[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W duchu ujrzałem przed sobą drobny, czarniawy cień Jamethona, próbującystawić czoło takiemu człowiekowi, i jakakolwiek myśl o jego zwycięstwie byłanie do pomyślenia, była niemożliwością.Ale zawsze istniało niebezpieczeństwo.170  Dobrze.Powiem panu, po co przyszedłem  rzekłem do Kensiego.Właśnie odkryłem, że Black jest w kontakcie z Błękitnym Frontem, miejscowągrupą terrorystów politycznych, z Kwaterą Główną w Blauvain.Trzej z nich od-wiedzili go zeszłej nocy.Widziałem na własne oczy.Kensie podniósł koszulę i naciągnął rękaw. Wiem  odparł.Spojrzałem nań ze zdumieniem. Pan nie rozumie?  powiedziałem. To zabójcy.Tylko taki towar imzostał na składzie.A człowiekiem, którego na spółkę z Jamethonem chętnie bysię pozbyli.jest pan.Naciągnął drugi rękaw. Wiem o tym  rzekł. Chcą usunąć obecny rząd St.Marie i sami dojśćdo władzy.co nie jest możliwe, póki za pieniądze Exotików utrzymujemy tuspokój. Do tej pory nie mieli Jamethona do pomocy. A teraz mają?  spytał, przesuwając po zapięciu koszuli palcem wskazu-jącym i kciukiem. Zaprzyjaznieni są gotowi na wszystko  odparłem. Gdyby nawet ju-tro przyszły posiłki, Jamethon wie, że nie ma żadnych szans, skoro pan wyruszyw pole.Zabójcy mogą być wyjęci spod prawa na mocy Konwencji Wojennej i Ko-deksu Najemnika, ale obaj znamy Zaprzyjaznionych.Kensie spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i wziął marynarkę. Czy doprawdy obaj?Wytrzymałem jego spojrzenie. A nie? Tam. Włożył marynarkę i zapiął. Znam ludzi, z którymi zmuszonyjestem walczyć.Znać ich to mój zawód.Ale na jakiej podstawie pan sądzi, że ichpoznał? To również mój obowiązek  odrzekłem. Pewnie pan zapomniał.Je-stem reporterem.Pracuję z materiałem ludzkim.Po pierwsze, po drugie i po trze-cie. Ale Zaprzyjaznionymi pan gardzi. A nie powinienem?  odparłem. Byłem na wszystkich światach.Widziałem cetańskiego przedsiębiorcę.pilnuje on swoich zysków, lecz pozatym jest człowiekiem.Widziałem Newtonian i Wenusjan.chodzą z głowamiw chmurach, lecz jeśli umiejętnie pociągnąć za rękaw, można ich sprowadzić naziemię.Widziałem Exotików, którzy jak Padma wyczyniają z umysłem salonowesztuczki, i Freilandczyka po uszy zagrzebanego we własnych formularzach.Wi-działem mieszkańców Starej Ziemi, mojego własnego świata, mieszkańców Coby,Wenus, a nawet jak pan.Dorsaj.I powiem panu, że wszyscy mieli ze sobą cośwspólnego, przynajmniej pod tym jednym względem.Obok tego wszystkiego byli171 ludzmi.Każdy z nich był człowiekiem.po prostu wyspecjalizowali się w jakiśjeden szczególnie cenny sposób. A Zaprzyjaznieni nie? Fanatyzm  odpowiedziałem. Czy jest jakąś wartością? Wprost prze-ciwnie.Cóż jest dobrego, a przynajmniej dopuszczalnego w ślepej, głuchej, nie-mej i bezmyślnej wierze, która nie pozwala człowiekowi kierować się swoim ro-zumem? Skąd pan wie, że nie kierują się rozumem?  zapytał Kensie.Stał teraz twarzą do mnie. Być może niektórzy  odparłem. Być może za młodu, nim zdąży za-działać trucizna.Jakiż z tego pożytek, tak długo jak ta kultura istnieje?W pokoju zapadła nagle cisza. O czym pan mówi?  spytał Kensie. Mówię o tym, że powinien pan schwytać zabójców  odrzekłem. Niechce pan tutaj oddziałów z Zaprzyjaznionych? Niech pan udowodni, że JamethonBlack, wchodząc z nimi w zmowę celem zamordowania pana, złamał KonwencjęWojenną, a może pan zdobyć St.Marie dla Exotików bez jednego wystrzału. A to w jaki sposób? Dzięki mnie  odpowiedziałem. Mam dojście do organizacji politycz-nej, którą reprezentują zabójcy.Niech mi pan pozwoli pójść do nich jako pańskiprzedstawiciel i przelicytować Jamethona.Może im pan na początek zaoferowaćuznanie przez obecny rząd.Jeśli uda się panu tak małym kosztem oczyścić planetęz Zaprzyjaznionych, Padma i liderzy aktualnego rządu będą musieli pana poprzeć.Popatrzył na mnie oczami bez wyrazu. A co miałbym za to kupić?  zapytał. Oświadczenie Zaprzyjaznionych, że zostali wynajęci do zamordowania pa-na.Może zeznawać ich tylu, ilu tylko będzie potrzeba. %7ładen sąd międzyplanetarny nie uwierzyłby ludziom tego pokroju  rzekłKensie. Aha  odparłem i nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Leczuwierzyliby mnie, gdybym jako przedstawiciel Służby Prasowej potwierdził każ-de słowo, które zostało wypowiedziane.Znowu zapadła cisza.Twarz Kensiego zupełnie nic nie wyrażała. Rozumiem  odrzekł.Przesunął się obok mnie, kierując się do salonu.Pomaszerowałem za nim.Podszedł do telefonu, nacisnął guzik i przemówił do pustego szarego ekranu. Janol  powiedział.Odwrócił się plecami do ekranu, podszedł do stojącej naprzeciwko szafkiz bronią i zaczął wkładać bojową uprząż.Ruchy miał niespieszne, nie spoglą-dał na mnie i nie odzywał się ani słowem.Po kilku długich minutach wejście dobudynku odsunęło się na bok i do środka wkroczył Janol.172  Melduję się na rozkaz  rzekł freilandzki oficer. Pan Olyn zostaje tu aż do odwołania. Tak jest.Graeme wyszedł.Stałem oniemiały, wpatrując się w drzwi, którymi opuścił pokój.Nie mogłemuwierzyć, że zdecydował się tak dalece pogwałcić Konwencję, że nie tylko mniezlekceważył, lecz w gruncie rzeczy nałożył areszt, by powstrzymać mnie przedpoczynieniem niezbędnych w tej sytuacji dalszych kroków.Odwróciłem się w kierunku Janola.Przyglądał mi się z pewną sympatią za-barwioną lekką kpiną, wypisaną na pociągłej brązowej twarzy. Czy Outbond jest na miejscu w obozie?  spytałem go Nie. Podszedł do mnie bliżej. Wrócił do ambasady Exotików w Blau-vain.Bądz teraz grzecznym chłopcem i usiądz, prawda, że tak zrobisz? Możemyrównie dobrze spędzić następne kilka godzin w przyjemnym nastroju.Staliśmy twarzą w twarz; prawym prostym trafiłem go w dołek.Jako student trochę boksowałem, na poziomie uczelnianym.Wspominamo tym nie po to, by udawać muskularnego herosa, lecz by wyjaśnić, dlaczegomiałem tyle rozsądku, by nie próbować ciosu na szczękę.Graeme prawdopodob-nie potrafiłby odnalezć na szczęce przeciwnika punkt nokautujący z zawiązany-mi oczyma, lecz ja nie byłem Dorsajem.Okolica poniżej ludzkiego mostka jestwzględnie duża, miękka, poręczna i w ogóle w sam raz dla amatorów.Ja zaś nie-co wiedziałem, jak zadaje się ciosy proste.Mimo wszystko Janol nie został znokautowany.Przewrócił się na podłogę i le-żał tam zgięty wpół, z otwartymi przez cały czas oczyma.Lecz nic nie wskazy-wało na to, by niedługo miał powstać.Odwróciłem się i szybko wyszedłem z bu-dynku.W obozie trwała krzątanina.Nikt mnie nie zatrzymywał.Znalazłem się z po-wrotem w samochodzie i w pięć minut pózniej byłem na wolności, podążającpogrążającą się w wieczornym mroku drogą do Blauvain. Rozdział 26Z New San Marcos do ambasady Padmy w Blauvain było tysiąc czterystakilometrów.Powinienem je pokonać w sześć godzin, lecz po drodze zmyło mosti jechałem czternaście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •