[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smok zwinął się z bólu.Łuski wytrzymały uderzenie, lecz smok nigdy nie odczuł takiej siły ze strony człowieka i nie starał się o to, aby przekonać się, czy jego bok wytrzyma następne uderzenie.Odwrócił się, aby zionąć po raz trzeci w odsłoniętego barbarzyńcę.Trafiła go jed­nak następna strzała.Wulfgar zobaczył wielką kulę smoczej krwi na podłodze obok siebie, kula ciemności zaczęła się z wolna oddalać.Smok ryknął z wściekłości.Aegis-fang uderzył znowu, po raz trzeci.Jedna z łusek pękła i odpadła, a widok odsłoniętego smoczego cielska dał Wulfgarowi nadzieję na zwycięstwo.Mrożąca Śmierć przeżył wiele bitew i daleki był od poddania się.Smok wiedział jak podatny jest na potężne uderzenia młota i kon­centrował się na przeciwdziałaniu.Długi ogon zatoczył krąg nad pokrytym łuskami grzbietem i uderzył w Wulfgara w chwili, gdy barbarzyńca wziął następny zamach.Zamiast satysfakcji z poczu­cia, że Aegis-fang uderza w ciało smoka, Wulfgar sam został ude­rzony o zamarznięty pagórek złotych monet leżący dwadzieścia stóp dalej.Jaskinia zawirowała wokół niego, jego wodniste oczy odbiły błyski światła.Stracił przytomność.Zobaczył jeszcze Drizz­ta z wyciągniętymi jataganami, zbliżającego się do Mrożącej Śmier­ci.Zobaczył smoka, zamierzającego znów zionąć lodem.Zobaczył, z przerażającą jasnością, ogromne sople lodu wiszą­ce na suficie nad smokiem.Drizzt szedł do przodu.Nie miał wypracowanej strategii prze­ciw tak wspaniałemu przeciwnikowi, miał jednak nadzieję, że znajdzie jakieś czułe miejsce, zanim smok go zabije.Pomyślał, że Wulfgar zakończył już walkę i po tym potężnym uderzeniu ogo­nem prawdopodobnie nie żyje, był więc zaskoczony, gdy zobaczył nagły ruch z boku.Mrożąca Śmierć także wyczuł ruch barbarzyńcy i wysłał ku niemu swój długi ogon, aby zdusić dalsze zagrożenie z flanki.Lecz Wulfgar już pracował rękoma.Ostatnim wysiłkiem zeskoczył z pagórka i wyrzucił Aegis-fang w powietrze.Ogon smoka ude­rzył i Wulfgar nie był pewien, czy jego desperacki wysiłek zakoń­czył się sukcesem, ale wydawało mu się, że zobaczył na suficie błyskawicę, zanim zapadł w ciemność.Drizzt był świadkiem jego zwycięstwa.Jak zaczarowany przy­glądał się, jak olbrzymi sopel lodu spada.Mrożąca Śmierć, nie widząc niebezpieczeństwa ukrytego w kuli ciemności i myśląc, że młot poleciał gdzieś w bok, machnął skrzy­dłami.Szponiaste przednie łapy już unosiły się w górę, gdy lodowa włócznia wbiła się w jego plecy, zwalając go ponownie na ziemię.Drizzt nie widział wyrazu pyska umierającego smoka - jego głowę otuliła kula ciemności.Usłyszał jednak śmiertelny trzask podobnej do bicza szyi, wyciągniętej w nagłym przeciwstawieniu się ruchowi, która podniosła się w górę i pękła.22Przez krew lub przez czynCiepło niewielkiego ogniska przywróciło Wulfgara do przytom­ności.Niezupełnie jeszcze odzyskał zmysły i początkowo, gdy wy­grzebywał się z koca, którego nie pamiętał, aby przyniósł ze sobą, nie mógł rozpoznać swego otoczenia.Potem rozpoznał Mrożącą Śmierć, martwego smoka, leżącego kilka jardów dalej - z jego pleców wyrastał potężny sopel lodu.Kula ciemności rozproszyła się już i Wulfgar aż sapnął na widok celności strzał drowa.Jedna strzała wystawała z lewego oka smoka, a opierzone bełty dwu dalszych sterczały wprost z jego pyska.Wulfgar wyciągnął rękę, aby chwycić znajomy kształt rękoje­ści Aegis-fanga.Lecz młot nie leżał obok niego.Walcząc ze sztywnością nóg barbarzyńcy udało się wstać.Poszukiwał go­rączkowo swej broni.Zastanawiał się też gdzie był drow? Nagle usłyszał pukanie z sąsiedniego pomieszczenia.Na sztywnych nogach wyszedł ostrożnie za róg.Był tam Drizzt, stojąc na pa­górku monet odbijał ich lodową pokrywę młotem bojowym Wulfgara.Drizzt zauważył Wulfgara i skłonił się nisko w pozdrowieniu.- Miło mi, Pogromco Smoków! - zawołał.- I mnie milo, przyjacielu elfie - odparł Wulfgar, zadowolony, że znów widzi drowa.- Daleko za mną szedłeś.- Niezbyt daleko - odparł Drizzt, odbijając następny kawał lodu ze skarbu.- W Dekapolis nie ma zbyt wielu podniecających rzeczy, a nie mogłem pozwolić ci wysforować się naprzód we współzawodnictwie w zabraniu.Dziesięć i pół do dziesięciu i pół - oznajmił uśmiechając się szeroko.- I smok do podziału między nas.Ogłaszam, że do mnie należy połowa udziału w zabiciu go.- Do ciebie i dobrze na to zasłużyłeś - zgodził się Wulfgar.- I masz prawo do połowy łupu.Drizzt pokazał mały woreczek, wiszący na cienkim, srebrnym łańcuszku na jego szyi.- Kilka drobiazgów - wyjaśnił.- Nie potrzebuję bogactw i wątpię, abym był w stanie wiele stąd wynieść.Tych kilka dro­biazgów powinno wystarczyć.Odgarnął część stosu, który uwolnił od lodu, odkrywając wy­sadzaną klejnotami rękojeść miecza, jego czarna, adamantytowa rękojeść była po mistrzowsku rzeźbiona na podobieństwo uzębio­nej paszczy polującego kota.Zawiłość wykonania zrobiła wraże­nie na Drizzcie, który drżącymi palcami wydobył resztę broni spod stosu złota.Jatagan.Jego zakrzywiona płaszczyzna ostrza zrobiona była ze srebra, z krawędziami z diamentu.Drizzt podniósł go przed siebie, zachwycony lekkością i doskonałym wyważeniem broni.- Kilka drobiazgów.i to! - poprawił się.* * * * *Jeszcze przed spotkaniem smoka Wulfgar zastanawiał się, jak wydostanie się z podziemnych jaskiń.- Prąd wody jest zbyt silny, a brzeg wodospadu zbyt wysoki, aby wracać z powrotem przez Evermelt - powiedział do Drizzta, choć wiedział, że drow sądzi podobnie.- Nawet, gdyby udało się nam pokonać te przeszkody, nie mam już jeleniego tłuszczu, aby ochronił nas przed zimnem, gdy wyjdziemy z wody.- Ja też nie zamierzam ponownie przechodzić przez wody Evermelt - zapewnił Drizzt barbarzyńcę.- Jednak polegam na mym dużym doświadczeniu i przygotowałem się na to, że mogę znaleźć się w takiej sytuacji! Stąd drewno na ogień i koc, którym cię nakryłem, zawinięte w foczą skórę.I to - Wyciągnął zza pasa kotwicę o trzech ramionach i lekki, lecz mocny sznur.Już wcześniej znalazł drogę wyjścia.Drizzt wskazał otwór nad nimi w suficie.Lodowy sopel, strą­cony przez Aegis-fang, zabrał ze sobą część sufitu pomieszczenia.- Nie sądzę, żebym rzucił hakiem tak wysoko, lecz twoje po­tężne ramiona powinny bez trudu wykonać taki manewr.- Może w lepszych czasach - rozważył Wulfgar, - lecz teraz nie mam siły do takiej próby.- Gdy uderzył w niego oddech smoka, barbarzyńca był bliższy śmierci, niż zdawał sobie z tego sprawę.Poziom adrenaliny, utrzymujący się w czasie walki teraz opadł, a Wulfgar czuł przejmujące zimno.- Obawiam się, że moje zgrabiałe ręce nie zacisną się nawet na kotwicy.-To pobiegaj! - wrzasnął drow.- Niech twoje ciało rozgrzeje się.Wulfgar natychmiast rzucił się do biegu wokół szerokiego po­mieszczenia, zmuszając krew, aby krążyła w jego zdrętwiałych nogach i palcach.Po niedługiej chwili zaczął czuć, jak wewnętrz­ne ciepło znów ogarnia jego ciało.W drugim rzucie kotwica przeleciała przez otwór i zahaczyła się zapewne na jakimś lodowym występie.Drizzt ruszył pierw­szy, zwinny elf po prostu biegł po sznurze.Wulfgar zakończył swoje sprawy w jaskini, zabierając worek skarbów i kilka innych rzeczy, o których wiedział, że będą mu po­trzebne.Miał dużo więcej trudności z wspięciem się po sznurze niż Drizzt, lecz z pomocą drowa, udzieloną mu z góry, wdrapał się na lód, zanim zachodzące słońce zapadło się pod Unię horyzontu.Obozowali obok Evermelt, jedząc na kolację dziczyznę i cieszy­li się bardzo pożądanymi i dobrze zasłużonymi wygodami ogrze­wających ich wyziewów.Wyruszyli znów przed świtem, kierując się na zachód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •