucieczki stłaczali się chwilami w jednązbitą masę, na której karkach jechali jezdzcy pławiąc się we krwi.Walecznego Janisza-baszę grozny łucznik pan Muszalski ciął szabląpo karku, aż szpik pacierzowy wytrysnął owemu z przeciętych krę-gów i poplamił jedwabie oraz srebrną łuskę karaceny.Janczarowie,612 Pan Wołodyjowskipobity przez piechotę polską dżamak i część rozproszonej jużz samego początku bitwy jazdy, słowem: cała tłuszcza turecka ucie-kała teraz w przeciwną stronę obozu, gdzie nad głęboką przepaściąsterczał stromy, na kilkadziesiąt stóp wysoki wiszar. Tam strachpędził szalonych. Wielu rzucało się w przepaść  nie dlatego, by ujśćśmierci, lecz by nie polec od ręki Polaków.Tej rozpaczliwej rze-szy zabiegł drogę pan Bidziński, strażnik koronny, lecz nawałnicaludzka porwała go wraz z ludzmi i strąciła na dno przepaści, którapo krótkim czasie wypełniła się prawie po brzegi stosami zabitych,rannych i zduszonych.Z dna podnosiły się jęki okropne, ciała drgały w konwulsjach,kopiąc się wzajem nogami lub drąc pazurami w skurczach konania.Do wieczora brzmiały te jęki i do wieczora poruszała się masa ciał,lecz coraz wolniej, coraz nieznaczniej, aż o pierwszym zmrokuucichła.Straszne były skutki uderzenia husarii.Ośm tysięcy jan-czarów pociętych mieczami leżało przy rowie otaczającym namiotyHusseina-baszy nie licząc tych, którzy zginęli w ucieczce lub na dnieprzepaści.Jazda polska była w namiotach, pan Sobieski tryumfował.Trąby i krzywuły głosiły już chrapliwymi dzwiękami zwycięstwo,gdy wtem najniespodzianiej bitwa zawrzała na nowo.Oto wielki hetman turecki Hussein-basza na czele swych kon-nych gwardii i reszty wszystkiej jazdy pierzchnął po złamaniu jan-czarów przez bramę do Jass wiodącą, lecz gdy tam pochwyciły gochorągwie Dymitra Wiśniowieckiego, hetmana polnego, i poczęłysiec bez litości, wrócił nazad do obozu, by szukać innego wyjścia,zupełnie jak zwierz, otoczony w kniei, szuka, którym by się mógłwymknąć przesmykiem.Wrócił zaś z takim impetem, że rozbiłw mgnieniu oka lekką chorągiew semeńską, zamieszał piechotępo części już rabunkiem obozu zajętą - i dotarł  na pół strzeleniaz pistoletu do samego pana hetmana. Już w samym obozie byliśmy bliscy przegranej - pisał pózniej panSobieski - co, że się nie stało, przypisać to należy ekstraordynaryjnej613 Henryk Sienkiewiczrezolucji husarzy. Rzeczywiście natarcie Turków było straszne, bodokonane pod wpływem najwyższej rozpaczy - i tym straszniejsze,że zupełnie niespodziewane.Lecz husaria, nie ostygłszy jeszczez bojowego żaru, ruszyła ku nim z miejsca w największym pędzie.Pierwsza uderzyła chorągiew Prusinowskiego, i ta osadziła atakują-cych; za nią runął ze swoimi Skrzetuski, po czym w całym wojskujazda, piechota, ciury obozowe, jak kto stał, gdzie kto był, wszyscyrzucili się z największą zaciekłością na nieprzyjaciela i wywiązałasię bitwa nieco bezładna, lecz furią nie ustępująca atakowi husarzyna janczarów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •