[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamienił się w światło i falę gorąca wyczuwalną nawet wewnątrz samochodu, stojącego o trzydzieści jardów dalej i mającego zamknięte okna.Wiele gałęzi, obciętych ostrą kra­wędzią strumienia, spadło na ziemię po obu stronach pasa, paląc się zwykłym płomieniem w miejscach odcięcia.Błękitno-biały nóż posuwał się na ukos między nimi a domem, minął w pewnej odległości samochód i kroczył dalej, przez dzie­dziniec, przez róg patia - zamieniając beton w parę - aż do końca ścieżki zakreślonej przez Ellie.Tam zniknął.Pas ziemi, długości dwudziestu czterech jardów, szeroki na dwa jardy, był rozżarzony do białości, gotował się jak po­tok świeżej lawy wypływającej z głębi wulkanu.Magma kipiała w głębokim rowie, gulgocząc, wyrzucając w powietrze pióropusze czerwonych i białych iskier i zabarwiając śnieżne otoczenie na czerwonopomarańczowy kolor.Całemu procesowi towarzyszył taki hałas, że gdyby chcie­li rozmawiać, zamiast obserwować kataklizm - musieliby do siebie krzyczeć.Teraz wydawało im się, że zapanowała ko­smiczna cisza.Przebywający w domu ludzie z organizacji wyłączyli re­flektor.- Jedź - poleciła nagląco Ellie.Dopiero teraz Spencer zorientował się, że od dłuższego czasu stali.Ruszył.Nie było żadnej reakcji.Jechali powoli przez ja­skinię lwa.Nadal nikt im nie przeszkadzał.Przyspieszył tro­chę, gdyż sądził, że lwy musiały się nieźle przestraszyć.- Niech Bóg błogosławi Amerykę - powiedział łamiącym się głosem Spencer.- Och, Godzilla nie jest nasza.- A czyja?- Japońska.- Japończycy mają satelitę z promieniami śmierci?- Z ulepszoną technologią laserową.Mają ich osiem w swoim systemie.- Myślałem, że są zajęci produkowaniem lepszych tele­wizorów.Znów zajęła się komputerem, przygotowując następną li­nię obrony.- Cholera, drętwieje mi prawa ręka.Spojrzał na ekran i zobaczył, że wycelowała w dom.- Stany Zjednoczone mają coś podobnego - wyjaśniła - tylko nie znam kodów dostępu do naszego systemu.Ci nasi durnie nadali mu nazwę Młot Kosmiczny, co nie ma nic wspólnego z jego istotą.Spodobała im się nazwa, ściągnęli ją z gry komputerowej.- To ty stworzyłaś tę grę?- Tak.- Tak się nazywa jedna z atrakcji w wesołym miasteczku.- Tak.- Widziałem ją.Mijali teraz dom, nie patrząc w stronę okien.Nie chcieli kusić losu.- W jaki sposób udaje ci się manewrować tajnym japoń­skim satelitą obronnym?- Za pośrednictwem DO - odparta.- Departamentu Obrony.- Japończycy nie wiedzą o tym, że DO może użyć Godzilli, kiedy tylko zechce.Korzystam z wejścia, które depar­tament zainstalował w nim znacznie wcześniej.Przypomniał sobie, co powiedziała kiedyś na pustyni, gdy wyraził swoje zdumienie, słysząc o możliwościach obserwacji satelitarnej, i teraz to zacytował.- „Byłbyś zdumiony, gdybyś wiedział, co tam nad nami wisi.Tego się nie da opisać”.- Izraelczycy mają własny system.- Izraelczycy!- Tak, ten mały Izrael.Oni mnie najmniej martwią.A Chińczycy? Pomyśl o tym.Może Francuzi.Trzeba prze­stać kpić z paryskich taksówkarzy.Bóg wie, kto jeszcze dysponuje tą bronią.Minęli już prawie dom.Pocisk, który trafił w boczne okienko po stronie Ellie, miał tak ogromną szybkość, że wybił dziurę w hartowanej szybie, nie krusząc jej całkowicie.Przeleciał tuż za głową El­lie i uwiązł w oparciu fotela Spencera.- Głupie bydlaki - powiedziała Ellie i znów przycisnęła ENTER.Po raz drugi trysnął z przestworzy słup migotliwego niebiesko-białego światła, uderzając w dwupiętrowy dom wikto­riański i zamieniając w parę rdzeń o średnicy dwóch jardów.Reszta budynku eksplodowała i zapaliła się.Jeśli w zrujno­wanym wnętrzu ktoś przeżył, to musiał uciekać, nie dbając o dalsze ostrzeliwanie pikapa.Ellie była wstrząśnięta.- Nie mogłam ryzykować, żeby trafili w łącze satelitarne na tylnej platformie.Gdyby im się to udało, mielibyśmy du­że kłopoty.- Rosjanie też to mają?- To i coś jeszcze gorszego.- Jeszcze gorszego?- Wszyscy chcą za wszelką cenę mieć swoje warianty Godzilli.Na przykład Żyrynowski.Wiesz coś o nim?- Jakiś rosyjski polityk.Pochylając się znów nad klawiaturą i wprowadzając no­we polecenia, powiedziała:- On i ludzie z nim związani, cała ich siatka, są twardogłowymi komunistami, którzy chcą panować nad światem.Tym razem wysadzą go w powietrze, jeśli będą znów przegrywali.Nie będzie już pełnych wdzięku krachów.I jeśli nawet znajdzie się ktoś dostatecznie mądry, żeby zlikwidować frakcję Żyrynowskiego, to wcześniej czy później pojawi się jakiś nowy maniak na punkcie władzy, nazywający sam siebie politykiem.Zza kępy drzew i krzaków po prawej stronie, czterdzieści jardów przed nimi, wyjechał ford bronco.Stanął na środku alei dojazdowej, zamykając im drogę ucieczki.Spencer zatrzymał wóz.Kierowca forda został za kierownicą, za to z tyłu wysko­czyli dwaj mężczyźni z karabinami snajperskimi i padli na ziemię w pozycjach strzeleckich, podnosząc broń do oczu.- Padnij! - rozkazał Spencer, przytrzymując jej głowę po­niżej poziomu okna i zsuwając się samemu z siedzenia.- Niemożliwe - powiedziała, nie mogąc uwierzyć.- A jednak możliwe.- Zablokowali nam drogę?- Dwaj snajperzy i bronco.- Czy oni nic nie widzieli?- Rocky, leż - polecił psu.Pies znów zawisnął przednimi łapami na oparciu fotela, kiwając z podnieceniem głową.- Leżeć, Rocky! - krzyknął ostro Spencer.Pies zaskomlił, jakby urażony w swoich uczuciach, ale położył się na podłodze.- W jakiej są odległości? - spytała Ellie.Spencer zaryzykował szybkie wystawienie głowy i wrócił do poprzedniej pozycji.Pocisk uderzył w słupek okna, nie rozbijając szyby.- Około czterdziestu jardów.Wprowadzała nowe dane.Na ekranie pojawiła się żółta linia, z prawej strony drogi dojazdowej.Miała dwanaście jar­dów długości i zbliżała się pod kątem do bronco, ale kończyła się o jard lub dwa od krawędzi jezdni.- Nie chcę trafić w jezdnię - powiedziała.- Rozpuszczą nam się opony, jeśli będziemy musieli przejechać przez płyn­ny grunt.- Pozwolisz mi nacisnąć ENTER?- Serdecznie zapraszam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •