[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dorada - ucieszył się Kilian.- Dobra robota.One naprawdęwalczą.I są smaczne.Poprosimy szefa kuchni, żeby ugotował ją nakolację.Higgins był bardzo podniecony i szczęśliwy.- Miałem wrażenie, że ciągnę ciężarówkę - powiedział z dumą.Chłopak poprawił przynętę i wrzucił ją z powrotem do wody.Morze falowało coraz silniej.Murgatroyd trzymał się jednegoze słupków, podtrzymujących drewniany daszek przedniej częściłodzi.Wielkie fale szarpały "Avantem", który unosił się i opadałcoraz gwałtowniej.Wielkie ściany wody falowały po obu jegostronach, wysokie, ruchome, oświetlone słońcem maskującym prze-pastne głębiny.Kiedy byli na szczycie fali, widzieli dokoła siebiecałe mile białej kłębiącej się piany, tylko na zachodzie zamazanybrzeg wyspy Mauritius.Fale nadchodziły od wschodu, jedna za drugą, jak ściśnięte szeregizwalistych gwardzistów w zielonych mundurach, maszerujących nawyspę, aby zginąć w ogniu artylerii raf.Murgatroyd dziwił się, że gonie mdli, zwłaszcza że kiedyś rozchorował się na promie z Dover doBoulogne.Ale prom był większym statkiem niż "Avant".Przebijał sięz wielkim szumem przez fale, jego pasażerowie zmuszeni byli wdychaćzapach oleju, spalin, smażonego tłuszczu kuchennego, zapachy bucha-jące z baru, wreszcie ludzkie smrody."Avant" był wprawdzie mniejszy,ale nie walczył z morzem.Poddawał mu się miękko i znowu siępodnosił.Murgatroyd, wpatrując się w wodę, odczuwał lęk graniczącyz paniką, uczucie tak często towarzyszące człowiekowi znajdującemusię w niedużej łodzi.Może zasługuje ona na miano majestatycznej,dumnej, dobrze zbudowanej, szczególnie kiedy stoi na przystanimodnego kurortu, podziwiana przez spacerujących wczasowiczów,zazdroszczących bogatym właścicielom.Ale na pełnym morzu jest jużtylko siostrą pierwszego lepszego smrodliwego trawlera, każdegozardzewiałego trampa, każdej łajby o spawanych blachach i ze złączaminitowymi, jest tylko wątłą skorupą przeciwstawiającą się niewymiernejpotędze, kruchą zabawką w dłoni olbrzyma.Nawet teraz, otoczony68czterema innymi ludźmi, Murgatroyd czuł własną nicość i słabość orazbuńczuczną kruchość tej łodzi.Ogarnęło go poczucie samotności,jakże częste na morzu.Znają je tylko ludzie podróżujący statkiem lubsamolotem, przemierzający śniegi Północy czy też pustynie.Wszystkiete rejony są okrutne i bezkresne, ale najstraszniejsze z nich jest morze.A to dlatego, że się rusza.Tuż po dziewiątej monsieur Patient powiedział jak gdyby w prze-strzeń:- Ya quelque chose.Nous suit.- Co on mówi? - zainteresował się Higgins.- Coś tam jest i płynie za nami - powiedział Kilian.Higgins rozejrzał się dokoła.Widać było jedynie wody oceanu.- A skąd on to wie, u licha?Kilian wzruszył ramionami.- Tak jak pan czuje, że coś jest nie w porządku z kolumną cyfr.Instynkt.Stary człowiek jednym ruchem zmniejszył obroty silnika i "Avant"zwolnił.Po chwili stał niemalże w miejscu.Mimo to kołysał się jeszczesilniej.Higgins przełknął kilka razy ślinę.Było kwadrans po dziewiątej,kiedy jedno z wędzisk przegięło się gwałtownie i żyłka zaczęła, sięodwijać.Niezbyt może szybko, ale gładko, a kołowrotek zaterkotałjak grzechotka.- To pańska ryba - powiedział Kilian do Murgatroyda, wyry-wając wędzisko z gniazdka w burcie i przenosząc je do gniazdkaumieszczonego przed fotelem.Murgatroyd wyszedł z cienia i usiadł.Zacisnął klamrę i mocno ujął owiniętą korkiem część wędziska.Kołowrotek toczył się jak beczułka z piwem, zaczął przekręcać korbęsprzęgła poślizgu.Murgatroyd napiął mięśnie ramienia, wędzisko gięło się corazbardziej, a żyłka rozwijała się dalej.- Niech pan zaciśnie mocniej sprzęgło - poradził mu Kilian -bo inaczej zabierze panu całą linkę.Kierownik banku naprężył mięśnie ramion i przykręcił korbęsprzęgła.Koniec wędziska obniżał się coraz to bardziej, aż znalazł sięna poziomie jego oczu.Żyłka zwolniła, ale po chwili przyśpieszyłai odwijała się dalej.Kilian przechylił się, żeby spojrzeć na sprzęgło.Wewnętrznei zewnętrzne nacięcia znajdowały się niemal naprzeciwko siebie.- Ten drań ciągnie z siłą osiemdziesięciu funtów - powiedział.-Musi pan jeszcze bardziej zacisnąć.Murgatroyda bolało ramię, palce mu zesztywniały, przekręcił korbę,aż znaki znalazły się dokładnie naprzeciwko siebie.69- Dosyć - zawołał Kilian [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •