[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy go ujrzała, jejnienaturalny spokój prysnął jak bańka mydlana.Wybuchła płaczem.- Colum, jachcę do domu! - szlochała.- Diabli bierz ciebie, wszystkich O'harów i całą tęIrlandię.Nie powinnam była tu przyjeżdżać.Dłoń zacisnęła aż do bólu, paznokciewryły się w skórę, oto bowiem wolny stan Georgia stwierdzał, że do archiwówstanowych wpłynął dekret o rozwodzie, którego udziela się Rettowi KinnicutButlerowi, z powodu ucieczki jego małżonki Scarlett O'hary Butler.Dekret wydajeZarząd Wojskowy Południowej Karoliny działający z upoważnienia Rządu FederalnegoStanów Zjednoczonych.- Nie ma rozwodów w Południowej Karolinie - powtarzałaScarlett.- Dwaj prawnicy mi to powiedzieli.Powtarzała te słowa raz za razem,aż ochrypła i nie była w stanie wydobyć z gardła żadnego dzwięku.Ale i wtedyukładała usta jak gdyby wypowiadała to, co dyktował jej umysł.Słowo po słowie.Colum wziął ją pod ramię i zaprowadził do ogródka.Tam usiedli oboje na ławce wcichym kąciku.Coś do niej mówił, ale ponieważ nie mógł zmusić jej do posłuchu,ujął jej zaciśnięte pięści w swoje dłonie, głaskał i razem z nią trwał wmilczeniu.Zaczęło się ściemniać.Spadł ciepły deszczyk, a oni siedzieli.Deszczustąpił miejsca olśniewającej purpurze zachodu słońca, a oni nie podnosili się zławki.Zrobiło się ciemno.Brygidka przyszła zawołać ich na kolację, lecz Columkazał jej odejść.- Scarlett nie posiada się z bólu - rzekł.- Powiedz wszystkimw domu, że nie ma powodu do zmartwienia, potrzebuje trochę czasu, by otrząsnąćsię z szoku.Dostała list z Ameryki.Jej mąż jest poważnie chory.Nasza Scarlettobawia się, że umrze, nim go zobaczy.Brygidka pobiegła podzielić się hiobowąwieścią z resztą rodziny.Scarlett się modli - powiedziała.A więc rodzina teżwzięła się do modlitwy.Nim wreszcie zasiedli za stołem, kolacja zdążyławystygnąć.- Powieś przed domem latarnię - powiedział Daniel do Tymoteusza.Zwiatło odbiło się od szklistych oczu Scarlett.- Kasia posyła szal - szepnąłTymoteusz.Colum kiwnął głową, okrył ramiona Scarlett, pomachał dłonią, żebyTymoteusz już sobie poszedł.Minęła kolejna godzina.Na ciemnym, prawiebezksiężycowym niebie rozbłysły gwiazdy, jaśniejsze niż blask latarni.Zpobliskiego pola dobiegł jakiś krótki, zduszony krzyk.Załopotały skrzydła.Sowadopadła swoją ofiarę.- Co robić? - ochrypły głos Scarlett brzmiał niezwykledonośnie w nocnej ciszy.Colum westchnął z ulgą "Bogu niech będą dzięki",Najgorsze minęło.- Wracamy do domu, jak ustaliliśmy - powiedział.- Jeszcze niestało się nic, czego nie można odwrócić.Mówił spokojnym, zdradzającym pewnośćsiebie, kojącym głosem.- Rozwiedziona! W tym krzyku słychać było alarmujący tonhisterii.Colum żwawo rozcierał jej ręce.- Nie jest prawdą, kochanie, że co sięstało, to się nie odstanie.Zło zawsze można naprawić.- Powinnam była siedziećw domu.Nigdy sobie nie wybaczę tej lekkomyślności.- Sza! Rozpamiętywanieprzeszłości do niczego nie doprowadzi.Teraz trzeba pomyśleć o tym, co jest dozrobienia.- On nigdy mnie nie przyjmie! Nigdy, skoro ma takie kamienne serce,że się ze mną rozwiódł.I pomyśleć, że cały ten czas czekałam, aż po mnieprzybędzie.Colum, ja żyłam w przekonaniu, że lada dzień się zjawi, by mniewziąć do siebie.Skąd ta naiwność? Ale jeszcze nie wiesz wszystkiego.Jestem w ciąży.Jakże mogę mieć dziecko, skoro nie mam męża? - Cicho, cicho - uspokajałją Colum.- Czyż to nie jest już wyjście? Wystarczy, że mu o tym powiesz.Scarlett objęła dłońmi brzuch.Tak, oczywiście, idiotka ze mnie, że niepomyślałam o tym wcześniej.Z gardła wyrwał się jej głośny, urwany śmiech.Kawałek papieru - nawet zapisanego - nie skłoni Retta Butlera, by wyrzekł sięswego dziecka.Może przecież unieważnić rozwód, wyrwać akt rozwodowy z ksiągnotarialnych.Rett może wszystko.Właśnie przed chwilą otrzymała dowód jegowszechmocy.Bo nie ma rozwodów w Południowej Karolinie.A mimo to Rett sięrozwiódł.- Colum, ale ja naprawdę chciałabym natychmiast ruszyć w drogę.Przecież muszą być jakieś wcześniejsze rejsy.Oszaleję, siedząc tak tutaj iczekając.- Wyjeżdżamy w piątek rano.Statek odpływa w sobotę.Jeśli wyruszymy wdrogę jutro, i tak będziemy musieli czekać cały dzień.Czy, wobec tego, nielepiej byłoby spędzić ten czas u rodziny? - Och, nie.Muszę być w ruchu, muszęwiedzieć, że wyjeżdżam.Nawet jeśli to tylko drobna część drogi.Muszę wrócić doRetta, i to zaraz.Wszystko jakoś nagle zaczęło zmierzać do końca.jadoprowadzę sprawę do szczęśliwego finału.Wszystko będzie dobrze.czy nie tak,Colum? Powiedz, że wszystko będzie dobrze.- Bo będzie.Ale teraz zjedz coś, aprzynajmniej wypij kubek mleka.Może byłoby dobrze wziąć kropelki? Musisz sięwyspać.Musisz podtrzymywać siły.dla dobra dziecka.- Och, tak.Oczywiście,że tak.Już ja o siebie zadbam.Najpierw jednak muszę zająć się kostiumempodróżnym, kufer też wymaga naprawy.Aha.powiedz, skąd tu wziąć powóz, którypodwiózłby nas do pociągu? Jej głos znowu brzmiał dzwięcznie.Colum wstał zławeczki, pomógł Scarlett dzwignąć się na nogi.- Już ja się wszystkim zajmę -uspokoił ją.- Dziewczęta pomogą mi przy kufrze.Ale wszystko to podwarunkiem, że coś zjesz.- Tak, oczywiście.Choć spokój jej powrócił, ciąglebyła zdenerwowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •