[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten listonosz, który przynosi listy do wielkiej redakcji, musi wedle dziwacznego tego prawa urządzać każdej niedzieli maratońskie biegi.Nie gorszy jest jednak i „listonosz przyboczny” każdego niemal z literatów.Literaci otrzymują ogromną ilość listów, zgoła zaś niepoliczone ci z nich, którzy poza pisaniem książek stale pisują w gazetach na siedem tysięcy siedemset siedemdziesiąt tematów.Na takich wali się potop.Spod sterty papieru widać jedynie demonicznie genialną głowę człowieka, chwytającego łapczywie powietrze jak karp in extremis.Raz jeden się zdarzyło, że z tysiąca takich listów wszystkie równocześnie gadały o pieniądzach: kiedy Reymont dostał nagrodę Nobla.Ktokolwiek umiał pisać, pisał wtedy do noblisty, aby był „nobel” i z serdeczną ochotą podzielił się z bliźnimi złotem, które — jak to z czytanek szkolnych wiadomo — wcale — szczęścia nie daje.Inni wieszczowie bardzo rzadko otrzymują listy namawiające ich do podziału dóbr doczesnych.Szanowni korespondenci znają na szczęście jadowitą cytatę ze Słowackiego: „Kto tam odejmie co, ten będzie mądry!” — Zdarzają się jednak i takie epistoły do chudopachołków, zdarzają… Wtedy dobrotliwy polski pisarz wyjmuje skwapliwie książeczkę czekową i przez umyślnego gońca posyła bratu rodakowi czek (w funtach angielskich) i wiązankę róż.O czymże to piszą mili ludzie do swoich śpiewaków?Czasem dzielny rymopis może o sobie rzec zuchwale, jak Gösta Berling, i że jest: „panem tysiąca pocałunków i trzynastu tysięcy listów miłosnych”.Eheu! Zdarza się to jeszcze jedynie promienistym młodzianom, co mają włosy faliste jak ogon natolskiej klaczy, jakąś potworną ilość śnieżystych zębów i aksamitne spojrzenie.Mało takich niezrównanych Apollinów znam wśród piszącej braci.Więcej wśród nich jest takich, co już tylko „sercem gryzą”, zęby posiawszy po świecie, a uwłosienia nie starczyłoby na pędzelek.Zresztą od Tetmajerowskiej epoki, pięknie rozmarzonej i mierzącej czas nie godzinami, lecz rytmem wiersza, wiele różanej upłynęło wody.Wtedy było ładniej, bardziej niebiesko i kwieciście.Dzisiaj byczy filmowy amant wygnał wieszcza z rajskiego ogrodu.Nikt się przeto, ukoiwszy rozżalone serce, nie upomina o „trzynaście tysięcy listów miłosnych”.Powiedziałby Zagłoba: „Jechał je sęk!”Wcale inaczej wygląda literacka korespondencja.Można ja podzielić na „białą” i „czarną” albo na taka, co jeszcze jest pisana łabędzim piórem i niebieskim atramentem, i taka, co jest ryta zardzewiałym gwoździem, pisana arszenikiem, żółcią, smarem i smołą.Wiem od innych skrybentów wspaniałego autoramentu i wiem od siebie, mizernego pisarzyny, że rodacy nierzadko w najtkliwszej z pisarzami żyją zażyłości.Wdzięcznym sercem o tym wspominam… Jest to piękny i uroczysty zwyczaj łamania się z kimś dobrym słowem.List przyjazny, lotny, radośnie zdyszany, pomazany ślicznym uśmiechem, jak złotym miodem lejącym się ze słońca, witany jest w pisarskim zaciszu jak ptak, co na wiosnę z daleka przylata.„Literata” udaje zazwyczaj, że ma gradowe chmury na czole i śpiące w oczach pioruny.To do fotografii.„Po cywilnemu” jest to człowiek prosty, chory na przerost serca, a na pieszczotliwe i miękkie słowo tak łakomy, jak chłopię na słodycze, więc list od czytelnika, złotym piórem złociście pisany, czyta skwapliwie.Jest wtedy dumny i naprawdę szczęśliwy, że ktoś jego książkę gorąco przytulił do piersi.Za tę miłość w książce następnej zapłaci… Pismaki to rzewny naród i wdzięczny.Nie dlatego, by mówić o sobie — broń Panie Boże! — istnieją bowiem tematy bardziej niż ja urocze, lecz by w jakiś sposób widomy uwielbić i ramieniem ogarnąć tych, co wiedzą, ile potu i trudu, ile zrozpaczonego czasem wysiłku i dręczącej trwogi tkwi w najlichszej nawet książczynie, opowiem o kilku listach, wyjętych z mojej skrzynki.Klnę się na uczciwe ludzkie serce, że żadnych nie ma w tym łgarstw ani zmyślań.To nie nowela ani wesoła powiastka, lecz jakby kartka wyjęta z pamiętnika.Nie posiadam zresztą dość wyobraźni, aby wymyślić coś takiego, co zdoła z siebie wysnuć jedynie dusza zgrzebna, bezgrzeszna i taka czysta, jak niebo o poranku.A ja, jak każdy pisarz, mam zasuszone takie listy–arcydzieła.Do mnie, mizeraka, najczęściej piszą dzieci.Czasem piszą do mnie całe gromadki, zbiorowo, potężne epistoły.Wtedy odnoszę wrażenie, że to rozćwierkane wróble pukają do moich okien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]