[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do Wenecji daleko było jeszcze, wiatr ku wieczorowi zwolniał, statek posuwał się leniwo,miał więc pan Konrad dosyć czasu, a gdyby nawet zawstydzona Cazita pokazać się już niechciała, postanowił go dla niej oddać ojcu.Tak, ze spokojniejszym już sumieniem wziął siędo wina, chleba i sera.Węgrzynek byłby się chętnie o swoją też część tej biesiady upomniał, bo go dosyć we-wnątrz zwijało, ale Konrad postanowił nie zostawić ani prószynki i z oczów mu było widać,że gotów był bić się o nie, gdyby mu je kto chciał odebrać.Węgrzynek więc dobył swojego chleba kupionego w Trieście i pożywał go, odświeżającprozaiczną cybulą, która mu dość smakowała.Wzdychał jednak za ojczystą słoninką, przypie-kaną, kto wie czy i nie za gorącą misą krupniku ale te były daleko.22Nieszczęściem nawet cudowny widok zachodzącego słońca, które coraz jaskrawiej złociłofale i malowało niebo najczystszymi farbami swojej palety, nie nasycał chłopaka, który mu sięprzypatrywać nie umiał.Wieczór na Adriatyku był istotnie czarowny, niebo w świątecznych swych szatach, morzew atłasach drogimi kamieniami sadzonych, powietrze przepojone wonią orzezwiającą.Nie-kiedy wiatr od lądu przynosił jakby sny czeremch rozkwitłych i bzów rozpachniałych.Stateksię ślizgał, niezbyt daleko trzymając od brzegów, uroczyste na nim panowało milczenie.Tur-cy odprawiali swe modlitwy, wielu znużonych podróżnych odpoczywało na pakach, kapitanpatrzył opodal w stronę Wenecji, ojczystego swojego miasta, które kochał bardzo, którego byłzawsze wiernym dziecięciem, za którym tęsknił w podróży i pilno mu je ujrzeć było.Przynajpomyślniejszym jednak wietrze dopiero nazajutrz, o dniu białym, mieli ujrzeć z morzadobywające się campanille i płowe wybrzeże Lido, na którym wśród ogródka i winnicy stałdom stary kapitana Zeno.Cazita, połajana przez Anunziatę, usiadła w kątku, zasłoniła oczy paluszkami, i udającsmutek wielki, śmiała się szczerze.jak dziecko.Poczciwa ciotka ze swą rozczochraną głową stała nad nią, wziąwszy się w boki, i dopeł-niała sumiennie, gderząc, obowiązków opiekunki. Madonna del Salute! Madonna delle Grazie! Otóż jak to dziś ta młodzież jest płochą wołała. Tak! tak! to ci się niczym zdaje, nieznajomemu, obcemu człowiekowi okazać nibyzimną grzeczność tylko.Tak! tak! nic w tym nie widzisz zdrożnego? prawda! Cazita! Cazita!Ależ to tak, a nie inaczej gubią się wszystkie dziewczęta; jedno spojrzenie, jeden ukłon,uśmiech jeden, a szatan potrafi z tego korzystać.Zawiązał pętelkę i pociągnie cię nią do pie-kła! Tak! tak! signorina mia, tak! nic się to zdaje, mała rzecz na pozór, ale wielka być onamoże w nieobrachowanych następstwach.Czytałaś historią pięknej Marii Cervi, którą prze-dają na Riva dei Schiavoni, cóż ją zgubiło nieszczęśliwą? upuszczona rękawiczka.Diabeł tęrękawiczkę pochwycił.Możeszże być pewną, iż on na duszę twą nie czatuje w postaci tegopięknego młodzieńca, który przyznaję że jest wcale przystojny.Przypomina mi nawet nie-co mojego poczciwego Apostolo.choć o wiele ma mniej wdzięku.i dużo od niego niższywzrostem.No! widzisz, przyznaję, że piękny, bo uważam, że ruszasz ramionami cóż z tego?Diabeł się przebiera za anioła, gdy chce duszę ludzką na zagubę wyprowadzić.Cazita, nie mogąc już wytrzymać dłużej, parsknęła śmiechem.Ciotka rzuciła się prawierozgniewana, mówię: prawie, gdyż tusza i dobre serce nigdy się jej bardzo gniewać nie do-puszczały. Tak to wy, wszystkie młode dziewczęta, starszych słuchacie.jednym uchem wleci, adrugim wyleci.Cazita rzuciła się jej na szyję. Droga moja, nie bójże się o mnie zawołała. Szatan do mnie nie przystąpi.noszękrzyżyk na piersiach, pacierz mówię regularnie co rana, żegnam się przy obudzeniu zaraz. Wszystko to bardzo dobre odpowiedziała nieco uściskiem udobruchana ciotka, całującją w czoło ale szatan mądrzejszy od ciebie. A Pan Bóg, ciociu, mocniejszy od szatana. Tak! ty masz zawsze na wszystko gotową odpowiedz! odparła ciotka.Na tym skończyła się rozmowa; dziewczęciu się już bardzo na pokład wyjść chciało, za-częło się skarżyć na duszność i gorąco.Ciotka groziła na nosie, ale pieszczoszce oprzeć siębyło trudno, a gdy zażądała czego, straszliwie była uparta.Pomalutku Cazita przysunęła się ku wschodkom, skrycie wzięła za poręcz, cicho wstąpiłana próg ich i skromnie, niby tylko dla odetchnięcia świeższym powietrzem, poczęła posuwaćsię ku górze.23Ciotka dobrze już wiedziała, na czym się to skończy; ale nie miała serca się sprzeciwiać.Udawała, że nie uważa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]