[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tokar był.— Przelotnie rzucił okiem na znikający, ohydny cień.— Więc jak się miewasz? Wróciłeś.Pozwól, że ci się przyjrzę.Kiedy wyjechałeś, byłeś jeszcze chłopcem.— Czyż nie wygląda wspaniale? — wtrąciła Jasmine.— Taki wysoki i zdrowy.I tak ładnie ubrany.Nie wplątałeś się w żaden śmieszny interes, prawda? — zapytała żartobliwie.— Mamo! W co mógł wplątać się młodszy instruktor? — Napotkawszy spojrzenie ojca, uśmiechnął się i powiedział: — Nie musisz się martwić, mamo.Stancil był o cztery cale wyższy od swego ojca, miał dwadzieścia parę lat i, pomimo swej profesji, wyglądał dość atletycznie.Bardziej jak poszukiwacz przygód niż nauczyciel z powołania — pomyślał Bomanz.Oczywiście, czasy się zmieniły.Wieki minęły od jego własnych studenckich lat.Może zmieniły się i zwyczaje.Przypomniał sobie śmiech, kawały i całonocne, straszliwie poważne dyskusje nad znaczeniem wszystkiego.Zalała go fala nostalgii.Co się stało z tym błyskotliwym, sprytnym, młodym Bomanzem? Jakiś cichy, niewidzialny Strażnik umysłu pogrzebał go w kurhanie na dnie swego mózgu i leżał tam śniąc, podczas gdy łysy, szczekający grom stopniowo zastępował go.Kradną naszą przeszłość i nie pozostawiają nam nawet cienia młodości, ale żeby naszym dzieciom.— No, chodź.Opowiedz nam o swoich studiach.— Skończ z tymi zasmucającymi pragnieniami, ty stary głupcze, skarcił się Bomanz.— Cztery lata i nic, tylko listy o robieniu prania i dyskusjach w Nabrzeżnym Delfinie.Nabrzeżny byłby w Wiośle.Zanim umrę, chcę zobaczyć morze.Nigdy tam nie byłem.— Stary głupiec.Czy marzenie na głos jest najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić? Czy naprawdę śmiałby się, gdybyś powiedział im, że młodość nadal żyje gdzieś w tobie?— Jego umysł szwankuje — wyjaśniła Jasmine.— Kogo nazywasz starcem? — oburzył się Bomanz.— Tato, mamo, dajcie mi odetchnąć.Dopiero co przyjechałem.Bomanz sapnął.— Ma rację.Spokój.Rozejm.Zawieszenie broni.Ty rozsądź, Stance.Dwa stare konie wojenne jak my, kroczą własnymi drogami.— Stance obiecał mi niespodziankę, zanim zszedłeś na dół — powiedziała Jasmine.— Tak? — zainteresował się Bomanz.— Jestem zmęczony i zamierzam się ożenić.Jak to możliwe? To mój syn.Moje dziecko.W zeszłym tygodniu zmieniałem mu pieluszki.Czasie, ty niewypowiedziany morderco, czuję twój zimny oddech.Słyszę stukot twoich żelaznych podków.— Hmm.Młody głupiec.Przepraszam.Opowiedz nam o niej, skoro nie chcesz rozmawiać z nami o niczym innym.— Opowiem wam wszystko, jeśli dopuścicie mnie do słowa.— Bomanz, bądź cicho.Opowiedz nam o niej, Stance.— Prawdopodobnie już coś wiecie.To siostra Tokara, Glory.Żołądek podskoczył Bomanzowi do gardła.Siostra Tokara.Tokara, który mógł być Zmartwychwstałym.— W czym problem, tato?— Siostra Tokara, tak? Co wiesz o tej rodzinie?— Co jest z nimi nie tak?— Nie powiedziałem, że coś jest z nimi nie w porządku.Zapytałem tylko, co o nich wiesz.— Wystarczająco dużo, by wiedzieć, że chcę poślubić Glory i że Tokar jest moim najlepszym przyjacielem.— Wystarczająco dużo, by wiedzieć, czy są Zmartwychwstałymi?W sklepie zapadła martwa cisza.Bomanz patrzył na syna.Stancil dwukrotnie otwierał usta, by odpowiedzieć i nagle zmienił zdanie.Powietrze aż iskrzyło od unoszącego się w nim napięcia.— Tato.— Tak uważa Upiaszczony.Obserwuje Tokara, a teraz jeszcze mnie.To jest czas komety, Stance.Dziesiąte przejście.Upiaszczony wietrzy jakiś duży spisek Zmartwychwstałych.Utrudnia życie, a podejrzenie rzucone na Tokara jeszcze pogorszy sprawę.Stancil strzyknął śliną między zębami.— Może powrót do domu był błędem — westchnął.— Nic nie zyskam, tracąc czas na zgięcie Upiaszczonego i walkę z tobą.— Nie, Stance — powiedziała Jasmine.— Twój ojciec niczego nie zacznie.Bo, nie rozpoczęliście walki i nie zrobisz nic, by ją sprowokować.— Uhm — przytaknął.Mój syn zaręczył się ze Zmartwychwstałą? Odwrócił się i odetchnął głęboko, złorzecząc w duchu.Wyciągając pochopne wnioski, zachowywał się nie lepiej niż Upiaszczony.— Synu, przepraszam.Zaniepokoiły mnie jego sugestie.— Spojrzał na Jasmine.Upiaszczony nie był jego jedynym prześladowcą.— Dziękuję, tato.Jak idą poszukiwania? Jasmine zaczęła gderać pod nosem.— Ta rozmowa jest zwariowana — stwierdził Bomanz.— Wszyscy zadajemy pytania, na które nikt nie odpowiada.— Daj mi trochę pieniędzy, Bo — poprosiła Jasmine.— Na co?— Jak zaczniecie konspirować, to i tak nie dopuścicie mnie do słowa, więc równie dobrze mogę iść na zakupy.Bomanz czekał, aż wyczerpie się jej arsenał surowych uwag na temat losu kobiety.Wreszcie wzruszył ramionami i wcisnął jej w rękę kilka monet.— Chodźmy na górę, Stance.— Złagodniała — powiedział Stancil, kiedy weszli do pokoju na poddaszu.— Nie zauważyłem.— Więc już najwyższy czas na to.Ale dom się nie zmienił.Bomanz zapalił lampę.— Pełen zamieszania, jak zawsze — przyznał.Wydobył swój skarb i rozłożył go na małym stoliku.— Odkryłem kilka nowych szczegółów.Powoli zaczyna nabierać kształtu.— To nie poprawia sytuacji, tato.— Zapomnij o Upiaszczonym.— Postukał palcem w szósty kurhan.— Dokładnie tutaj.To jedyna przeszkoda na mojej drodze.— Czy to jedyna możliwa droga, tato? Nie możesz dotrzeć do „dwójki”? Albo nawet „jedynki”? To dawałoby ci pięćdziesiąt procent szans na odkrycie tożsamości tamtych dwóch.— Nie mogę.To nie jest gra w karty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]