[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po historii w Hawanie przyczaił się na pięć lat.Cierpliwość stanowiła jego siłę.Czekająca go robota nie należała do spektakularnych, prawdopodobnie nikt nie zauważy zniknięcia ofiary, a co za tym idzie, nikt nie będzie go podejrzewał.Dla niego był to drobiazg, ale klient bardzo się niecierpliwił.Znaj­dował się akurat w pobliżu, stawka była niezła, więc się nie wahał.Miał tylko nadzieję, że jego kumpel Luke nie przebierze się i tym razem za farmera, lecz domyśli się, że powinien wyglądać jak wędkarz.Po tej robocie miał zamiar zrobić sobie długie wakacje, może w ogóle się wycofać.Pieniędzy mu nie brakowało - tego, co ma, z pewnością nie zdoła wydać, nawet gdyby szastał forsą na prawo i lewo.Jednak głównym powodem rozważań o emeryturze było to, że zaczynał popełniać nie­dopuszczalne błędy.W oddali ujrzał nabrzeże i zmienił kurs.Miał w zapasie trzydzieści minut.Popłynął ćwierć mili wzdłuż linii brzegu, a potem zwrócił dziób ku plaży.W odległości dwustu jardów od lądu zgasił motor, zdjął go z rufy i wrzucił do wody.Położył się na dnie pontonu, który dryfował na fali, wspomagany lekkimi ruchami plastikowego wiosła.Kie­rował się ostrożnie ku ciemnej plamie ceglanych baraków, stojących rzędem w odległości trzydziestu stóp od brzegu.Po chwili wskoczył do sięgającej pasa wody i małym scy­zorykiem przedziurawił ponton.Gumowy wrak nabrał wody i zatonął.Plaża była pusta.Luke stał sam na końcu nabrzeża.Była jedenasta.Czekał na przybysza, zaopatrzony w wędkę z kołowrotkiem.Na głowie miał białą czapkę z daszkiem.Nagle stanął obok niego jakiś mężczyzna, który pojawił się znikąd, niczym duch.- Luke? - spytał cicho przybysz.Hasło brzmiało inaczej.Luke przeraził się.W pudełku z haczykami miał ukryty pistolet, ale nie zdążyłby po niego sięgnąć.- Sam? - rzucił niepewnie.Może o czymś zapomniał? Może Khamel nie mógł znaleźć nabrzeża?- Tak, to ja.Wybacz tę drobną zmianę.Miałem problemy z pontonem.Luke odetchnął z ulgą.Serce przestało mu łomotać.- Gdzie samochód? - spytał Khamel.Luke omiótł go szybkim spojrzeniem.Tak, na pewno stał przed nim Khamel, choć miał ciemne okulary i od­wracał głowę ku morzu.Wskazał głową jeden z baraków.- Obok monopolowego.Czerwony pontiac.- Daleko stąd do Nowego Orleanu?- Pół godziny drogi - odparł Luke kręcąc kołowrotkiem.Khamel cofnął się o pół kroku i dwukrotnie uderzył łą­cznika w kark.Najpierw lewą, potem prawą ręką.Pęknięty kręgosłup przerwał rdzeń.Luke upadł ciężko i jęknął.Tyl­ko raz.Khamel przyglądał się, jak umiera, a potem od­szukał kluczyki w kieszeni zabitego, po czym kopnięciem zrzucił ciało do wody.Edwin Sneller - czy jak mu tam - nie otworzył drzwi.Bez słowa wsunął pod nie klucz.Khamel podniósł go i wszedł do sąsiedniego pokoju.Szybko znalazł się przy łóżku, na którym położył torbę.Potem podszedł do okna, za którym w oddali widać było rzekę.Przez chwilę spo­glądał na światła Dzielnicy Francuskiej, a potem zasunął zasłony.Stanął przy telefonie i wystukał numer Snellera.- Opowiedz mi o niej.- W aktówce znajdziesz dwie fotografie.Khamel otworzył teczkę i wyjął zdjęcia.- Mam je.- Są ponumerowane.Pierwsze pochodzi z tableau stu­dentów przyjętych na prawo.Zdjęcie było robione kilka­naście miesięcy temu, ale nic aktualniejszego nie znaleź­liśmy.Nie jest zbyt wyraźne, bo zrobiliśmy powiększenie.Drugie ma dwa lata.Też powiększenie z tableau absol­wentów Uniwersytetu Stanowego Arizony.Khamel podniósł zdjęcia do oczu.- Piękna kobieta.- Owszem.Dosyć ładna.Jednak weź pod uwagę, że zmieniła tę wspaniałą fryzurę.Czwartkową noc spędziła w hotelu.Płaciła kartą kredytową.W piątek rano już ją prawie mieliśmy.Na podłodze w hotelu znaleźliśmy długie pasemka włosów i plamkę czegoś, co zostało zidentyfi­kowane jako czarna farba.Bardzo czarna.- Co za strata!- Nie widzieliśmy jej od środy wieczorem.Okazała się sprytna: w środę płaciła kartą za hotel, w czwartek podo­bnie, z tym że zmieniła lokum, w piątek po południu pod­jęła z konta pięć tysięcy w gotówce i gdzieś się zaszyła.- Może uciekła.- Nie da się tego wykluczyć, choć wszystko wskazuje na to, że wciąż jest w mieście.Wczoraj wieczorem ktoś był w jej mieszkaniu.Założyliśmy tam podsłuch, ale spóź­niliśmy się o dwie minuty.- Wolno biegacie, chłopaki.- To duże miasto.Nasi ludzie obstawiali lotnisko i dwo­rzec kolejowy.Obserwujemy dom jej matki w Idaho.Bez rezultatu.Dlatego przypuszczam, że wciąż jest tu.- Ale gdzie?- Chodzi po mieście, zmienia hotele, dzwoni z auto­matów, nie pokazuje się w miejscach, do których wcześniej chodziła.Szuka jej policja.Rozmawiali z nią po tym zamachu w środę, potem im uciekła.My jej szukamy, oni szukają, ktoś ją w końcu znajdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •