[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu.I skutki będą takie same jak wtedy, gdy wymknąłeś się z Róż, by wystąpić przeciwko Duszołapowi.Kulawiec skurczył się jeszcze bardziej.Wydarzenie miało miejsce bardzo dawno temu, a teraz, będąc po stronie Buntowników, znów spłataliśmy mu paskudnego figla.Ówcześni Buntownicy zaatakowali główną kwaterę Kulawca, gdy opuścił ją, próbując podkopać autorytet Duszołapa, a teraz Pupilka triumfowała na Równinie.Od razu poprawił mi się nastrój.Miałem dowód, że ruch nie osłabł.- Idź - powiedziała Pani.- I nie licz więcej na zro­zumienie.Pamiętaj, że żyjemy dzięki żelaznym zasadom usta­nowionym przez mojego męża.Następny raz będzie ostatnim.Dla ciebie czy kogokolwiek innego, kto mi służy.Zrozumie­liście? Szept? Kulawiec?Zrozumieli, choć wyrazili to dość ostrożnie.Pod przykrywką czczych słów istniała między nimi - nie­dostępna dla mnie - łączność.Schwytani wyszli absolutnie przekonani, że ich dalsza egzystencja zależy od niekwestiono­wanego posłuszeństwa nie tylko literze, ale i charakterowi rozkazów.Pędzili do swoich zajęć, aż się za nimi kurzyło.Pani zniknęła, gdy tylko zamknęły się drzwi mojej celi.W postaci cielesnej zjawiła się krótko przed zapadnięciem nocy.Nadal kipiała złością.Z podsłuchanych rozmów Strażników dowiedziałem się, że Szept również została ode­słana na Równinę.Pogarszało to tamtejszą sytuację, gdyż Schwytanym nie wolno było spierać się w trakcie wspólnych akcji.- Zadaj im bobu, Pupilko - mruczałem.- Zadaj im bobu.- Ciężko było mi pogodzić się z przerażającą przy­szłością, którą zgotował mi los.Strażnicy zabrali mnie z celi zaraz po zmroku.Zabrali również Kruka.Nie zadawałem żadnych pytań, bo i tak nie otrzymałbym na nie odpowiedzi.Dywan Pani leżał na głównym dziedzińcu fortecy.Żołnierze umieścili na nim Kruka i przywiązali.Ponury sierżant skinął na mnie, żebym wsiadł.Zdziwił się, że wiem, co robić.Serce uciekło mi w pięty.Znałem już swoje przeznaczenie.Wieża.Czekałem pół godziny, aż Pani wreszcie przyszła.Wyglądała na zamyśloną, a nawet na trochę zaniepokojoną i niepewną.Zajęła swoje miejsce na kierowniczym brzegu dywanu i wy­startowaliśmy.Latanie na wielorybie jest wygodniejsze i o wiele mniej stresujące, ponieważ ma większą powierzchnię i masę.Wznieśliśmy się na wysokość tysiąca stóp i skierowaliśmy się na południe.Wątpię, żebyśmy lecieli szybciej niż trzydzieści mil na godzinę.Zapowiadał się długi lot, gdy nagle postanowiła go przerwać.Po godzinie usiadła twarzą do mnie.Ledwie mogłem do­strzec jej kontury.- Odwiedziłam Krainę Kurhanów, Konowale - oznaj­miła.Nie odpowiedziałem, nie wiedząc, czego ode mnie oczekuje.- Co zrobiliście? Ludzie, co wy uwolniliście?- Nic.Spojrzała na Kruka.- Może to on.- Zastanawiała się chwilę, po czym do­dała: - Wiem, co wydostało się.Śpij, lekarzu.Porozmawia­my innym razem.I poszedłem spać.A kiedy obudziłem się, byłem w następnej celi.Po mundurach rozpoznałem, że moim nowym więzieniem była Wieża w Uroku.39.GOŚĆ W UROKUPrzyszedł po mnie pułkownik straży przybocznej Pani.Był prawie uprzejmy.Ludzie Pani nigdy nie byli pewni mojej pozycji.Biedne dzieciaki.Byłem poza ich uporządkowaną hierarchią wszechświata.- Pani chce cię widzieć - powiedział pułkownik.Miał ze sobą tuzin żołnierzy.Nie wyglądali na gwardię honorową ani na pluton egzekucyjny.Zresztą nie miało to znaczenia.Poszedłem z nimi, skoro musieli mnie sprowadzić.Wychodząc z celi, obejrzałem się, ale Kruka zostawili w spo­koju.Pułkownik opuścił mnie przy drzwiach do wewnętrznej Wieży.Wieży w Wieży, do której wielu ludzi weszło i z której niewielu wyszło.- Idź - powiedział.- Słyszałem, że robiłeś to już wcześniej.Znasz zasadę.Przekroczyłem próg.Kiedy obejrzałem się, zobaczyłem tylko kamienną ścianę.Na moment straciłem orientację, a kiedy to uczucie minęło, znalazłem się w innym miejscu.I ona tam była.Stała na tle czegoś, co przypominało okno, choć jej Wieża była całkowicie ukryta w zewnętrznej.- Chodź tutaj.Poszedłem.Wtedy wskazała na niby-okno.Wyjrzałem przez nie na płonące miasto.Schwytani latali nad nami, bezskutecz­nie miotając czarami.Ich celem była falanga latających wielo­rybów, które dewastowały miasto.Jednego z nich dosiadała Pupilka.Znajdowały się w zasięgu oddziaływania jej mocy, dlatego były odporne na ciosy.- Nie - oznajmiła Pani, odczytując moje myśli.- Śmier­telna broń dosięgnie ich.I twoją dziewczynę-bandytkę również.Ale nie o to chodzi.Postanowiłam przerwać działania.Roześmiałem się.- Więc wygraliśmy.Wtedy po raz pierwszy obraziła się na mnie.Popełniłem błąd, szydząc z niej.Emocjonalne nastawienie mogło wpłynąć na jej posunięcia strategiczne.- Niczego nie wygraliście.Jeśli takie odniosłeś wrażenie, to mogę ci udowodnić, że jest inaczej.I nie przerwę ognia, dopóki nie rozstrzygnę tego sporu definitywnie.Niech cię diabli, Konowale.Naucz się, że w pobliżu takich ludzi masz trzymać swoją przeklętą gębę zamkniętą na kłódkę.Odzyskawszy samokontrolę, Pani odwróciła się do mnie.Dzieliły nas zaledwie dwie stopy.- Jeśli chcesz, możesz być sarkastyczny w swoich zapiskach.Ale kiedy mówisz, bądź przygotowany do zapłacenia ceny.- Rozumiem.- Tak sądzę.- Odwróciła się z powrotem ku oknu.W dalekim mieście, przypominającym Mróz, płonący wieloryb spadł po tym, jak dostał się w burzę ognia wywołaną przez miotacze większe niż kiedykolwiek widziałem.Wystarczyły dwa, by przeważyć szalę zwycięstwa.- Jak ci szło tłumaczenie?- Czego?- Dokumentów, które znalazłeś w Lesie Chmury, dałeś mojej świętej pamięci siostrze Duszołapowi, znów zabrałeś, dałeś swojemu przyjacielowi Krukowi i z powrotem od niego odebrałeś.Papierów, w których miałeś nadzieję znaleźć klucz do zwycięstwa.- Ach, tych.Cóż, fatalnie.- Domyślam się, bo nie było w nich tego, czego szukałeś.- Ale.- Zostałeś wprowadzony w błąd.Tak.Wiem.Bomanz pozbierał je, więc muszą zawierać moje prawdziwe imię.Tak? Ale ono zostało wykorzenione.no, może zostało w umyśle mego męża.- Nagle stała się obca.- Zwycięstwo w Jałowcu kosztowało.- Nauczył się lekcji, na którą Bomanz się spóźnił.- A więc zauważyłeś.Posiada wystarczające informacje, by odkryć, co się stało.Nie.Tam nie ma mojego imienia.Ale jest jego.Dlaczego mojej siostrze tak zależało na tych dokumentach.Ujrzała sposobność pozbycia się nas obojga.Znalazła mnie.W końcu wychowywałyśmy się razem.Oddzielała nas od siebie tylko najbardziej zagmatwana pajęczyna, jaką zdołano utkać.Kiedy zwerbowała was w Berylu, jej największą ambicją było obalenie mnie.Jednak kiedy dostarczyliście jej te dokumenty.- Odniosłem wrażenie, że nie mówi do mnie, lecz po prostu głośno myśli.Nagle doznałem olśnienia.- Ty nie znasz jego imienia!- Nigdy nie byliśmy kochającym się małżeństwem, lekarzu.To było najzwyczajniejsze przymierze.Powiedz mi.Jak mogę zdobyć te papiery?- Nie możesz.- Więc wszyscy zginiemy.Taka jest prawda, Konowale.Podczas gdy dyskutujemy i wzajemnie podcinamy sobie gardła, nasz wspólny wróg zrywa krępujące go łańcuchy.Wszystkie te ofiary będą daremne, jeśli Dominator wydostanie się na wolność.- Zniszcz go.- To niemożliwe.- W mieście, w którym się urodziłem, krąży ludowa opowieść o człowieku tak potężnym, że śmiał szydzić z bogów.Na końcu jego potęga okazała się czystą prze­chwałką, a mimo to jest jedynym, wobec którego nawet bogowie są bezsilni.- Jaki z tego wniosek?- Śmierć zwycięża wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •