[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są terazsilniejsi niż kiedykolwiek przedtem.Sam, zniecierpliwiony, postanowi! mu przerwać.- Kirn są ci inni?- Pan Czarny Nirriti, ten, który nienawidzi wszystkiego, a Bogów Miastanajbardziej - odparł demon, - Posiał tysiąc umarłych, by walczyli po naszejstronie na brzegach Vedra.Powiedział też, że my, Rakasze, będziemy sobiemogli wybrać te z bezmózgich ciał, które pozostaną po bitwie całe.Sam skrzywił się lekko.- Nie powiem, żeby pomoc Czarnego była mi w smak, lecz skoro jązaproponował, nie odmówię.Kiedy należy go oczekiwać?- Dziś w nocy - zasyczał płomień.- Lecz Dalissa przybędzie wcześniej.Już teraz czuję, jak nadchodzi.- Dalissa? - jęknął Sam.- Ta Dalissa?.- Jest tylko jedna.- wyjaśnił demon.- Ostatnia z Matek StrasznegoPłomienia.Musiała ukryć się w głębinach, gdy Durga i Pan Kalkin płynęlimorzem.Wszystkie jaja, które złożyła wtedy, zostały wypalone, lecz ciągle nosisiię morza płomieni.- l myślisz, że teraz Dalissa zechce mi pomóc?- Nie pomogłaby nikomu innemu, bowiem jako ostatnia ze swego szczepumoże udzielać pomocy jedynie równym sobie.- Wobec tego wiedz.- westchnął Sam - ze ta, którą dawniej znano jakoDurgę, teraz przybrała ciało Brahrny i dowodzi naszymi wrogami.- Wiem o lym - zawirował płomień.- Choć równie dobrze mogłaby sięznaleźć po twojej stronie, gdybyś tylko przyjął jej propozycję.Ale terazwszystko postawiła na jedną kartę.- Dobrze - mruknął Sam.- Lecz nawet pomoc tych dwojga niewielezmienia w układzie sił.- - W stosownym czasie Rakasze wypuszczą na naszych wrogów stada słonii tygrysów.- Dobrze.- l poruszymy żywioły ognia.- Bardzo dobrze.- A Dalissa już jest blisko - zakończył Rakasza.- Chce ukryć się w dolerzeki.Wyruszy, gdy będziemy jej potrzebowali.- Pozdrów ją ode mnie - rzekł Sam, zwracając się do wyjścia.191- Pozdrowię.Płomień ruszył za nim.Kiedy Bóg Śmierci zstąpił na równinę przy brzegach Vedra, Taraka - PanRakaszów wyprawił się za nim, przybrawszy postać wielkiego tygrysa - takie-go, jak jedna z bestii z Kaniburrha.Zaraz jednak coś odrzuciło go od Jamy - to zadziałał środek przeciwkodemonom.Taraka zrozumiał, że nie jest w stanie zbliżyć się do Boga Śmierci.Rakasza zawirował, zrzucając zwierzęce kształty, po czym przybra) formęwiru srebrnego pyłu.- Boże Śmierci! - w umyśle Jamy zahuczały gromkie słowa.- PamiętaszPiekielną Studnię?Skalne odłamki, kamienie i piach uniosty się w górę.wessane przez trąbępowietrzną, po czym wiatr cisnął je w stronę Jamy, który szczelniej otulił siępłaszczem i zmrużył oczy, lecz nadal stał nieporuszony.Minęło parę chwil.Pyl z wolna opadł na ziemie.Jama ani drgnął,Wszędzie wokół leżały ostre odłamki skał i brudny piach, lecz Bóg Śmiercipozostał nietknięty.Jama opuścił poły szkarłatnego płaszcza.Wbił wzrok w wiry powietrza.- Co to za sztuczki? - znowu posłyszał huczące jak dzwon słowa,rozbrzmiewające w swym umyśle.-Jak to się dzieje, że stoisz tak, nieporuszo-ny?Jama nie spuszczał oczu z trąby powietrznej, w klórą przedzierzgnął sięTaraka.- Jak to się dzieje, że tak wirujesz? - zapytał.- Jestem najpotężniejszy 2 Rakaszów- dobiegła go odpowiedź.-Znios-łem już raz spojrzenie twych czarnych oczu, o Śmierci.- Jestem najpotężniejszy wśród bogów - odparł.- Zniosłem już raz ataktwego legionu w Piekielnej Studni.