[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Życzę sobie także, aby był obecny przy uroczystej przysiędze, którąprzedtem król i ja złożymy.Baha Zuhajr skłonił się nisko, a potem, wciąż bijąc pokłony, idąc tyłem opuścił salę.Omal się nie zderzył z Ibn Wasilem, który zamierzał cichaczem się wymknąć.Kronikarz musiał koniecznie powiadomić Bajbarsa o rozwoju wypadków.Udał sięspiesznie na poszukiwanie emira.Bajbarsa poszukiwali także dwaj prosto odziani młodzi ludzie.Można ich było uważać zaBeduinów.W obozie wojskowym, w kwaterach mameluków dowiadywali się systematycznieo jego tryb życia, poznali drogi, którymi lubił chodzić, wiedzieli również o tajnychspotkaniach w stajniach.Poruszali się dość beztrosko, czuli się w swej misji bezpieczni, pododzieniem bowiem kryli sztylety, a w sercach obietnicę raju.Obaj byli asasynami z Masnatu.Czekali na człowieka, którego nigdy nie widzieli, choćgdyby go i znali, nawet na torturach nic by nie wyjawili.Ten człowiek miał im przekazaćhasło; ofiarę już wyśledzili.Na bazarze pili herbatę, której gałązki dzikiej mięty nadawały orzeźwiający, gorzki smak.Roztarte liście, które wsypali do gorącego napoju, nikomu nie rzuciły się w oczy.Tak im sięprzynajmniej wydawało.Jan Turnbull zamyślony opuścił salę audiencyjną w pałacu sułtana.Turanszah poprosił gowłaśnie, wyposażając we wszystkie możliwe pełnomocnictwa, by towarzyszył delegacjiFranków do ich królowej.Sułtan wyraźnie przykładał wielką wagę do tego, żeby traktat zostałjak najszybciej zrealizowany; chciał pozbyć się jeńców, których teraz traktował jako gości.Powierzył Turnbullowi zadanie zręcznego rozwikłania na miejscu w Damietcie ewentualnychkomplikacji.Brzemię to ciążyło na barkach sędziwego posła, gdyż – co wiedział zwieloletniego doświadczenia – przy sumach, jakie wchodziły w grę, do działania czuły siępowołane rozmaite kręgi zainteresowanych.Egipska kamaryla* traktowała kasę państwową jak swoją osobistą szkatułę, a dowództwowojskowe, potężni mamelucy, było zdania, że klucz do skarbca powinien znajdować się w ichręku.Jan Turnbull nie był tak zgrzybiały, ażeby nie czuł atmosfery napięcia, którejtowarzyszyły szepty i szemrania.Miał jednak na oku nie tylko przyszłych odbiorcówpieniędzy, lecz także tych, którzy tę ogromną kwotę mieli wyłożyć.Było rzeczą niemożliwą,żeby królowa Małgorzata przechowywała w skrzyniach tak wielkie zasoby.Musiałabyzaciągnąć pożyczkę; możliwymi wierzycielami były jedynie republiki morskie i bogate* Kamaryla – grupa ulubionych dworzan panującego, wywierająca znaczny wpływ na sprawy publiczne.zakony rycerskie.Czy będą w stanie wesprzeć zrujnowanego króla? I czy zechcą? Jakoostateczny ratunek nasuwał się jeszcze cesarz Fryderyk.Turnbull westchnął i lekko zgarbionyruszył drogą wiodącą przez ogrody.Wtedy podszedł do niego kronikarz Ibn Wasil, któryznalazł się tutaj nie przypadkiem.– Nie znacie mnie, wielce szanowny maestro venerabile – powiedział.– Jestem IbnWasil, przyjaciel namiestnika Kairu, szlachetnego Husama ibn abi’ Alego, cieszę się łaskąsułtanki Szadszar ad-Durr, a przede wszystkim życzliwym zaufaniem potężnego emira Ruknad-Din Bajbarsa, naczelnego dowódcy wszystkich mameluków.Stary Turnbull słuchał w milczeniu, tylko chytry uśmiech zaigrał w zmarszczkach jegoszarych oczu.Ibn Wasil przyjął to jako zachętę, by przedstawić sprawę.– Potężnemu Łucznikowi, któremu należy się cała władza Egiptu, nie podoba się.Jan Turnbull mu przerwał.– Zawsze myślałem – powiedział z subtelną ironią – że władza i świetność tego kraju sąatrybutem sułtana, a jako najwyższego rangą dowódcę znam rozważnego emira Ajbeka.To oświadczenie rozgniewało Ibn Wasila.– Uczynicie dobrze, jeśli oswoicie się z myślą, że wiele rzeczy zmieniło się od czasówAl-Kamila.Przyganę Turnbull skwitował uśmiechem.– Co więc nie podoba się szanownemu Bajbarsowi? Podejmę wszelkie kroki, jakiepozostają w mojej skromnej mocy, aby rzeczy tak zmienić, iżby mu przypadły do gustu.– Wiedziałem – rzekł zadowolony Ibn Wasil – że z wami można mówić i że na trudnympolu dyplomacji nie macie równego sobie, wielki maestro venerabile.Jana Turnbulla wielce drażniło takie tytułowanie, głupie używanie tajnego tytułu przezkogoś nieuprawnionego.Zgoda, o jego roli w Przeoracie Syjonu wiele mówiono po cichu, tojednak wcale nie dawało prawa temu egipskiemu nadwornemu gryzipiórkowi używać takiegozwrotu.Turnbull potrząsnął siwą głową, co Ibn Wasil wziął za przyzwolenie, aby wyłożyćkawę na ławę.– My – oznajmił z całą skromnością – jesteśmy zdania, że byłoby lepiej, gdyby królowanie zapłaciła okupu, a także gdyby nikt jej nie pożyczył pieniędzy.– Tak? – spytał Jan Turnbull życzliwie.– To leży w waszej mocy – kronikarz Ibn Wasil dał się złapać w pułapkę – i zostaniewam poczytane za wielką zasługę, jeśli w Damietcie zatroszczycie się, by nie doszło dożadnej zapłaty.Takie rozwiązanie będzie też korzystne dla waszego podeszłego wieku, niechAllah obdarzy was zdrowiem i długim życiem!– Zdrowie może się pogorszyć, a życie skrócić.– Turnbull uśmiechał się jeszcze, alejego źrenice stały się twarde jak granit – jeśli nie ulegnę prośbie potężnego Bajbarsa, niechAllah obdarzy go zdrowiem i długim życiem?– Czasy są niepewne – zauważył kronikarz znacząco – i mogę też jeszcze wam zwierzyć,że Turanszah po otrzymaniu okupu w żadnym wypadku nie wypuści waszych przyjaciół, leczkaże ich wszystkich zgładzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •