[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuł natomiast, jakby stał w innym miejscu, którego znaki szczególne przed nim zasłonięte.I chociaż nie widział nic, czuł obecność tego kogoś — czy czegoś — kto go tam wezwał, przełamując jego wolę z taką łatwością, z jaką mężczyzna pokonuje siłą dziecko.Było to wrażenie, którego nie był w stanie opisać słowami płynącymi z dotychczasowych doświadczeń.Zawładnięto bezlitośnie jego myślami po to, by je poprzekręcać, pozbawić tego, co pragnął sobie przyswoić niewidzialny agresor.Sanderowi zaczęły mieszać się obrazy: jakiś metal, zrujnowane budynki, ruch w nich i pomiędzy nimi.Kiedy jednak usiłował zobaczyć te sceny wyraźniej, wszystko zbladło, rozpłynęło się, zmieniło.Potem już było tylko ognisko i noc dookoła.A jednak Rhin uniósł łeb, a w jego ślepiach migotliwie odbijały się płomienie.Obok niego siadły na zadach wężacze, całym ciałem zwrócone w kierunku Sandera.Jedyna z tego towarzystwa, dziewczyna, nadal leżała śpiąc spokojnie.Sander słyszał ciche, gardłowe warczenie Rhina i niezbyt głośny syk przynajmniej jednego z wężaczy.Kowal uniósł drżące ręce i wytarł czoło.Czuł się słaby i przestraszony.Jego lud nie słyszał nigdy wzmianki o tym, że coś podobnego przydarzyło się jakiemuś człowiekowi.Nie wspominał też o tym żaden Zapamiętywacz.Nie bardzo chciało mu się przedtem wierzyć w to, co Fanyi twierdziła na temat niewidzialnej, nieuchwytnej siły, lecz teraz doświadczył jej oddziaływania na sobie.Czy właśnie to rozumiała przez „penetrującą myśl”? Kto zatem w taki sposób penetrował jego myśli i w jakim celu? Sander czuł się zbrukany tą ingerencją w jego umysł.Kai zasyczał, szczerząc kły na Sandera.Kowal wzdrygnął się wobec tak jawnej wrogości zwierzęcia.Rhin… Rzucił szybkie spojrzenia na kojota, który nadal warczał gardłowo.Kiedy jednak oczy Sandera spotkały się ze ślepiami zwierzęcia, dźwięk zamarł.Kowal, który nigdy przedtem nie próbował komunikować się z kojotem w sposób, w jaki Fanyi kontaktowała się z wężaczami, odniósł wrażenie, że Rhin, moment wcześniej zaniepokojony tą umysłową ingerencją, teraz zaakceptował fakt, że Sander jest znów sobą.Kowal zapragnął zbudzić Fanyi i zażądać wyjaśnień.Chciał wiedzieć, co mogło być przyczyną tego ataku, będącego zapewne sprawką jakiegoś Szamana, a nie normalnego człowieka.Gdy ulotnił się pierwszy strach i wstyd, odczuł narastający gniew.Nikt nie musi wiedzieć, że został wykorzystany i zbezczeszczony w taki sposób.Wyczuwał w tym penetrowaniu jego myśli jakąś pogardę, jakby ten, kto omotał na moment jego umysł niewidzialną siecią kontroli, uznał go za mało znaczącego, mało wartościowego.Nie, nie zapyta jej.Zamiast tego zaczął szperać w swojej kowalskiej torbie.Robiąc to, powtarzał sobie w myśli jedną z sekretnie działających pieśni.Niejasno przypominał sobie coś, co kiedyś powiedział jego ojciec.Przypuszczano, że istnieją miejsca z Poprzedniej Epoki, gdzie na człowieka mogą oddziaływać dziwne wpływy, nakłaniając go do wykonywania różnych usług.Lecz można się było przeciw temu zabezpieczyć, o czym słyszał każdy, kto poznał arkana tajemnej wiedzy kowala.Palce Sandera zacisnęły się na paru kawałkach drutu, znalezionych na dawnym statku.Odmierzył kilka jednakowej długości i zaczął je splatać w warkocz najciaśniej, jak mógł.Potem zrobił z niego pętlę i włożył ją na głowę, tak że przechodziła przez czoło tuż nad oczami.Po tej przymiarce zdjął ją ponownie, by zapleść końcówki i zabezpieczyć przed rozwiązaniem.Żelazo — zimne żelazo — pełniło swoją funkcję jeszcze od Poprzedniej Epoki.Działając w określone sposoby mogło stanowić ochronę.Nigdy przedtem nie miał powodu, by sprawdzać prawdziwość tego wierzenia (chociaż wielu członków Wspólnoty nosiło amulety z zimnego żelaza; niektóre z nich modelował osobiście, zgodnie z ich życzeniami).W głębi ducha traktował to jako bezpodstawny przesąd, wyznawany tylko dlatego, że posiadanie takich zabawek dawało mężczyznom poczucie bezpieczeństwa, choć niewiele miało wspólnego z prawdą.Teraz… teraz był skłonny uwierzyć w istnienie tu wrogów — lub wroga — których w pewien sposób należało się obawiać bardziej niż potwora, Białego czy zazdrosnych Handlarzy.Zakończywszy pracę nad topornym diademem z przerdzewiałego metalu, Sander zabrał się do splatania mniejszych kawałków w skomplikowany węzeł, który przywiązał do skórzanego rzemienia.To dla Rhina.Nie wiedział, czy kojot możepodlegać wpływowi ingerencji, której on doświadczył, lecz zastosował wszelkie możliwe środki zabezpieczenia.Pozostawała Fanyi i jej wężacze.Sander był przekonany, że zwierzęta nie pozwolą mu się do siebie zbliżyć.Stanowiły trzymającą się na uboczu parę, tolerującą mężczyznę i kojota wyłącznie dlatego, że takie było życzenie Fanyi.Natomiast dziewczyna… Wydawała się podniecona, nawet zadowolona, uchwyciwszy się sugestii tej „penetrującej myśli” i oczywiste było, iż z radością powita kontakt z każdym, kto potrafi się nią posługiwać.Przypuszczał, że był to skutek jej szamańskiej praktyki.Lecz jeśli takie kontakty były akceptowane przez Szamanów jako normalne i właściwe…! Gdyby znał drogę, zostawiłby ją w tym momencie, znikając w ciemnościach nocy.Wściekłość i strach szarpały go.Nie będzie jednak poddawał się emocjom.Nie; będą nadal podróżować razem dopóty, dopóki Fanyi nie da mu powodu, by uwierzył, że jest bardziej spokrewniona z tym… z tym wyzyskiwaczem umysłów niż z nim i jego rodzajem.Chropowaty metal wpijał się w skórę czoła.Sander ciągle powtarzał w myślach zaklęcia, które należało wypowiadać, wykuwając jakieś narzędzie czy broń.Znów dorzucił do ognia.Wężacze na powrót usadowiły się spokojnie obok śpiącej Fanyi.Jakikolwiek by był wpływ, który nawiedził ich obozowisko, by w niego uderzyć — musiał się już wycofać.Sander związał kowalską torbę i spakował ją razem ze swoimi rzeczami.Widział, jak światło świtu powoli wpełza na niebo zza okalających rzekę klifów i miał nadzieję, że dzisiejsza podróż doprowadzi ich do kresu tego miasta lub przynajmniej do celu, którego szukała Fanyi.Zaczynał serdecznie nienawidzić tego labiryntu ruin i wraków.Jeśli ziemskie duchy rzeczywiście istnieją, to zapewne zmarli spacerują tutaj setkami.A ponieważ prawdopodobnie żaden człowiek nie uhonorował ich obecnością na pogrzebie, nie będą mieli żadnych skrupułów.Sander otrząsnął się z tych myśli.Nie wierzył w to, że część człowieka pozostaje po śmierci na ziemi w postaci ducha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]