[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko jak?Dobre pytanie.Rysunki powiedziały mi, co Weiss zamierzał zrobić - ale nie jakdaleko zaszedł w swoich przygotowaniach ani kiedy chce to zrobić, ani gdzie.Zaraz, zaraz, właśnie że powiedziały, gdzie.Ponownie spojrzałem na ostatni obrazek,który pokazywał cały szalony projekt w jaskrawo pokolorowanych szczegółach.Rysunekbudynku, który służył za ekran, był bardzo charakterystyczny i wyglądał znajomo - i te dwaszeregi palm, tak, kiedyś to już widziałem, byłem tego prawie pewien.Musiałem tam być; alegdzie i kiedy? Wbiłem wzrok w rysunek i wprawiłem w ruch swoje niezawodne szarekomórki.To nie mogło być dawno temu.Może z rok przed moim ślubem?I na to jedno słowo -  ślub - wszystko mi się przypomniało.To było ledwie półtoraroku temu.Koleżanka Rity z pracy, Anna, wychodziła za mąż.Majętna rodzina panny młodejurządziła wystawne, niezwykle kosztowne wesele w absurdalnie ekskluzywnym starymhotelu w Palm Beach o nazwie The Breakers, na które z Ritą zostaliśmy zaproszeni.Budynekna rysunku to z całą pewnością ten właśnie hotel, ukazany od frontu.Znakomicie; teraz już wiedziałem, gdzie Weiss zamierzał zorganizować tę wspaniałąDexteramę.Co więc miałem zrobić z tą wiedzą? Przecież nie mogłem przez trzy miesiącedzień i noc czuwać przed hotelem i czekać, aż Weiss zjawi się z pierwszą partią trupów.Alenie mogłem też pozwolić sobie na bezczynność.On prędzej czy pózniej wezmie się do rzeczyalbo.czy mogła to być jeszcze jedna pułapka mająca zwabić mnie do Palm Beach w czasie, kiedy Weiss zrobi coś innego tutaj, w hrabstwie Dade?Nie, nie wygłupiajmy się; chyba nie zaplanował, że pokuśtyka w siną dal z ołówkiemw nodze i odciskiem małej piąstki w kroczu i porzuci swoje szkice.Nie, rysunek przedstawiałdokładnie to, co sobie umyślił, na dobre i na złe - a właściwie, z punktu widzenia mojejreputacji, tylko na złe.Pozostawało więc jedno pytanie: kiedy zamierzał to zrobić.Jedynąodpowiedzią, jaka przychodziła mi do głowy, było:  Wkrótce , a to wydawało sięnieszczególnie precyzyjne.Nie było innego wyjścia - będę musiał wziąć sobie wolne i czekać przed hotelem.Tooznaczało, że zostawię Ritę samą z dziećmi, co mi się nie podobało, ale nie widziałem innegorozwiązania.Weiss do tej pory błyskawicznie przechodził od jednego pomysłu donastępnego; teraz prawdopodobnie skupi się na tym konkretnym przedsięwzięciu i będziedziałał szybko.Ryzyko było wielkie, ale się opłaci, jeśli zdołam zapobiec wyświetleniumojego wielkiego zdjęcia na fasadzie The Breakers.No dobrze; tak zrobię.Kiedy Weiss zabierze się do pracy w Palm Beach, będę tam naniego czekał.I podjąwszy decyzję, otworzyłem szkicownik, żeby jeszcze raz rzucić okiem naprzystojnego Komiksowego Dextera.Zanim jednak popadłem w samozachwyt, jakiśsamochód zatrzymał się obok mojego i wysiadł z niego mężczyzna.Coulter. 28Detektyw Coulter obszedł swój samochód od tyłu, przystanął, spojrzał na mnie, wróciłdo drzwi i na chwilę zniknął.Skorzystałem z okazji, żeby wsunąć szkicownik pod siedzenie, aCoulter znowu się pojawił i ponownie okrążył wóz tą samą drogą, tym razem z dwulitrowąbutelką Mountain Dew zwisającą z czubka palca wskazującego.Oparł się tyłkiem o swójsamochód, spojrzał na mnie i wziął duży łyk wody sodowej.Otarł usta grzbietem dłoni.- Nie było cię w gabinecie - stwierdził.- Fakt - przyznałem.W końcu byłem tutaj.- Kiedy przyszło zgłoszenie i okazało się, że chodzi o twoją żonę, zajrzałem do ciebie,żeby dać ci znać - powiedział i wzruszył ramionami.- Patrzę, a ciebie nie ma.Bo już byłeśtutaj, zgadza się? - Nie czekał na odpowiedz i dobrze, bo jej nie miałem.Zamiast tegopociągnął następny łyk z butelki, ponownie otarł usta i zagadnął: - To ta sama szkoła,gdzieśmy znalezli tego drużynowego, hę?- Zgadza się.- Ale już tu byłeś, kiedy to się stało? - spytał, udając niewinne zaskoczenie.- Jakimcudem?Byłem prawie pewien, że tłumacząc się przeczuciem, nie zasłużę sobie na jego uściskdłoni oraz gratulacje.Dlatego ponownie zdałem się na moją legendarną przytomność umysłu iusłyszałem, jak mówię:- Pomyślałem sobie, że przyjadę i zrobię niespodziankę Ricie i dzieciakom.Coulter skinął głową, jakby uznał to za bardzo wiarygodne.- Niespodziankę - powiedział.- Tylko że ktoś cię uprzedził.- Tak - odparłem ostrożnie.- Na to wygląda.Pociągnął następny duży łyk z butelki, ale tym razem nie otarł ust, tylko odwrócił się ispojrzał na drogę, na której wóz pomocy drogowej odholowywał samochód Weissa.- Masz jakieś podejrzenia, kto mógł to zrobić twojej żonie i dzieciom? - drążył, niepatrząc na mnie.- Nie - odparłem.- Uznałem, że to, no wiesz.Wypadek?- Uhm - mruknął i teraz już patrzył prosto na mnie.- Wypadek.Kurczę, nawet o tymnie pomyślałem.No bo wiesz.To ta sama szkoła, gdzie zginął ten gość od zuchów.No iznowu jesteś tu ty.Czyli, hm, wypadek.Serio? Tak myślisz?- Ja, ja tylko.a dlaczego nie? - wiczyłem to całe życie, więc moja zaskoczona minana pewno wypadła doskonale, ale Coulter był wyraznie nieprzekonany. - Ten, jak mu tam, Dupczewicz - rzucił.- Doncević - poprawiłem.- Jeden czort.- Wzruszył ramionami.- Podobno zniknął.Wiesz coś o tym?- Niby skąd? - żachnąłem się i zrobiłem najbardziej zdumioną minę, na jaką było mniestać.- Nie stawił się w sądzie, zostawił swojego chłopaka i wyparował - powiedział.- Po comiałby to robić?- Naprawdę nie wiem - odparłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •