[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nadszedł siecią synchrosatelitów parę minut temu.Tylko dla informacji.To znaczy, że my nie mamy z tym co robić, ale może ty, kochanie.- Gotów - powiedziałem, wpatrując się w plastykową obudowę radiostacji.Sierżant zagdakała.- Kapitan statku czarterowanego przez twego sahiba chce z nim zamienić parę słówek, gdy go znajdzie.To chyba pilne, bo kapitan jest strasznie wkurzony.- Tak, baza - odrzekłem.- Odbieram cię dobrze, poziom dziesięć.Sierżant wydała znowu odgłos rozbawienia, tylko tym razem nie było to gdakniecie, a zwyczajny chichot.- Chodzi o to - dodała - że jego czek za czarter odrzucono.Chcesz wiedzieć, co bank powiedział? Nigdy nie zgadniesz.“Brak pokrycia", to właśnie powiedział.Pod żebrami z prawej strony bolało mnie bez przerwy, ale w tym momencie znacznie bardziej.Zacisnąłem szczeki.- Ach, sierżancie Kolanko - wycharczałem - czy może pani, eee, sprawdzić te ocenę?- Niestety, kochanie - zabrzęczała ze współczuciem - ale nie ma cienia wątpliwości, Kapitan dostał ocenę jego zdolności kredytowej i brzmiała: “zero".Na twego klienta czeka we Wrzecionie sądowy nakaz zapłaty.- Dziękuje za komunikat synoptyczny - powiedziałem głuchym głosem.- I sprawdzę czas odlotu przed startem.Wyłączyłem radio i spojrzałem na mego klienta - miliardera.- Co ci jest u diabła, Walthers? - mruknął.Nie słyszałem go.Słyszałem to, co mi powiedział zadowolony z siebie typunio w Znachorni.Równań nie sposób było zapomnieć.Forsa - nowa wątroba plus szczęśliwe przeżycie.Brak forsy - całkowita dysfunkcja wątroby plus śmierć.A moje źródło forsy właśnie wyschło.XKiedy się usłyszy naprawdę ważną nowinę trzeba jej pozwolić popłynąć małym strumyczkiem przez własny system nerwowy i całkowicie wchłonąć, nim się cokolwiek uczyni.To nie sprawa wyciągnięcia wniosków.Wyciągnąłem je natychmiast, a jakże.To sprawa umożliwienia nerwom powrotu do stanu równowagi.Wiec przez minutę się zastanawiałem.Słuchałem Czajkowskiego.Sprawdziłem, czy radio jest wyłączone, jakbym chciał oszczędzać energie.Sprawdziłem wykres synoptyczny.Byłoby miłe, gdyby coś wykazał, ale w tej sytuacji nie mógł, wiec nie wykazywał.Zarysowywały się nieliczne słabe echa.Ale nic o kształcie hiczijskich podziemi i nic szczególnie jasnego.Dane ciągle jeszcze nadchodziły, ale te słabe zarysy w żaden sposób nie mogły się zmienić w sygnał pełnego korytarza, który uratowałby nas wszystkich, nawet zbankrutowanego Cochenoura.Nawet oglądałem przez iluminator ile się dało nieba, jakbym mógł z tego wywnioskować coś na temat pogody.Nie miało to znaczenia, choć trochę, białych chmurek chlorku rtęciowego przemykało wśród purpurowych i żółtych chmur innych halogenków rtęci.Było to piękne i budziło we mnie wstręt.Cochenour zapomniał o swym omlecie i przyglądał mi się z namysłem.Tak samo Dorrie, ciągle trzymająca w rękach zapakowane w przetłuszczony papier głowice.Uśmiechnąłem się do niej.- Ładna - zauważyłem, mając na myśli muzykę.Orkiestra Filharmonii Auckland właśnie zaczynała te.cześć, gdzie ukazują się małe łabędzie i w szybkim, skocznym pas de ąuatre przechodzą przez scenę.To jeden z moich ulubionych fragmentów ,Jeziora Łabędziego".- Reszty posłuchamy później - powiedziałem i wyłączyłem odtwarzacz.- Dobra - warknął Cochenour - co się dzieje?Usiadłem na pakunku z igloo i zapaliłem papierosa, ponieważ jeden ze sposobów dostosowania się do nowej sytuacji, dokonanych przez mój system wewnętrzny polegał na obliczeniu, że już nie musimy pieścić się z naszymi zapasami tlenu.- Jest coś, co mnie intryguje, Cochenour - odezwałem się.- W jaki sposób natrafiłeś na profesoraHegrameta? Odprężył się i wyszczerzył zęby.- I tylko o to ci idzie? Sprawdziłem wszystko co trzeba o miejscu gdzie się udawałem.A czemu nie?- Wszystko jasne, z wyjątkiem tego, że starałeś się dać mi do zrozumienia, że nie masz o niczym pojęcia.Wzruszył ramionami.- Gdybyś miał krztyne rozumu, to byś wiedział, że nie dzięki głupocie zostałem bogaty.Myślisz, że podróżowałbym dziesiątki milionów mil, nie wiedząc do czego zmierzam?- Oczywiście nie, ale robiłeś co mogłeś, bym myślał, że nie wiesz.Bez znaczenia.Wiec wygrzebałeś kogoś, kto mógł cię naprowadzić na coś, co warto ukraść na Wenus, a ten ktoś skierował cię do Hegrameta.I co dalej? Czy ci powiedział, że jestem dość tępy, by zostać twoim popychadłem?Cochenour już nie był tak odprężony, ale nie był jeszcze agresywny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]