[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kie­dy jej syn odnalazł ją żywą, zapłakał i rzekł:- Matko Ah-Cheu, nigdy żaden syn nie kochał swojej rodziciel­ki bardziej ode mnie!W ten sposób Ah-Cheu nie straciła nikogo z rodziny i znów za­chowała ostatnie życzenie.Aż wreszcie padł na nią cień śmierci.Ah-Cheu leżała chora i słaba na najlepszym łóżku w domu swego syna i wszystkie kobiety, dzieci i starcy z wioski przyszli, by ją opłakiwać i oddać jej cześć, gdy tak umierała.- Los nigdy nie sprzyjał żadnej kobiecie tak, jak Ah-Cheu -powiedzieli.-Nigdy nie było lepszej, bardziej szczodrej i umiłowa­nej przez bogów kobiety!Dlatego Ah-Cheu cieszyła się, że opuszcza świat żywych, gdyż czuła się bardzo szczęśliwa.A ostatniej nocy jej życia, kiedy leżała sama w ciemnościach, usłyszała jakiś głos wołający ją po imieniu.- Kobieto Środka! - powiedział ten głos.Otworzywszy oczy, zobaczyła znajomego smoka.- Czego ode mnie chcesz? - zapytała.- Obawiam się, że nie jestem teraz smacznym kąskiem do zjedzenia.Potem jednak zauważyła, że piękny choć straszny stwór wy­gląda na przerażonego, i posłuchała tego, co miał jej do powie­dzenia.- Kobieto Środka, nie wykorzystałaś swego trzeciego życzenia -rzekł smok.- Nigdy go nie potrzebowałam.- Och, okrutna kobieto! Jakże srogą zemstę wymyśliłaś! Prze­cież, zważywszy wszystko, nigdy nie wyrządziłem ci krzywdy! Jak możesz tak się na mnie mścić?!- Ale co ja takiego robię? - zapytała, nic nie rozumiejąc.- Jeżeli umrzesz, nie wykorzystując trzeciego życzenia, wtedy i ja umrę! - zawołał.- Może śmierć nie wydaje ci się taka straszna, lecz smoki zazwyczaj są nieśmiertelne.Możesz mi więc uwierzyć, kiedy ci powiem, że twoja śmierć pozbawi mnie całego życia, które mógłbym przeżyć.- Biedny smoku - westchnęła.- Ale czego mogłabym sobie życzyć?- Nieśmiertelności - odparł.- Bez żadnych sztuczek.Pozwolę ci żyć wiecznie.- Nie chcę żyć wiecznie - oświadczyła.- Sąsiedzi bardzo by mi tego zazdrościli.- W takim razie wielkiego bogactwa dla twojej rodziny.- Mają wszystko, czego właśnie teraz potrzebują.-Jakiekolwiek życzenie! - zawołał smok.- Jakiekolwiek, bo inaczej umrę!Wówczas Ah-Cheu uśmiechnęła się, dotknęła chudą, pomarsz­czoną ręką smoczego pazura i rzekła:- W takim razie mam życzenie, smoku.Życzę ci, aby reszta two­jego życia była jednym pasmem szczęścia dla ciebie i dla wszyst­kich, których spotkasz.Smok najpierw spojrzał na nią z zaskoczeniem, a potem z ulgą.Następnie uśmiechnął się i rozpłakał z radości.Podziękował Ah-Cheu wiele razy i szczęśliwy opuścił jej dom.I owej nocy Ah-Cheu również stamtąd odeszła, w sposób bar­dziej subtelny niż smok, żeby już nigdy nie wrócić.Także czuła się szczęśliwa.5.ZABIJAKA I SMOKPaź wpadł biegiem do komnaty hrabiego.Już dawno przestał chodzić powoli, gdyż kiedy hrabia wzywał, oczekiwał, że paź zjawi się natychmiast, a każde opóźnienie tylko bardziej go iry­towało i winowajca mógł się spodziewać, że zostanie wysłany do pracy w stajni.- Panie - odezwał się paź.- Istotnie jestem twoim panem - odparł hrabia.- Co cię zatrzy­mało? - Wielmoża stał przy oknie, odwrócony plecami do chłopca.W ramionach trzymał aksamitną szatę wyszywaną, o dziwo, złotymi i srebrnymi nićmi.- Myślę, że powinienem zwołać radę - powie­dział.- Z drugiej jednak strony nie mam najmniejszej ochoty wysłu­chiwać gromady trajkoczących rycerzy.Będą bardzo rozgniewani.Co o tym myślisz?Nikt nigdy dotąd nie pytał pazia o radę i chłopiec nie wiedział, czego się od niego oczekuje.- Dlaczego mieliby być rozgniewani, panie?- Widzisz tę szatę? - spytał hrabia, odwracając się i podnosząc ją wyżej.- Tak, panie.- Co o niej myślisz?- To zależy od tego, kto ją nosi, prawda, panie?- Kosztowała pięć i pół kilo srebra.Paź uśmiechnął się blado.Tyle srebra wystarczyłoby na zaopa­trzenie przeciętnego rycerza w broń, żywność, ubranie, kobiety i schronienie na cały rok, i zostałoby jeszcze sześć funtów na drobne wydatki.- Jest ich więcej - stwierdził wielmoża.- Znacznie więcej.- Ale do czego są ci potrzebne, panie? Czy chcesz się ożenić?- To nie twoja sprawa! - ryknął hrabia.- Jeśli kogoś nienawi­dzę, to właśnie wścibskich smarkaczy! - Po czym odwrócił się znów do okna i wyjrzał na dziedziniec.Zacieniał go olbrzymi dąb rosnący w odległości około trzynastu metrów od murów zamku.- Jaki dzi­siaj dzień?- Czwartek, panie.- Dzień, dzień miesiąca!- Jedenasty po Wielkiej Nocy.- Dziś mija termin złożenia daniny - rzekł hrabia.- W rzeczy­wistości powinienem był to zrobić na Wielkanoc, ale dzisiaj książę zyska pewność, że nic mu nie zapłacę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •