[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aktor Michael York tak opisuje siłę napędową swojego życia z nieśmiałością:„Byłem nieśmiały, a jednocześnie strasznie ambitny.Pamiętam, jak w przedszkolu wystawiano Czerwonego Kapturka.Miałem tam coś do roboty za kulisami i zwykle stałem tam i gapiłem się na chłopca, który grał Wilka.Zazdrościłem mu do tego stopnia, że go nienawidziłem.I tak się gapiłem i gapiłem.I wiecie co? Ten chłopak zachorował i ja dostałem jego rolę".Pewien dwudziestosześcioletni, zamożny mężczyzna, w miarę jak słabnie jego nieśmiałość, zaczyna odkrywać swoje ukryte lęki i wrogość:„W miarę jak odkrywam, że jestem coś wart, coraz bardziej tracę szacunek do innych.Zamiast bać się ludzi, zacząłem większość z nich uważać za nieracjonalnych.Mam grupę bliskich przyjaciół, na ogół ze szkoły, i odkrywam, że nie czuję się już związany z nimi i ich dążeniami.Pracują tam, gdzie mogą zarobić najwięcej pieniędzy, a czas wolny spędzają w barach na podrywaniu dziewczyn na wieczór.Lubią «skręty, seks i tanie uciechy”.Pewna młoda kobieta z mojego seminarium o nieśmiałości mówi:„Łazienka była światem moich marzeń.Siedziałam tam, patrzyłam w lustro i przeżywałam tysiące różnych ról.Mogłam tak spędzać całe godziny marząc bez przerwy.Przyszło mi na myśl, że robię coś niedobrego i że prawdopodobnie jestem strasznie próżna (na próżno mówiłam mojemu bratu, że jestem próżna).Martwiło mnie to, aż wreszcie znalazłam rozwiązanie.Wyobraziłam sobie, że za lustrem jest ukryta kamera i że Jimmy (chłopak, który mi się podobał) mógł mnie oglądać, kiedy tylko miał ochotę.Mógł mnie akurat nie obserwować, ale zawsze istniała możliwość że to robi.Zadawałam sobie pytanie, jak bym się czuła, gdyby mnie obserwował, czy podobałoby mu się to, co by zobaczył, tak że nawet wtedy, gdy nie byłam w stanie oderwać się od lustra, zmieniałam swoje zachowanie ze względu na Jimmiego.Teraz nie mam już takiego poczucia winy, kiedy\ marzę i nadal czasem odwiedzam ten swoisty odrębny świat, kiedy jestem w domu".Egocentryzm nieśmiałości był także wyraźny u pewnej kobiety, z którą pracowałem, a która wzdragała się przed zwracaniem na siebie uwagi, tak naprawdę cały czas chcąc być w jej centrum:„Bardzo boję się tańczyć.Istnieje jednak jakiś próg zażenowania, i jeżeli tylko przeskoczę tę okropną przeszkodę i zacznę tańczyć, zwykle świetnie się bawię.I o ile na początku czuję, że ciało mam zupełnie „drewniane", nie mogę zgrać się z muzyką i mam wrażenie, że jestem godnym obiektem rozbawienia całej sali, o tyle jak już się rozkręcę, wydaje mi się, że jestem najlepszą tancerką na parkiecie i słusznie wszyscy patrzą na mnie z po­dziwem i czcią.Mój psychiatra twierdzi, że tak naprawdę wcale nie czuję się gorsza od innych, jak zawsze sądziłam, a raczej chcę wszystkich przewyż­szyć".Programowanie społeczneNiedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedział mi, że około 500 studentów rocznie (5% wszystkich studentów) zgłasza się do ośrodka ze szczególnym problemem - czują się samotni.Każdy student poddawany jest indywidualnej terapii uzależnionej do tego, w jaki sposób terapeuta zinterpretuje podłoże jegosamotności.Według dyrektora, prawie żaden z tych przypadków nie mógłby być leczony za pomocą klasycznie freudowskiej analizy.Są one raczej przykładem stale pojawiających się uświadomionych problemów, z którymi ego musi sobie radzić w codziennym życiu.