[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego nadzieja zamyka się wewnątrz dnia wczorajszego.Nie sposób przyjąć, że Wojtyła potrafi jeszcze wyzwolić się z systemu swojej nauki.Tego progu nadziei on nie przekroczy.Średniowieczno-absolutystyczny system, którego gorszące szczegóły tu przedstawiłem, przypisuje - w sposób typowy dla swojego czasu - pojedynczemu patriarsze ("papie") monopol na prawdę i władzę.Po upadku sowieckiego komunizmu (PPN 106 i nast.) Kościół katolicki Wojtyły pozostał jedyną dyktatorską instytucją i organizacją w świecie zachodnim.Jeżeli Papież tego chce, może nie dopuszczać kobiet do święceń, odmawiać milionom kobiet możliwości zapobiegania ciąży, zabraniać księżom małżeństwa, poniewierać rozwodnikami, którzy zawarli ponowne małżeństwo, tak samo jak biskupami, którzy ujmują się za nimi w tym specyficznie katolickim nieszczęściu, opróżniać parafie z duszpasterzy, zakładać kolejnym teologom kaganiec, paraliżować i zbywać modlitwą (PPN 116-122) zalążki reformy ekumenicznej, interpretować anachroniczne dogmaty i zasady moralne jako ponadczasowe.I tego chce Jan Paweł II.W każdym przypadku.Wskazał każdemu z "laików", sobór nie sobór, stałe miejsce na samym dole i zatwierdził na dobre, z wyżyn ostatniego już tronu patriarchalnego, "równorzędną" rolę kobiety, służebną i macierzyńską, jak i odpowiadające temu oczekiwania mężczyzn (PPN 241 i nast.).Spotkał się za to z rozległą aprobatą tych, których specyficznie katolickie posłuszeństwo jest na ziemi tak samo niepowtarzalne jak ta dwuklasowa społeczność - wytwarzająca panów i niewolników - która przykłada się do uzasadnienia takiego posłuszeństwa i utrwala je.Kto nie skacze z uciechy widząc, jak koło historii kościelnej obraca się daleko wstecz do położenia przedsoborowego i przeddemokratycznego, może jednak dostrzec, czym to się kończy.Papież, łagodnie mówiąc, pozbawiony jest dobrej woli.Tymczasem poszkodowani liczą się na miliony: niewątpliwie Jan Paweł II - i to na dziesiątki lat! - jest współodpowiedzialny za masowy odwrót od Kościoła rzymskiego i w ogóle od chrześcijaństwa.Autorytarna postawa patriarchy Wojtyły kompletnie podkopała jego moralną wiarygodność.Zwłaszcza kobiety i ludzie młodsi wypowiadają Papieżowi posłuszeństwo.Jan Paweł II zbywa ten rozwój wydarzeń po prostu gadaniną (PPN 97-105).Na okres rządów Papieża, uchodzącego za talent polityczny, przypadł zwrot sytuacji w Europie Wschodniej.Jaki był jego własny udział w tych wydarzeniach, to ściślej oceni dopiero sąd historii.Z pewnością nie można go nawet w przybliżeniu porównać do tego, czego dokonały setki tysięcy ludzi na ulicach: których Wojtyła w książce swej nie zaszczyca ani słówkiem (PPN 108 i nast.).Widać i temu Papieżowi też nie dano być tym, który wyprzedza myślowo i kroczy na przedzie.W październiku 1993 roku Wojtyła mówił, że rozstrzygającą rolę w zwycięstwie nad ustrojem komunistycznym odegrał nie on, tylko - niezłomnie reprezentowane przez niego - chrześcijaństwo jako takie, ze swym religijnym i moralnym posłannictwem i obroną godności ludzkiej.Podobnie dalekosiężne przyczyny sprawcze wymienia w swej książce (PPN 108-109).Wypowiedzi te dobijają się o zasługi, których w tej formie nie było.Jeśli mierzyć je w oparciu o historię i teraźniejszość katolicyzmu, jest to nadzwyczaj ryzykowne.A zupełnie już nie oddaje sprawiedliwości ludziom, którzy spowodowali ten przełom.Jeżeli już mamy mówić o Papieżu przełomu, to w innym sensie: Jan Paweł II, od strony wojowniczo zaangażowanej postrzegany jako symbol ofensywy dobra i dla dobra, nie przepuszcza żadnej okazji, aby urząd swój wykorzystać dla odtworzenia ortodoksyjnej tradycji, przez tych, którym zbyt pochopnie zaświtała nadzieja, uważanej za dawno już anachroniczną.Chociażby czystki, jakie przeprowadza on cichaczem w swej elitarnej kadrze, są przykładem celowego sprawowania władzy przez tego Papieża starego pokroju: kto za Wojtyły awansuje na biskupa lub kardynała, zawdzięcza to swej nieskazitelnej wierności wobec Rzymu.Choćby tysiące zaskoczonych tym ludzi w Kolonii, St.Polten albo Chur sprzeciwiały się tej polityce kadrowej, Wojtyła nigdy nie ustąpi.Natomiast wyrozumiale traktował Jan Paweł II z biedą zatuszowane skandale w Watykanie i gdzie indziej.Niemniej te ponure wydarzenia pozostają niezatartymi piętnami na okresie jego rządów.Jeżeli zresztą wiele osób uwikłanych w watykańskie machlojki, choć bynajmniej nie wszystkie - arcybiskupów, kardynałów, maklerów, kanciarzy, lobbystów - znamy dzisiaj z nazwiska, z pewnością nie jest to zasługą Papieża.Zajadła nieustępliwość, wyrażająca się w obsesyjnie wręcz powtarzanych wypowiedziach Wojtyły na temat moralności seksualnej i roli teologów w Kościele, może co prawda - tak samo jak odpychanie wszelkich kwestii dotyczących kapłaństwa kobiet, celibatu, laicyzacji księży, statusu ponownie zaślubionych rozwodników - odpowiadać twardemu jądru wiernych i biskupów.Nie może jednak nawet podjąć wychodzących raz po raz na światło problemów Kościoła rzymskokatolickiego.Zreformowane za Jana Pawła II w kierunku tradycyjnym prawo kanoniczne i niewydarzony zarówno stylistycznie, jak i treściowo, światowy katechizm (PPN 127-128) nie są żadnym drogowskazem.Nie bez powodu jedno i drugie już odchodzi w niepamięć.W sumie: fatalna hipoteka Kościoła katolickiego, obciążenie dla ekumeny, blokada najbardziej palących problemów światowej wspólnoty.Nie widać w tym zalążków choćby najskromniejszej nadziei; pozostało już co najwyżej miejsce na zarzut nieodpowiedzialności w stosunku do świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]