[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepszą trasą dlakogoś pragnącego opuścić nasze tereny jest droga przez las na północny zachód stąd i potem zpowrotem na zachód, aż dojdzie się do wielkiego jeziora.Przerwała, żeby sprawdzić, czy za nią nadąża.- Mów dalej - poprosił.- Podążaj brzegiem tego jeziora, dookoła, w swojej drodze na razie na zachód -powiedziała.- Z jakichś przyczyn tutejsi wieśniacy nie są tak skłonni atakować, jeżeli jest sięblisko jeziora.%7ładen z nich nie umie pływać.Tak że nawet jeśli cię zaatakują, możesz wskoczyćdo jeziora (przy brzegu jest dość płytko dla kogoś takiego jak my, Jerzemu byłoby tam po szyję) ibędziesz bezpieczny od wszystkiego, poza tym, czym mogą próbować w ciebie rzucać.Jim uśmiechnął się do siebie trochę złośliwie.Smoczyca nie wiedziała, że był takimdziwnym smokiem, który potrafił i lubił pływać.Odkrył to, kiedy przekraczał piechotą Fens po drodze do Twierdzy Loathly, gdzie musiałpłynąć, żeby dostać się od jednego skrawka lądu do drugiego.Nie wiedział wtedy jeszcze, żejego smocze ciało jest cięższe niż woda, tak że spróbował przepłynąć kawałek bez zastanowienia.Już w wodzie, po początkowej chwili paniki odkrył, że jeśli tylko wystarczająco mocno poruszałłapami i ogonem - machając nim i tam, i z powrotem, jakby robił to wąż morski - mógł nie tylkoutrzymywać się na wodzie, ale i posuwać naprzód.Było to męczące, ale możliwe.%7ładen smok, którego znał Jim, nigdy tego nie próbował, a wszystkie mocno wierzyły, żepójdą na dno jak kamień, jeżeli wejdą do wody zbyt głębokiej, by móc w niej stać i trzymaćgłowę nad powierzchnią.Mimo wszystko uznał, że rada Maigry była dobra.W myślach przeprosił ją zapodejrzenie, że ani jej, aniSorpilowi nie było na rękę pomaganie mu.Było to naturalne przypuszczenie, zgodne ztym, czym była smocza natura, ponieważ jeśli cokolwiek by mu się stało, zatrzymywali jegopaszport.Z drugiej strony, ona też wypiła parę dzbanów wina z baryłki i dzięki alkoholowi niecozłagodniała.Na pewno miała swoją atrakcyjną, łagodniejszą stronę, przynajmniej kiedy była młodsza,pomyślał.Inaczej byłoby rzeczą niezrozumiałą, że ktoś taki jak Sorpil, który musiał byćpotężnym smokiem, gdy oboje byli młodzi, mógłby się z nią ożenić.- Dziękuję ci, Maigro - powiedział, a usłyszał, że słowa te zabrzmiały bardzo sennie.Dozamku wszedł przed południem, a ich jedzenie i picie, jak zwykle wtedy, kiedy brały się za tosmoki, było długotrwałą sprawą.Zwiatło księżyca powinno powiedzieć mu, że zajmowali się tymod ośmiu czy dziewięciu godzin.Jednak zdawało się, że czas przeleciał szybko.W każdym razie był niewątpliwie śpiący.- Macie dla mnie jakieś miejsce - spytał - czy mam po prostu zwinąć się tutaj?Nie miał nic przeciwko zwinięciu się w kłębek tam, gdzie siedział.Z drugiej strony dosmoczego instynktu należało wyszukiwać sobie do spania małe, odosobnione miejsce.Ze stronySorpila i Maigry byłoby zwykłą gościnnością znalezć mu takie miejsce - być może w jednej zmniejszych komnat zamku, nieważne, w jakim stanie.- Wskażę ci miejsce! - Smoczyca zerwała się raczej rześko na nogi.Smok został na miejscu, burcząc zaledwie coś, co brzmiało jak dobranoc połączone zbeknięciem o iście smoczej sile.Jim poszedł za Maigrą.Poprowadziła go przez kilka korytarzy, parę razy w górę i na dółpo schodach, cały czas w prawie zupełnych ciemnościach.Ale z jego uszami i nosem, któremówiły mu, gdzie ona jest, podążał za nią, nie martwiąc się o to, że mógłby zle stąpnąć czyzabłądzić.Przyprowadziła go w końcu do, jak podejrzewał Jim, sypialni jednego z poprzednichmieszkańców zamku.Zostawiła go tam, a on zwinął się wśród szczątków nielicznych mebli.Ostatnią jego myślą przed zaśnięciem było, że zamki we Francji zdawały się mieć więcejprywatnych pokoi niż zamki w Anglii.Spał, jak to normalnie smoki, bez snów i głęboko.Kiedy się obudził, pokój rozjaśniałoświatło dnia.W ścianie znajdowało się tylko jedno wąskie okno, ale słońce zdawało się świecićprosto przez nie, tak że pokój był pewnie tak jasny, jak tylko mógł być.Różnica po ciemnościachnocy zaskoczyła nieco Jima, któremu godziny między momentem zaśnięcia a przebudzeniazdawały się zaledwie czymś więcej niż chwilą.Ziewnął rozdziawiając potężne szczęki i wysuwając swój długi, czerwony jęzor w pełnymkurzu powietrzu komnaty.Potem rozwinął się i rozprostował - wszystko oprócz skrzydeł, gdyżnie było tam dość miejsca, by je wyciągnąć - i używając nosa w połączeniu z pamięcią, zszedł nadół drogą, którą przyprowadzono go tu poprzedniego wieczora.Znalazł drogę do komnaty, w której jedli, pili i rozmawiali.Ani Maigry, ani Sorpila niebyło w pobliżu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]