„A gdyby cała pięćsetka naraz przyszła do ośrodka skarżąc się na samotność?", zapytałem.„Jaka byłaby diagnoza i w czym terapeuta upatrywałby jej przyczyn?"„Wezwalibyśmy dziekana lub kierownika akademika i zapytalibyś­my, co takiego dzieje się na uczelni, że wywołuje tak masową reakcję", odpowiedział.„A skoro skapują pojedynczo, to pytacie raczej, co jest nie tak z każdym z nich, a nie, co złego dzieje się na zewnątrz?"„Na ogół".Z tej wymiany zdań jasno wynika, że korzeni nieśmiałości powinniś­my szukać w ekologii „ja" społecznego.Skrzywienie wspomnianego dyrektora odzwierciedla podejście psychiatrów, psychologów, lekarzy i biegłych sądowych, którzy analizują, badają, poddają terapii, leczą, sądzą i wydają wyroki patrząc na jednostkę, nie dostrzegając lub minimalizując wpływ sytuacji.W tej części rozważymy niektóre czynniki sytuacyjne, znajdujące się poza kontrolą jednostki, które mogą przy­czyniać się do kształtowania relacji osoby nieśmiałej z innymi ludźmi.Ruchliwość i samotnośćKsiążka „Naród obcych” Vance'a Packarda przedstawia geograficzną ruchliwość, która stała się typowym doświadczeniem amerykańskiej rodziny.„Przeciętny Amerykanin przeprowadza się około 14 razy w życiu", pisze Packard.„Około 40 milionów Amerykanów zmienia swój adres domowy co najmniej raz w roku".Ponad połowa z 32 milionów ludzi mieszkających w 1940 roku na wsi przeniosła się gdzieś w ciągu następnych 20 lat.W wielu miejscach i zawodach krótko-trwałość przybiera postać permanentnej wędrówki.Miasta uniwersytec­kie, miasta dużych przedsiębiorstw, podróżujący agenci handlowi, piloci, stewardesy i wędrujący robotnicy rolni są oczywistymi tego przykładami.Według Packarda, efektem tego rodzaju zmienności jest „wyraź­ny wzrost liczby mieszkańców cierpiących na utratę tożsamości, ciąg­łości i poczucia przynależności do jakiejś społeczności.Wszystko to przyczynia się do pogarszającego się samopoczucia zarówno jedno­stek, jak i społeczeństwa".18 A co z dziećmi? Jaki ma to wpływ na miliony młodych ludzi, których przenosi się z miejsca na miejsce nie pytając o zdanie? Jaką cenę uczuciową płacą za zerwane przyjaźnie i za zamianę znanych miejsc i twarzy na niepewność nowości? I kto zastąpi babcię?Rozdzierająco nieśmiała licealistka, od której rozpocząłem rozdział 1., ta, która ukrywała się wszędzie, żeby tylko uniknąć spotkania z ludźmi, jest ofiarą tej ruchliwości:„W miarę jak dorastałam, było coraz gorzej.Co roku szłam do innej szkoły.Byliśmy biedni, co było po mnie widać, więc wiele dzieci po prostu nie chciało mnie zaakceptować, jeżeli mnie nie potrzebowało, a później, jak już mnie wykorzystali, czekałam, aż znów będą mnie potrzebować.Czułam się jak piłka w szczycie sezonu koszykarskiego.Chowałam się w skorupce, a każda nowa szkoła sprawiała, że zamykała się ona coraz bardziej, aż w dziewiątej klasie zamknęła się na dobre".Psycholog, Robert Ziller zbadał psychologiczne efekty ruchliwości geograficznej.Rezultaty były dramatyczne.Porównał on trzy grupy ośmioklasistów mieszkających w stanie Delaware [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •