[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzruszyłramionami, jego oczy mówiły niewiele, ani zaskoczone, ani niezaskoczone. Jak mógłbymnie rozpoznać? Zapytał zwyczajnie.Nie drążyłam tego.Nie chciałam być jeszcze bardziej zmieszana.Przekazałam muwiadomość Laurel pozbawionym tonu głosem, dodając ponuro. Myśli, że jesz surowe mięso.Uśmiechnął się na to.Wtedy podszedł do drzwi i otworzył je. Wejdz i zobacz.Zaskoczona, podążyłam za nim.Zbudował dach dla dwóch pomieszczeń i powiesił między nimi gobelin, połyskującywodospad złotej i srebrnej nici, tak starodawny, że nici poprzesuwały się, sprawiając, że wzórwyglądał jak ze snu, nieprecyzyjnie.Obramowywały go róże, ciemnoczerwone jak stara krew.Marmurowe płyty podłogi zostały wyczyszczone z mchu i chwastów, i pół wieku trawy.Niektóre kamienie były pęknięte, ale przymurował je, wygładził pęknięcia i wyszorowałkamienie do koloru starej kości słoniowej.Aksamitna kanapa i fotel z szydełkowanym obiciem,stały obok marmurowego kominka.Oba miały wyciągnięte nitki, ale ciemne drewno zostałowypolerowane, aż światło odbijało się od tych, wszystkich, wdzięcznych zwojów i skrętów.Wielkie, surowe belki rozciągały się pod sufitem nad naszymi głowami.Dach, zrozumiałam,stanie się podstawą kolejnego piętra, przyszłą wiosną.Teraz stukał o niego deszcz, najpierwlekki, potem mocniejszy, upartymi palcami lasu, pragnącego wrócić w to miejsce. Kazałem sprowadzić je z miejsca, gdzie mieszkałem, należały do mojej matki. Uniósłgobelin i pozwolił mi zobaczyć: łóżko z tego samego, ciemnego drewna, pościel i baldachim,naciągnięte i zawieszone tak precyzyjnie, że wydawały się zamrożone w miejscu, jakby niktnaprawdę tam nie spał.Nigdzie nie zobaczyłam żadnego kurzu czy pająków, ani niczego, co mógłby zebrać w lesie:żadnych orzechów ani miski jabłek, ani jaskrawego pióropusza liści. Nie jesz surowegomięsa. Powiedziałam. Nie jesz niczego. Jem w zajezdzie. Powiedział nieobecnie. A dziś wieczorem?Znów się uśmiechnął, zadowolony. Tak.Oczywiście.To uprzejmie z twojej strony, żeprzyszłaś. Laurel prosiła mnie, żebym to zrobiła.Obserwowałam jak prostuje gobelin w jego drewnianych zaczepach.Jego włosy byłydokładnym złotem tych bladozłotych nici.Przez moment wydawał się, jego głowa i uniesioneramię, jego koszula, zlewająca się z połyskującymi nićmi, częścią gobelinu, właśnie się z niegouwalniającą.Poczułam jak moje gardło zaciska się na słowach, na zdumieniu.Widziałeśpolujące wiatry? Chciałam go zapytać.Czy kiedykolwiek widziałeś, żeby coś tak jasnego iciężkiego jak złoto, zmieniało się w liść, do wschodu słońca? Wtedy jego twarz obróciła się domnie, jak gdyby usłyszał moje myśli, jego oczy przytrzymały moje.Poczułam, że ich zieleń przesącza się przeze mnie, jakby ten kolor stał się krwią w moimsercu.Zanim mogłam się odwrócić, powiedział cicho. Co widziałaś, gdy tamtej nocypobiegłaś do lasu?Widziałam jego twarz, bladą i obcą, i piękną jak księżyc.Wichry znów przebiegły po mnie,ciemne, dzikie, ich płaszcze ze złotych liści, ich uprząż wykuta ze światła księżyca.Przełknęłam ślinę, mój głos był ledwie słyszalny. Wiatr. Co jeszcze? Wodę. Co jeszcze? Liść.Wtedy jego oczy mnie uwolniły, odwróciłam się, czując się oszołomiona.Potem krzyknęłamostro. Nic! Nie widziałam niczego! Jak myślisz, dlaczego jestem ubrana w ten sposób? Cała w zieleni Powiedział miękko. na czarnym koniu by zaproponować mi, żebymprzyjechał i zjadł z wami. To zabrzmiało jak stara piosenka.Dodał lekko. Powiedz swojejsiostrze, że przyniosę wino z zajazdu.Jakie lubisz? Wszystko jedno.Jabłkowe albo z czarnej jagody.Laurel lubi jagodę. Więc przyniosę oba. Otwarł dla mnie drzwi.Nadal mocno padało, ale zapomniałam,mijając go blisko, tak blisko, że usłyszałam jego wciągany oddech, by naciągnąć kaptur.Jechałam przez błotniste pola, oślepiona przez wodę, moje warkocze rozluzniły się w wilgoci,tak, że gdy dotarłam do naszego domu, ociekając wodą i ciągnąc za sobą błoto, z włosami woczach, Laurel znów wyglądała znajomo.Przybył o zmierzchu, jadąc na swoim, maślankowym koniu.Deszcz padał wszędzie zestalowoszarego nieba, srebrzystymi wstążkami w świetle lampy, nieustannym, pustymdzwiękiem poza nim, jak gdyby świat powoli opróżniał się w ciemność.Przyniósł słodkie wina,jedno ciemne, jedno jasne.Piliśmy je z gulaszem, sałatką i ciemnym chlebem, a potem piliśmywięcej wokół ognia.Brandy mojego ojca krążyła razem z winami, gdy Perrin mówił o swoichżniwach, koronka Laurel wydłużała się z jej szydełka, a ja siedziałam w cieniu, obserwując jakporuszenia światła na włosach Corbeta migotały srebrem i złotem jak nici w jego gobelinie.Pojakimś czasie Perrin przestał mówić i zaczął grać cicho na flecie Laurel.Ręce Laurelznieruchomiały, uniosła oczy do twarzy Corbeta. Gdzie mieszkałeś Zapytała. zanim przybyłeś tutaj?Wydawał się skłonny odpowiedzieć.W tym winnym cieple niewiele było warte ukrywania. W mieście.W innych miejscach.Moja matka mogła pozwolić sobie na mieszkanie, gdziezechciała.Czasem w pobliżu morza.Uwielbiała wodę, płynącą czy nieruchomą, to nie miałoznaczenia. Kochałem mą miłość na wodzie. Powiedział Perrin, łamiąc nutę.Robił się pijany.Kochałem mą miłość na ziemi.Kochałem mą miłość na zielonym, zielonym morzu izostawiłem ją na srebrnym piasku. Nasz ojciec zachrapał upiornie.Perrin uniósł swój flet,żeby znów zagrać. Kontynuuj. Powiedziała Laurel do Corbeta. Gdzie mieszkałeś tuż przed tym jak tuprzybyłeś? W mieście? Pokiwał głową, sącząc brandy. Czy to tam umarł twój ojciec? Nie. Powiedział to i nic więcej.Ale jego oczy, zimne, nieruchome, czekały na kolejnepytanie.Laurel zadała je, odchylając się w tył, z twarzą obramowaną jej ciemnymi włosami iciemniejszym drewnem, z jej oczami, wpatrzonymi w jego. Jak umarł? Nie. Powiedział gładko. Powinnaś zapytać Gdzie, w takim razie umarł? Kochałeś go? Zapytałam niespodziewanie i jego oczy przeniosły się na mnie,zaskoczone. Teraz to jest Powiedział. bardzo dobre pytanie.Uspokoi dowolną liczbę klątw.Aleodpowiedz będzie cię kosztować. Co? Jakiekolwiek pytanie, które zadam.Perrin, stękając śmiechem, wydmuchał ostrą nutę.Nasz ojciec wyprostował się, mrugając. Jakie było pytanie? Dopytywał się sennie. Niedosłyszałem. Nic. Powiedział Perrin. Laurel i Rois grają w grę. Nie było tak. Zaprotestowała Laurel. Byłam poważnie nieuprzejma.Corbet zmieniato w grę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]