- Jesteś sługusem Trimurti.- Mylisz się - skwitował cierpko.- Przybyłem tu walczyć przeciw Niebu,walczyć w imię akceleracjonizmu.Wielka jest ma nienawiść, tak wielka, jak siłabroni, z którą tu przybyłem, by jej użyć przeciwko bogom.- Obawiam się wobec tego, że będę musiał porzucić nadzieie na walkęz tobą.i wyrzec się przyjemności, jaką dałby mi widok twej klęski.- Przypuszczam, że byłby lo słuszny krok.-.i niewątpliwie przypuszczasz, że zostaniesz tu wodzem? ·- dokończyłgłos.- Nie muszę.Chodzę zwykle własnymi drogami.- Zatem, do następnego spotkania, Panie Jamo.- Do zobaczenia, Tarako.Rakasza niczym płonąca strzała wzbił się w niebo i zniknął z pola widzenia,Niektórzy mówią, że Jama domyśl ił się wszystkiego, gdy stał w ciemnościachnocy w klatce Ptaka Garudy, miotając się beznadziejnie wśród mroków, którymiokryła go Pani Ratri.Inni twierdzą, że dopiero w Pustym Dworze Śmierci, gdy192przesłuchał zapisy taśm - te same, które zbadał Kubera - zrozumiał, conaprawdę się stało.W każdym razie, gdy znalazł się na równinie u brzegówVedra i wszedł do namiotu człowieka, zwanego Sam, pozdrowił go pierwszy,a chociaż Sam sięgnął po miecz, nie wyciągnął swej szabli.- Śmierci - rzekł gospodarz.- Zbytnio się spieszysz.- Zmieniłem plany - odparł Jama.- Co to za zmiana?- Zasadnicza - uśmiechnął się Bóg Śmierci.- Postanfowiłem ruszyćprzeciwko Niebu.- W jaki sposób?- Stal, Ogień.Krew.- Skąd ta decyzja?- W Niebie już nie tak, jak dawniej - westchnął, nagle spocnmurniały.- Rozwody, zdrady, skandale.Ta kobieta posunęła się za daleko, a ja wiem,dlaczego tak zrobiła, Panie Kalkinie.Ani nie jestem zwolennikiem akcelerac-jonizmu, ani go nie odrzucam.Widzę jednak, że w tej chwili jest to jedyna siła,zdolna oprzeć się Niebu.Przyłączę się do was.jeśli przyjmiesz mą szablę.- Przyjmuję.- skwapliwie zgodził się Sam.-.i wzniosę ją przeciwko wszystkim pachołkom bogów - ciągnął dalejPan Jama - oraz przeciwko bogom, z wyjątkiem Brahmy, z którym nie chcęstawać do walki,- Zgoda,- Pozwól więc.że będę powoził twym rydwanem.- Chętnie - na twarz Sarna wypłynął zakłopotany uśmiech.-Tylko, że janie mam rydwanu.- Za to ja mam.i to bardzo szczególny.Pracowałem nad tym pojazdemniemało czasu, chociaż nie jest jeszcze całkiem gotowy, powinien się przydać.Jeszcze tej nocy muszę go złożyć, bowiem bitwa rozpocznie się o wschodzie.- Tak przypuszczałem.Rakasze ostrzegli mnie.gdy dały się widzieć ruchywojsk.Pan Jama pokiwał głową.- l ja je widziałem, gdy przelatywałem nad ziemią.Główne siły uderząz północnego wschodu, wzdłuż brzegów.Bogowie wkroczą do walki później.Poza tym należy się spodziewać ofensywy ze wszystkich stron.nawet Vedranie osłoni nas przed atakiem.- W dole rzeki zaczaiła się Dalissa - wtrącił Sam.- Gdy nadejdziestosowna chwila, wzburzy fale i sprawi, że wrząca woda zaleje brzegi.- Myślałem - zdziwił się Jama - że Matki Płomienia już nie żyją.- Z wyjątkiem tej jednej.- Zakładam, że Rakas2e staną po naszej stronie"7- Nie oni jedni.Bóg Śmierci uniósł brwi.- Ktoś jeszcze?- O, tak - roześmiał się Sam.widząc jego zdumienie.- Przyjąłem ofertępomocy od Pana Nirriti.wiesz, bezmózgie ciała.Źrenice Jamy nagle zwęziły się, nozdrza zadrgały.193- To niedobrze, Siddhartho - spochmurniał nagle.- To barózo nie-dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •