[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hm.I decyzja musi być jednogłośna?- Tak.- A zatem.a zatem może pan już w tej chwili zrezygnować z całej tej sprawy.Sądzę.umiem docenić pańskie trudy, ale.Głos uwiązł mu w gardle.Doktor Hendrix uśmiechnął się zimno.- Nie zechciałby pan zostawić tego wszystkiego w moich rękach?- Przepraszam, sir.- Kiedy sprawa zostanie załatwiona, porozumiem się z panem.A może inaczej: o ile sprawa zostanie załatwiona, dam panu znać.- Tak jest, sir! - Max powstał - Proszę o wybaczenie raz jeszcze, ale istnieje kilka wątpliwości, które chciałbym wyjaśnić.Astronauta pochylał się już właśnie nad biurkiem, chcąc przystąpić do własnych zajęć, lecz spojrzał w stronę Maxa, ukazując złą, zniecierpliwioną twarz.- O co chodzi?- Może powiedziałby mi pan.pytam tylko przez ciekawość.otóż, może zechciałby mi pan powiedzieć, w jaki sposób odkrył pan to fałszerstwo, sir?- Ach, to chcesz wiedzieć, Jones! No cóż.sam się zdradziłeś.Jestem przekonany, że nie tylko ja znam tę sprawę.Kelly chyba też.on zawsze ma szczęście w rozwiązywaniu tego rodzaju łamigłówek.Pewnego razu słyszałem, jak Lundy zapytał pana o pewną knajpką na Księżycu.Z pańskiej odpowiedzi wywnioskowałem, że nie wie pan, o czym mowa, a to jest niemożliwe.Każdy astronauta, każdy, kto lata w Kosmosie, musi znać to miejsce.Ta knajpka znajduje się tuż naprzeciwko wschodniej śluzy do księżycowego kosmodromu.- Oh!- Lecz cała sprawa wyjaśniła się już ostatecznie w połączeniu z tym.- ponownie postukał w książeczkę lotów.- Jak pan wie, Jones, stale mam do czynienia z liczbami, dlatego nie mogę nie zwracać uwagi na wymowę liczb, tak samo, jak nie mógłbym sam z siebie przestać oddychać.A z tego dokumentu wynika, że wyruszył pan w Kosmos na rok przed odejściem pańskiego wuja.Dobrze jednak wiem, że w tamtym czasie Chet kształcił pana u siebie w domu i nie mogło być inaczej, gdyż był pan zbyt młody.A zatem dwa równoważne fakty stoją wobec siebie w jawnej sprzeczności.czy potrzebne są dalsze wyjaśnienia?- Widzę, że nie wykazałem się zbytkiem inteligencji.- Z pewnością nie można tego panu przyznać.Język liczb jest jednoznaczny, dlatego lepiej z nimi nie kręcić.Co poza tym leży panu na sercu?- Niepokoją mnie jeszcze konsekwencje tego, co zrobiłem.- Wskazał na sfałszowany dokument.- Ach, to tutaj.- westchnął Hendrix, podając książeczkę Jonesowi - Nie wiem.To jest już wyłącznie sprawa Gildii Stewardów i Pisarzy.Mój cech nie będzie się mieszał w kwestie natury dyscyplinarnej, należące do innej gildii.Nie mam jednak wątpliwości, że sklasyfikują to jako wykroczenie przeciwko etyce zawodowej i wyciągną wnioski.Z tą słabą pociechą Max wyszedł z kabiny Hendrixa.Mimo to czuł się znacznie lepiej, niż w chwili, gdy wchodził onegdaj na pokład.Myśl, o czekającej go karze nie była aż tak bardzo nie do zniesienia, jak życie z obawą, kiedy i gdzie go nakryją.Wkrótce jednak i o tym zapomniał - wizje ponurej przyszłości ustąpiły radości z powodu pierwszego kroku, jaki wreszcie zrobił na drodze do astronautyki.Chciałby móc opowiedzieć o tym Samowi.albo Ellie.12Tego samego dnia wpisano do księgi pokładowej, że Maximilian Jones został przyjęty na aspiranta do stopnia oficerskiego.Sam kapitan wezwał go do siebie, odebrał przysięgę, złożył życzenia pomyślności i nazwał go "mister Jonesem".Ceremonia była niezwykle prosta, odbyła się jedynie w obecności doktora Hendrixa oraz pisarza.Lecz to był dopiero początek.To, co nastąpiło później, zaskoczyło Maxa bardziej, niż sama nominacja.- Myślę, że będzie znacznie lepiej, jeśli resztę dnia spożytkuje Mr.Jones na przeprowadzkę i aklimatyzację - powiedział kapitan z lekkim mrugnięciem oka - Zrozumiał pan moje intencje, doktorze?- Oczywiście, panie kapitanie.- A zatem w porządku.Bennett, będzie pan tak miły i wezwie Dumonta.Główny steward na pokładzie pasażerskim nie posiadał się ze zdumienia, ujrzawszy, jak dotychczasowy pomocnik stewarda III klasy nieomal w ciągu paru chwil przedzierzgnął się w oficera.W odpowiedzi na pytanie kapitana odparł zaskoczony- Sądzę, że Mr.Jones mógłby zamieszkać w kabinie B-014.Czy jest pan zadowolony, sir?- Oczywiście, oczywiście.- Zaraz polecę, aby przeniesiono pańskie rzeczy na górę.- W porządku.A pan, Mr.Jones, zechce pójść razem z Dumontem.Ale chwileczkę.jeszcze moment.Przecież musimy znaleźć dla pana jakąś czapkę.Kapitan podszedł do szafy i zaczął szukać.- Pamiętam, że miałem jakąś, która powinna być odpowiednia.- Kapitanie, niech pan nie szuka - powstrzymał go Hendrix - Mam jedną przy sobie.Poza tym Mr.Jones i ja nosimy ten sam numer.- Dobrze.Choć przypuszczam, że w ciągu ostatnich kilku minut jego głowa mogła nieco napuchnąć.- Już ja się postaram, aby wszystko wróciło do normy - nieprzyjemnie roześmiał się Hendrix, po czym podał Maxowi czapkę.Nowomianowany oficer odniósł wrażenie, jakby ten gest miał rangę symbolu, był echem sentymentu, świadectwem dawnych czasów.Omal nie wyszedł z siebie, gdy zaczął mruczeć coś, co miało oznaczać podziękowanie, a kiedy wychodził z kabiny, był bliski potknięcia się o własną nogę.Gdy już zamknęły się drzwi kapitańskiego apartamentu, Dumont przystanął.- Nie trzeba, aby pan szedł na dół, do kabiny załogi.- zwrócił się do Jonesa - Jeśli z łaski swojej poda mi pan numer swojej szafki, sam to załatwię.- Ależ, Mr.Dumont!.Mam bardzo niewiele rzeczy i poradzę sobie bez pańskiej fatygi.Lecz Dumont stał nieporuszony.- Za pozwoleniem.Niech pan obejrzy swoją nową kabinę, a ja już wszystko załatwię.W swym nowym, jednoosobowym oczywiście, pokoju znalazł materac piankowy, zasłany kocem.Przy drzwiach znajdowała się niewielka umywalka oraz lustro.Nad łóżkiem wisiała półka na książki, obok szafa.Gdzieś w kącie znalazł opuszczony blat do pisania, telefon oraz brzęczyk, podłączony do pełniącego służbę oficera.W skład inwentarza wchodziło także ruchome krzesło, kosz na śmieci oraz niewielki dywanik na podłodze.Najbardziej jednak przypadł mu do gustu solidny zamek przy drzwiach - dobra gwarancja minimum prywatności.Właśnie oglądał zawartość szuflad, gdy wrócił Dumont z jego rzeczami - oczywiście sam nie niósł skąpego tobołka, gdyż ceniąc swą godność zatrudnił przy tej pracy pomocnika, pełniącego służbę.Steward wszedł za swym szefem i zapytał ze stosowną czołobitnością- Gdzie mam złożyć te rzeczy, sir?Max rozpoznał człowieka, który już od dawna siedział przy jego stoliku, podczas obiadów.- Hallo, Jim! - wykrzyknął, lekko speszony - Walnij to wszystko na łóżko! Dziękuję.- Tak jest, sir.Moje gratulacje.- Dziękuję raz jeszcze.Uścisnęli się.Dumont, jak zwykle czujny, dbał, aby ta ceremonia nie została przeciągnięta nad obowiązujące normy przyzwoitości.- To wszystko, Gregory.- włączył się, gdy obaj potrząsali jeszcze prawicami - Możesz już wracać do zmywania.Coś poza tym, sir - ostatnią kwestię skierował oczywiście do Maxa.- Nie, dziękuję.- Czy mógłbym przypomnieć o konieczności naszycia nowych dystynkcji? Mam nadzieję, że nie ma pan zamiaru wykonać tego własnoręcznie, sir.Prawdopodobnie jestem lepszym mistrzem igły i nożyc - dodał z sarkazmem.- Zapewne.Ale sam też bym sobie poradził.- Moja żona niewątpliwie będzie zaszczycona tym obowiązkiem - ciągnął Dumont - Szyje dla wszystkich pań z pokładu pasażerskiego.Jestem przekonany, że do kolacji mundur będzie gotowy, z nowymi dystynkcjami, oczyszczony i wyprasowany.Max był szczęśliwy, że mógł obarczyć tą pracą kogoś innego.Poza tym w tej samej chwili dotarła doń świadomość konieczności odwiedzania salonu - od dzisiaj miał tam spożywać wszystkie posiłki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]