[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nalałem sobie szkockiej.Upiorny smak! Jak, do licha, David może pić coś takiego? Dużo lepiej smakowała czekolada.Cholernie fantastycznie! Pożarłem całą tabliczkę, a potem ponownie zadzwoniłem do restauragi i zamówiłem każdy czekoladowy deser, jaki mieli w karcie.David, muszę zadzwonić do Davida, pomyślałem.Wydawało mi się jednak niemożliwością wstać z krzesła i podejść do telefonu stojącego na biurku.Poza tym wiele spraw musiałem jeszcze przemyśleć, zanim je przedyskutujemy.Do diabła z utrapieniami, doświadczenie było odjazdowe! Zacząłem już nawet przywykać do olbrzymich dłoni i porowatej, ciemnej skóry.Nie wolno mi zasnąć.Co za strata.Obudził mnie dzwonek! A jednak zasnąłem.Minęło całe pół godziny śmiertelnego czasu.Podnosiłem się na nogi z takim trudem, jakbym miał na sobie tonę cegieł.Jakoś zdołałem otworzyć drzwi i wpuściłem pokojówkę, atrakcyjną kobietę w średnim wieku.Wtoczyła do salonu przykryty płótnem stolik wyładowany jedzeniem.Oddałem stek Mojo, kładąc mu jako serwetkę ręcznik z łazienki.Zaczął chciwie żuć.Oczywiście na leżąco jak wszystkie wielkie psy, przy czym wyglądał groźnie niczym lew leniwie ogryzający nieszczęsną ofiarę unieruchomioną w potężnych łapach.Od razu wypiłem gorącą zupę, nie będąc w stanie poczuć smaku, co należało złożyć na karb paskudnego przeziębienia.Wino okazało się wyborne, dużo lepsze niż to, które piłem ubiegłej nocy, choć nadal wydawało mi się rzadkie w porównaniu z krwią.Wychyliłem dwie szklanki i miałem pożreć drugie danie, gdy zorientowałem się, że zdenerwowana pokojówka nadal stoi przy drzwiach.— Jest pan chory — zauważyła.— Bardzo, bardzo chory.— Nonsens, ma cherie — odparłem.— To przeziębienie, nic więcej.— Sięgnąłem do kieszeni koszuli po plik banknotów, wręczyłem jej kilka dwudziestek i kazałem odejść.Zrobiła to bardzo niechętnie.— Kaszel jest silny — wskazała jeszcze.— Myślę, że naprawdę potrzebuje pan pomocy lekarza.Dużo czasu spędził pan na zewnątrz, czyż nie?Wlepiłem w nią wzrok, całkowicie wzruszony jej troską.Uświadomiłem sobie, że znajduję się w niebezpieczeństwie wybuchnięcia płaczem.Chciałem ją ostrzec, iż jestem potworem, a ciało zostało po prostu ukradzione.Była niezwykle czuła, niepoprawnie życzliwa.— Wszyscy jesteśmy jednością — powiedziałem.— Cała ludzkość.Musimy troszczyć się o siebie nawzajem, prawda?Sądziłem, że po tak wyświechtanych banałach, wyrażonych z pijackim przekonaniem, kobieta wyjdzie.Nie uczyniła tego.— Owszem — przyznała.— Lepiej natychmiast zadzwonię po doktora, to może zdąży przed nadejściem zamieci.— Nie, moja droga, idź już — poprosiłem.Rzuciła mi ostatnie, pełne niepokoju spojrzenie i opuściła apartament.Skonsumowałem talerz kluseczek w sosie serowym; kolejna, pozbawiona smaku porcja soli; a potem począłem dumać, czy pokojówka nie miała racji.Przeszedłem do łazienki i zapaliłem światło.Mężczyzna w lustrze wyglądał okropnie, oczy miał przekrwione, całe ciało rozedrgane, a naturalnie ciemną skórę bladą, wręcz trupią.Próbowałem oszacować temperaturę, kładąc dłoń na czole, ale nic mi z tego nie przyszło.Z pewnością nie umrę od przeziębienia, pomyślałem.Po chwili jednak zachwiałem się w swoim przekonaniu.Przypomniała mi się troska na obliczu pokojówki, a także na twarzach ludzi, z którymi wcześniej rozmawiałem.Zaczął mną szarpać kolejny napad kaszlu.Muszę działać, postanowiłem.Ale jak? Co, jeśli lekarz poda jakiś medykament, który tak mnie osłabi, że nie zdołam wrócić do domu Jamesa? Lub jeśli środek leczniczy zakłóci koncentrację, co uniemożliwi dokonanie zamiany? Wielki Boże, nawet nie próbowałem unieść się z ludzkiego ciała, a przecież przychodziło mi to bez trudu we własnej powłoce.Jednakże teraz nie zamierzałem eksperymentować.Może nie potrafiłbym wrócić? Postanowiłem zaczekać na Jamesa i trzymać się z dala od doktorów oraz igieł.Zabrzęczał dzwonek.Znów pojawiła się pokojówka o miękkim sercu, tym razem z torbą wypchaną lekarstwami — buteleczkami z czerwoną i zieloną cieczą, paczuszkami pigułek.— Naprawdę powinien pan wezwać lekarza — upierała się, układając medykamenty w rządku na marmurowym stoliku.— Może jednak?— Absolutnie nie — zaprotestowałem, wręczając jej napiwek i lekko popychając w stronę drzwi.Zdążyła jeszcze zapytać, czy może wyprowadzić psa, który zjadł już kolację.Uznałem, że to świetny pomysł i wcisnąłem w dłoń dodatkowe banknoty.Kazałem Mojo pójść za kobietą i robić, co każe.Pies ją najwidoczniej fascynował.Wymruczała coś na temat tego, że zwierzę ma łeb większy od ludzkiej głowy.Wróciłem do łazienki i wbiłem wzrok w przyniesione specyfiki.Nie miałem na nie specjalnej ochoty.Jednak zwrócenie chorego ciała byłoby niedżentelmeńskie.James mógłby go nie zechcieć.Chociaż wątpię w to.Weźmie dwadzieścia milionów wraz z kaszlem i przeziębieniem.Pociągnąłem łyk ohydnego zielonego lekarstwa, z całych sił zwalczając mdłości, a potem zawlokłem się do salonu i opadłem na krzesło obok biurka.Znalazłem tam firmową papeterię hotelu i pióro kulkowe.Zacząłem pisać, co okazało się wyjątkowo trudne biorąc pod uwagę te wielkie palce.Jednak nie ustawałem w wysiłkach i wytrwale, a zarazem pospiesznie i szczegółowo, notowałem wszystkie uczucia i spostrzeżenia.Pisałem i pisałem, choć głowa ciążyła niczym ołów, a oddychanie wymagało coraz większego nakładu energii.W końcu zabrakło papieru, a ja nie byłem już w stanie odczytać własnych bazgrołów.Wepchnąłem zapiski do koperty, zakleiłem ją i zaadresowałem do swojego mieszkania w Nowym Orleanie.Następnie schowałem list do kieszeni koszuli, w bezpieczne miejsce pod swetrem, skąd nie mógł zginąć.Wreszcie rozciągnąłem się na podłodze.Potrzebowałem snu.Odpoczynek zabierze mi wiele śmiertelnych godzin, ale nie miałem siły robić nic innego.Jednak głęboki sen nie nadchodził.Zamiast tego wpadłem w gorączkową drzemkę pełną uczucia strachu.Pamiętałem, że pokojówka odprowadziła Mojo i ponownie mówiła mi, że jestem chory.Pojawiła się też sprzątaczka z drugiej zmiany.Krzątała się po apartamencie około godziny.Mojo legł obok mnie, a ja się w niego wtuliłem, wdychając cudowny zapach sierści.Nawet jeśli nie był tak ostry jak u moich dogów, przez chwilę myślałem, że znalazłem się ponownie w czasach dzieciństwa we Francji.Wspomnienia tamtych dni zatarły w pewnym sensie obecne doświadczenie.Od czasu do czasu otwierałem oczy, widziałem aureolę płonącej lampy i ciemne odblaski szyb na meblach.Zastanawiałem się, czy słychać padający na zewnątrz śnieg.W pewnym momencie podniosłem się na nogi i ruszyłem do łazienki.Niestety uderzyłem mocno głową o framugę i upadłem na kolana.Mon Dieu, te drobne cierpienia! Jak radzą sobie z nimi śmiertelnicy? Jak ja to niegdyś znosiłem? Co za ból! Pulsuje niczym ciecz rozlewająca się pod skórą.Czekały mnie jeszcze gorsze próby.Rozpaczliwa konieczność zmusiła mnie do skorzystania z toalety.Potem musiałem się starannie umyć, bo aż drżałem z obrzydzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •