[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ręce, zgodnie z przepisami, nosił opaskę.Marlowe podniósł do ust filiżankę i wypił kawę, ani na chwilę nie spuszczając prześladowcy z oczu.Po chwili Grey zniknął równie nagle, jak się pojawił.Marlowe wstał z trudem, dobywając resztek sił.- Chyba już pójdę się położyć - powiedział.- Jestem z ciebie dumny, Peter.- Czy to, co powiedziałeś, było serio?- Jasne.- Dziękuję.Tej nocy Król miał nowe zmartwienie - w jaki sposób spełnić daną obietnicę.ROZDZIAŁ XXLarkin był bardzo przygnębiony, gdy szedł ścieżką do baraku Australijczyków.Martwił się o Marlowe’a.Ręka dokuczała Peterowi bardziej niż powinna, za bardzo go bolała, żeby bagatelizować to jako zwykłą powierzchowną ranę.Martwił się również o Maca, który zeszłej nocy mówił i krzyczał przez sen.A poza tym gnębiła go myśl o Betty.On też przez kilka ostatnich nocy miał okropne sny - wszystko pomieszane: Betty i on, ona w łóżku z obcymi mężczyznami, wyśmiewająca się, kiedy na to patrzał.Larkin wszedł do baraku i podszedł do leżącego na pryczy Townsenda.Townsend miał podrapaną twarz, oczy zapuchnięte i zamknięte, a ręce i pierś posiniaczone i poranione.Kiedy otworzył usta, żeby odpowiedzieć na pytanie, Larkin ujrzał w miejscu zębów krwawą dziurę.- Kto to zrobił, Townsend? - spytał.- Nie wiem - odparł płaczliwie Townsend.- Napadli na mnie.- Dlaczego?Z zapuchniętych oczu popłynęły łzy i rozmazały się na posiniaczonej twarzy.- Miałem.miałem.nic.już nic.Nie.wiem.- Jesteśmy sami, Townsend.Kto to zrobił?- Nie wiem - powiedział Townsend i zaskomlał z bólu.- O Jezu, jak oni mnie pobili, jak mnie pobili.- Dlaczego cię napadli?- Ja.ja.Townsend miał ochotę krzyknąć: “To przez ten brylant! To ja miałem ten brylant”.Chciał, żeby pułkownik pomógł mu złapać sukinsynów, którzy mu go ukradli.Ale przecież nie mógł wspomnieć o brylancie, bo wtedy Larkin chciałby wiedzieć, skąd go miał, i musiałby się przyznać, że od Gurble’a.A potem padłoby pytanie, skąd Gurble miał brylant.Gurble? Ten samobójca? A więc może to nie samobójstwo, powiedziano by, może to morderstwo.Ale to nie było morderstwo, tak przynajmniej uważa on, Townsend.Czy to zresztą wiadomo? Przecież ktoś mógł załatwić Gurble’a, żeby zdobyć brylant.W rzeczywistości, ponieważ tamtej nocy Gurble nie spał na swojej pryczy, Townsend wymacał w jego sienniku pierścionek, wydobył go i wyszedł.Kto mi więc może cokolwiek udowodnić, myślał.A poza tym tamtej nocy Gurble skończył z sobą, więc nic złego się nie stało.Chyba że to ja go zabiłem, zabiłem - kradnąc mu pierścionek.Może kradzież brylantu ostatecznie go dobiła po tym, jak go wyrzucono z grupy.Może to właśnie dlatego zwariował i wskoczył do dołu! Ale jaki sens kraść żywność, kiedy ma się do sprzedania brylant? To się kupy nie trzyma, ani trochę.Tyle tylko, że być może to przeze mnie się zabił i dlatego bez przerwy przeklinam siebie za tę kradzież.Odkąd stałem się złodziejem, nie zaznałem ani chwili, ani jednej najmniejszej chwili spokoju.Więc teraz, teraz cieszę się, że go nie mam, że mi go ukradli.- Nie wiem - załkał.Larkin stwierdził, że nic tu nie wskóra, i pozostawił Townsenda sam na sam z jego cierpieniem.- Ach, przepraszam księdza - powiedział, kiedy o mały włos nie strącił ze schodów księdza Donovana wchodzącego do baraku.- Witaj, przyjacielu - pozdrowił go ksiądz Donovan.Wyglądał jak widmo, był nieprawdopodobnie wychudzony, ale zapadnięte oczy miał dziwnie spokojne.- Jak się pan miewa? A Mac? A nasz młodzieniec, Peter?- Dziękuję, dobrze - odrzekł Larkin i skinął w stronę Townsenda.- Wie ksiądz coś o tym?Donovan spojrzał na Townsenda i odparł łagodnie:- Widzę przed sobą człowieka cierpiącego.- Przepraszam, nie powinienem był pytać - rzekł Larkin i po chwili zastanowienia uśmiechnął się.- Miałby ksiądz ochotę na brydża? - spytał.- Wieczorem? Po kolacji?- Tak.Dziękuję.Chętnie zagram.Ksiądz Donovan odprowadził pułkownika wzrokiem, a potem zbliżył się do pryczy Townsenda.Townsend nie był katolikiem.Ale ksiądz Donovan był oddany wszystkim, ponieważ wiedział, że wszyscy ludzie są dziećmi Boga.Tylko czy aby na pewno? - zapytywał się czasem w duchu.Czy dzieci boże byłyby zdolne do takich rzeczy?W południe nadciągnął wiatr z deszczem.Wkrótce wszyscy i wszystko było przemoczone do suchej nitki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]