[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie filmy fabularne to były komedie; widocznie zawodowy zabójca potrzebował odrobiny humoru, kiedy wracał zmęczony do domu po całym dniu rozwalania ludzi.Ale większość filmów była pornograficzna, z tytułami w rodzaju „Debbie załatwia Dallas” albo „Sperminator”; na oko jakieś dwieście do trzystu pornosów.Książki bardziej zainteresowały Dana, ponieważ o nie najwyraźniej chodziło włamywaczowi.Na podłodze przed regałem stało kartonowe pudło, w którym leżało kilka tomów zdjętych z półki.Dan najpierw obejrzał całą kolekcję i odkrył, że wszystkie książki to niebeletrystyczne traktaty na temat tej czy innej dziedziny okultyzmu.Potem, wciąż przyciskając gazę jedną ręką do czoła, przerzucił siedem tomów w pudle i zobaczył, że wszystkie napisał ten sam autor, Albert Uhlander.Uhlander?Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął mały notesik z adresami, który zabrał poprzedniej nocy z domu w Studio City, ze zdewastowanego gabinetu Dylana McCaffreya.Przekartkował stroniczki do U i znalazł tylko jedno nazwisko.Uhlander.McCaffrey interesował się okultyzmem i znal Uhlandera.Rink, który interesował się okultyzmem, co najmniej czytywał Uhlandera; może również znał go osobiście.Istniało powiązanie pomiędzy McCaffreyem a Nedem Rinkiem.Ale czy walczyli po tej samej stronie, czy byli wrogami? I co miał z tym wspólnego okultyzm?Kręciło mu się w głowie, nie tylko od uderzenia kolbą pistoletu.W każdym razie Uhlander najwyraźniej stanowił klucz do zagadki.Widocznie intruz włamał się tylko po to, żeby usunąć te książki z domu, żeby ukryć powiązania z Uhlanderem.Przyciskając gazę do czoła, Dan wyszedł z gabinetu.Ból, niczym prąd elektryczny, wydawał się płynąć przez gazę do jego dłoni, w górę ręki do prawego ramienia, w dół przez plecy, w górę do lewego ramienia, przez kark i lewy policzek, i zamykał obwód z powrotem na czole, gdzie cala zabawa zaczynała się od początku.Oszczędzając lewe kolano, przekładając rzeczy jedną ręką i czując się jak wielki okaleczony owad, przeszukał metodycznie cały dom i nie znalazł więcej nic ciekawego.Rink był płatnym mordercą, a płatni mordercy nie przechowują poręcznych małych notesików z adresami i rejestrów zleceń, żeby pomagać w policyjnym śledztwie.Wróciwszy do łazienki, zdjął kompres i zobaczył, że krwawienie rzeczywiście ustało.Wyglądał koszmarnie.Ale całkiem stosownie, ponieważ również czuł się koszmarnie.21Kiedy Dan dokuśtykał do krawężnika, niosąc niewielkie pudło z książkami, George Padrakis wciąż siedział za kierownicą nieoznakowanego sedana, w ciemności, za uchylonym oknem.Opuścił szybę do końca, kiedy zobaczył Dana.- Właśnie gadałem przez radio.Mondale chce.Hej, co ci się stało w głowę?Dan opowiedział mu o włamywaczu.Padrakis otworzył drzwi i wysiadł z auta.Wyglądał i mówił jak Perry Como, i poruszał się tak samo: leniwie, niedbale, z wrodzonym wdziękiem.Nawet kiedy wyciągał rewolwer spod marynarki, zrobił to niedbale.- Facet zwiał - oznajmił Dan, kiedy Padrakis zrobił krok w stronę domu Rinka.- Już dawno.- Ale jak się tam dostał?- Tylnym wejściem.- Na tej ulicy jest cicho, a ja miałem uchylone okno - zaprotestował Padrakis.- Usłyszałbym rozbijanie szyby czy cokolwiek.- Nie znalazłem rozbitej szyby - wyjaśnił Dan.- Myślę, że wszedł kuchennymi drzwiami, pewnie miał klucz.- Więc to nie moja wina - stwierdził Padrakis i włożył rewolwer do kabury.- Nie mogę być w dwóch miejscach naraz, do cholery.Jak chcieli obstawić również tył domu, powinni przydzielić dwóch ludzi.Dobrze się przyjrzałeś temu cwaniaczkowi, który ci przyłożył?- Nie za dobrze.- Dan zwrócił Padrakisowi klucz.- Ale jeśli zobaczysz faceta ze strasznie zmasakrowanym uchem, to on.- Uchem?- Prawie mu urwałem ucho.- Po co?- Po pierwsze dlatego, że chciał mi rozwalić łeb - odparł niecierpliwie Dan.- Poza tym ja jestem jak matador.Zawsze chcę przynieść do domu trofeum, a ten facet nie miał ogona.Padrakis wydawał się zbity z tropu.Olbrzymi turystyczny dom na kółkach wyjechał zza rogu z rykiem silnika i przetoczył się przez ulicę niczym dinozaur.Padrakis zmarszczył brwi na widok pudła w ręku Dana i podniósł głos, żeby przekrzyczeć hałaśliwy pojazd miłośników natury.- Co tam masz?- Książki.- Książki?- Zszyte kartki papieru zadrukowane słowami, w celu dostarczenia informacji lub rozrywki.Co z tym radiem? Czego chciał Mondale?- Zabierasz te książki ze sobą?- Właśnie.- Nie wiem, czy możesz.- Nie martw się.Poradzę sobie.Nie są takie ciężkie.- Nie o to mi chodziło.- Czego chciał Mondale?Wpatrując się ponuro w pudło trzymane przez Dana, Padrakis zaczekał, aż zmotoryzowany dom minął ich niczym brontozaur człapiący ociężale przez pierwotne bagno.Owionął ich obłok spalin i zimnego powietrza.- Przekazałem Mondale’owi, że tutaj jesteś.- Jak przezornie z twojej strony, George.- Właśnie zamierzał odwiedzić Znak Pentagramu na Bulwarze Ventura.- Dobrze mu zrobi.- Bardzo chce się tam z tobą spotkać.- Co to jest ten cholerny Znak Pentagramu? Nazywa się jak bar dla wilkołaków.- To chyba jakaś księgarnia czy coś w tym guście - odparł Padrakis, wciąż spoglądając pochmurnie na pudło z książkami.- Zabili tam faceta.- Jakiego faceta?- Chyba właściciela.Nazywa się Scaldone.Mondale mówił, że wygląda jak trupy w Studio City.- Tyle z mojego obiadu - mruknął Dan.Ruszył chodnikiem, przez plamy czarnofioletowych cieni rozdzielone kałużami bladego bursztynowego światła, w stronę własnego samochodu.Padrakis pospieszył za nim.- Hej, te książki.- Ty czytasz, George?- Są własnością zmarłego.- Nie ma jak wieczór z dobrą książką, chociaż trupa to już chyba nie bawi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]