[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na spleen angielski tam nie było czasu!A ja chcę znowu właśnie się powtórzyć.Ciężko było patrzeć na kolumny kobiet, wykańczane pracą, sunące po błocie.Wyszarzałe twarze, zabłocone szatki.Idą, podtrzymując słabe muzułmanki.Są jeszcze niektóre, co wciąż silnym duchem wspierają inne i własne mięśnie.Są oczy jeszcze, co śmiało spoglądają w marszu, starają się równać szeregi.Nie wiem, czy ciężej było patrzeć na te, co wieczorem zmęczone wracały po pracy, czy na te, co rano, mając cały dzień przed sobą, wychodziły w pole niby po spoczynku i podtrzymywały słabe koleżanki.Widziało się twarze i postaci, które do ciężkiej roboty w polu nie mogły pasować ani się nadawać.Widziało się również i nasze wieśniaczki, przyzwyczajone zdawałoby się do ciężkiej pracy, tutaj kończone prawie równo z “paniami”.Wszystkie pędzono pieszo kilometrami do pracy, w pogodę czy też w dzień dżdżysty.Gdy kobiety stopkami wżynały się w błoto, “bohaterowie” obok na koniach, z psami - pokrzykując, paląc papierosy - jak kowboje gnali stado owiec czy bydła.W obozie mieliśmy już istną wieżę Babel; różnymi językami koledzy mówili.Bo oprócz Polaków, Niemców, bolszewików, Czechów, kilku Belgów, Jugosłowian, Bułgarów, przywieziono również Francuzów, Holendrów, paru Norwegów i Greków.Pamiętam, że Francuzi dostali numery ponad czterdzieści pięć tysięcy.I kończyli się szybko, jak nikt w obozie.Ani to do pracy, ani koleżeństwa.Wątłe jakieś chuchra i głupio oporne.Z transportów żydowskich, które przyjeżdżały, część młodych dziewcząt z ustawionych setek do “kąpieli” w gazie, esesmani wyciągali, ratując od śmierci.Lubując się widocznie w pięknie nagiego ciała, wybierali kilka dziennie, co powabniejszych kształtów.Jeśli po kilku dniach dziewczyna jeszcze wciąż potrafiła ratować swe życie, płacąc pięknością lub jakimś sprytem - czasami się zdarzało, że umieszczano taką gdzieś w izbie pisarskiej, rewirze lub komendanturze.Miejsc jednak było mało, a pięknotek wiele.Tak samo z setek idących do gazu wyciągali esesmani i część młodych Żydów.Ci byli normalnie ewidencjonowani.Szli na nasze bloki i do różnych komand.Był to znowu sposób na resztę Żydów w świecie.Wspominałem już o tym, że przez jakiś czas Żydzi umieszczani byli na krótko w pracy pod dachem; pisali wówczas listy, śląc je do rodzin, że jest im tu dobrze.Lecz wtedy pisali równo z nami, to znaczy dwa razy na miesiąc, w niedziele.Teraz na blokach, gdzie mieszkali Żydzi, od czasu do czasu zjawiali się esesmani, przeważnie w jakiś dzień powszedni (my pisaliśmy nadal listy w niedziele).Przychodząc wieczorami, esesmani zbierali wszystkich Żydów, mieszkających na tym bloku i kazali siadać przy jednym stole.Rozdawali formularze obowiązujące w lagrze, każąc pisać listy do rodzin, krewnych, a w braku takowych nawet do znajomych.Stali nad nimi i czekali aż skończą.Potem listy sami od nich odbierali, wysyłając w różne kraje Europy.Niechby taki Żyd napisał, że mu jest źle.Wszyscy więc pisali, że jest im tu bardzo dobrze.Gdy już swe zadanie pisania uspokajających listów do Żydów w różnych krajach nasi Żydzi w lagrze dobrze wykonali i stali się zbędnym obciążeniem lagru, wtedy wykańczani byli jak najszybciej przeniesieniem do ciężkiej pracy gdzieś w Brzezince, albo nawet często wprost do SK.W SK tymczasem - jak zawsze - wykańczano.Był tam Żyd, nazywany powszechnie: Dusiciel.Miał on przydzielonych co dzień kilku lub kilkunastu Żydów do skończenia.Zależało to od większego lub mniejszego stanu całej SK.Tych Żydów przeznaczonych na zagładę czekała tu przykra śmierć od ich współwyznawcy, potężnego w barach Żyda Dusiciela [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •