[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza nim leżała zatoka, czarna i prawie niewidoczna.Ledwo dostrzegalne po zachodniej stronie drobniutkie, mrugające światełka Sausalito wydawały się delikatne i znajome w porównaniu z rysującym się na tle południowego nieba, odległym i wspaniałym widokiem zatłoczonego, pełnego jaskrawych kolor ów San Francisco.Mgła była już tylko wątłą smugą kalającą świetność nocy; rzedła i znikała, kiedy się jej przyglądał.Bez końca mógłby wpatrywać się w ten przepiękny krajobraz, jednak dom doktor Mayfair wydawał mu się cudowniejszy.Wydając głębokie westchnienie, Michael przesunął dłonią po ścianie z desek łączonych w pióro, podziwiając równie kunsztowną mozaikę wysokiego sufitu spoczywającego na ciężkich krokwiach, które wznosiły się stromo ku wspólnemu środkowi.Wszystkie deski, z pięknie wysłojowanego drewna, zakołkowano, dopasowano, wyheblowano i zakonserwowano znakomicie.Drewniane ramy wokół szklanych drzwi.Na stojących tu i ówdzie meblach połyskiwały niewyraźnie szkło i skóra; nogi krzeseł i stołów odbijały się w błyszczącej podłodze.Wschodni róg domu zajmowała kuchnia, którą ujrzał w tej najwcześniejszej, przelotnej wizji – obszerna alkowa z ciemnymi szafkami i błyszczącymi, miedzianymi rondlami zwisającymi z haczyków.Taką kuchnię należy oglądać, a nie tylko korzystać z niej.Jedynie głęboki kamienny kominek z wysokim, obszernym paleniskiem – na którym można było usiąść – oddzielał kuchnię od pozostałych pokojów.– Nie myślałam, że się panu spodoba – powiedziała.– Och, jest cudowny – westchnął.– Zbudowany jak okręt.Nigdy nie widziałem domu wykonanego z podobnym kunsztem.– Czuje pan, jak się kołysze? Zrobiono go tak, aby poruszał się wraz z wodą.Michael powoli przemierzał gruby dywan rozłożony w bawialni Dopiero wtedy dostrzegł za kominkiem kręcone żelazne schody.Łagodne, bursztynowe światło sączyło się z otwartych drzwi na górze.Natychmiast przyszły mu na myśl sypialnie, pokoje otwarte jak ten tutaj, gdzie leżałby wraz z nią w ciemności, a w oddali migotałyby światła miasta.Jego twarz znów płonęła.Zerknął na Rowan.Czy odgadła tę myśl, tak jak przedtem jego pytanie? Do diabła, na to wpadłaby każda kobieta.Doktor Mayfair stała w kuchni przy otwartych drzwiach lodówki i w czystym, białym świetle po raz pierwszy naprawdę zobaczył jej twarz.Skórę gładką i sprężystą jak u Azjatki, w odcieniu jednakże typową dla blondynki.Teraz, kiedy Rowan się do niego uśmiechnęła, na jej policzkach pojawiły się dwa dołeczki.Ruszył w jej stronę, znów wyraźnie świadom jej fizycznej obecności, sposobu, w jaki światło odbijało się od jej rąk, olśniewająco pięknych włosów, które przy najdrobniejszym ruchu ocierały się o kołnierz, stając się istotnym elementem każdego gestu.Kiedy Rowan zamknęła drzwi lodówki, kiedy zgasło czyste białe światło, Michael zdał sobie sprawę, iż za północną szklaną ścianą domu, daleko po lewej stronie, tuż przy frontowych drzwiach, dostrzega stojącą na kotwicy białą łódź gigantycznych rozmiarów.Słaby reflektor oświetlał ogromny dziób, liczne świetliki i ciemne okna sterówki.W zestawieniu z miękkim umeblowaniem i porozrzucanymi dywanikami, które go otaczały, łódź wydawała mu się monstrualnie wielka, niczym wieloryb wyrzucony na plażę.Ogarnęło go uczucie graniczące z paniką.Dziwaczny lęk – zupełnie jakby tamtego dnia, kiedy go ocalono, poznał jakąś okropną historię, która wraz ze wszystkim innym poszła w zapomnienie.Nie pozostało nic, jak tylko pójść do tej łodzi.Położyć dłonie na pokładzie.Zorientował się, że podchodzi do szklanych drzwi; potem zatrzymał się, zmieszany i patrzył, jak Rowan pociąga za klamkę i rozsuwa ciężkie szklane tafle.Uderzył w niego podmuch zimnego, słonego wiatru.Usłyszał poskrzypywanie ogromnej motorówki; słabe, księżycowe światło reflektorów wydało mu się ponure i zdecydowanie nieprzyjemne.Zdatna do żeglugi morskiej, tak powiedziano.Patrząc na tego giganta, gotów był w to uwierzyć.Odkrywcy przemierzali oceany tego świata w łodziach o wiele mniejszych niż ta tutaj.Raz jeszcze wydała mu się groteskowa, zatrważająco nieproporcjonalna.Wkroczył na molo, gdzie wiatr zwiał mu kołnierz na policzek.Ruszył ku brzegowi.W dole leżała idealnie czarna woda, on zaś czuł jej zapach, nieunikniony zastały odór martwych stworzeń morza.Daleko za zatoką dostrzegał światła Sausalito, jednakże teraz przenikliwe zimno stanęło między nim a urokami krajobrazu i Michael zdał sobie sprawę, że wszystkie znienawidzone przez niego cechy zachodniego klimatu zjednoczyły się w tej właśnie chwili.Nie było tu nigdy ciężkiej zimy, ani gorącego lata, tylko ten wieczny chłód i niegościnna surowość.Tak się cieszył, że wkrótce będzie w domu, gdzie sierpniowy upał czeka na niego niby ciepły koc.Ulice Dzielnicy Ogrodów, drzewa kołyszące się na łagodnym wietrze.Lecz to jest owa łódź i ta właśnie chwila
[ Pobierz całość w formacie PDF ]