[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta­koż zrobiłem, demony wsze po drodze likwidując w trzech krainach i w samym piekle, przy okazji miano Profesjonała zdobywając.Aliś­ci zapłaty nie dostałem żadnej.Mag ów, Deckardem zwany, wyko­rzystywał mnie, jako swego niewolnika i czerpał zyski z tego, co zdobyłem.Takoż po wykonaniu zadania ostatniego i jego zabiłem.Od tej pory wolny po świecie chodzę, szukając krainy, skąd pochodzę i grobowca mojej damy.Teraz, mając nekromanty moce, przy­wrócić ją do żywych mogę, by moja była przez stulecia.- W czym więc problem? - zapytał Tranog zafascynowany opo­wieścią nekromanty.- W tym, że nie wiem, jaka kraina mnie wydała.Krążę, słucham wieści wszelakich, ale wciąż bez skutku.Do kultystów przystałem, bo ponoć Sidney ma talent widzenia przez mrok czasu minionego i przyszłego.- I do nas dołączyłeś, choć go ubić idziemy?- Historia Rehberta też na miłości oparta, skoro ja jej nie mam, może jemu będzie dana - filozoficznie zakończył Seeleon.- A poza tym martwy Sidney lepiej mi może posłużyć w rozwiązaniu sekretu.- Twoja kolej, panie Chmurny - zaklinacz wskazał młodzieńca kopyścią, gdy nekromanta podniósł swoja misę.- Rzeknij, jako z tobą było i jakeś tu trafił.- Długo by mówić - młody rycerz dawno już zjadł i teraz siedział wsparty o miecz wielki.- Niewiele pamiętam.Kadetem byłem w ar­mii, gdzieś tam walczyłem.Potem renegatem zostałem i przeciw swoim wystąpiłem.Świat mój, a chyba nie jest on tym samym, po którym stąpamy, w wielkim zagrożeniu się znalazł.Wyruszyłem jako i wy, z moimi kompany, by ratować krainę.Ale nie wiem, jakirezultat te starania miały.Jedyne, co pamiętam, to Aeris twarz.Mojej ukochanej, gdy szła ku mnie z kwiatami.Midgar to słowo jest mi też znane, ale co oznacza - nie wiem.Krótka to historia, ale szanowni kompani nic więcej nie pamiętam, a z wami jestem, by inną panią ocalić od śmierci.Tak może swoje żale ukrócę.Przez dłuższą chwilę milczeli, choć nikt już nie jadł.Wreszcie Tranog się odezwał- Wasza kolej, zaklinaczu.Wszak wy znacie wątki tej opowieści, w którą i my teraz wmieszani jesteśmy.- Znam, przyjaciele - odparł Gavein - i z wami się nią podzielę.Nie było to tak dawno, jakby się zdało.Wszyscy o wojnie tej słyszeć musieliście.Całe południe stanęło przeciw północy, skąd siły Reh­berta nadchodziły.I ja byłem w tej armii, co nad rzeką w pobliżu Zie­lonego Lasu stanęła.- Ja też tam byłem - wtrącił Tranog.- I ja - zaraz potem Chmurny się odezwał.- Takoż i j a stałem nad rzeką - dodał nekromanta - acz po drugiej jej stronie.Alem Rehberta w życiu na oczy nie widział.Spojrzeli na niego zdziwieni, ale nikt nic nie powiedział.- Niemniej tuż przed bitwą król mnie do siebie zawezwał - konty­nuował tymczasem zaklinacz - by misję specjalnej wagi mi powie­rzyć.Córkę jego, Katherine w bezpieczne miejsce, z dala od Rehber­ta, odwieźć miałem.Niby prosta misja, ale tkwił w niej szkopuł je­den.Panna świata poza omniarchą nie widziała i bitwa ta cała jeno pretekstem była, by zakpić z króla ojca, a i ze mnie przy okazji.Katherine wieści swemu oblubieńcowi słała, gdym ją wiódł przez knieje, a on.podążał za nami i przy pierwszej sposobności z panną się spotkał.Tak to po raz pierwszy zadania ;powierzonego nie wykona­łem i edyktem króla na śmierć skazany schronienia szukać musiałem na granicy światów.Resztę znacie.- Czemuś mu ją oddał? - zapytał Tranog, któren będąc barbarzyńcą pewnych rzeczy nie pojmował.- Wszak mogłeś go usiec i honor zachować.- Honor mój niczym wobec szczęścia damy - zaklinacz z wbitym w ziemię wzrokiem wodził kopyścią po glinie.- Ty tego nie rozu­miesz przyjacielu.Wybór, jaki był mi dany, z jednej strony mógł honor mój ocalić, gdybym ból zadał boskiej istocie, lub jej szczęście mogłem ofiarować na mojego poświęcenia ołtarzu.Tak wybrałem i do dziś nie żałuję, choć do niedawna wsadziłbym tę kopyść w rzyć Rehberta i zabełtałbym jako w kotle.- Dlaczego pomagasz znienawidzonemu wrogowi? - Nekromanta zadał jako pierwszy pytanie, które wszystkich nurtowało.O mgnienie oka wyprzedził w tym Tranoga, ku jego zresztą zdumieniu.- Dla niej to robię, nie dla niego.- Aliści zrobiła na tobie wrażenie.- Dzionek jeden ją znałem, ale ona, kotka zielonooka i nieludzko piękna, duszę mą posiadła, choć pewnie nawet dziś mnie nie pamię­ta.Wszystko bym dla niej zrobił.I zrobię.- Jako i my -- wpadł mu w słowo Chmurny.- Choć żaden z nas nie ma nawet pojęcia, jak ona wyglądać może.- Zanim wyruszymy ku twierdzy, to wam opowiedzieć mogę - za­klinacz przymknął oczy i słowami wyraził urodę i szyk pięknej damy, której nigdy nie zdobył, a którą stracił.W niczym nie skłamał, w niczym nie przesadził, ale swoim słuchaczom jawił się jeno jako bajarz i pochlebca.Mury Lea Monde ujrzeli, zaledwie słońce stanęło w zenicie.Wilko­wyj doprowadził ich do jaru, w którym za omszałym głazem kryło się wejście do twierdzy tylko nielicznym znane.Nie skorzystali wszak z niego, glejty od Sidneya mając.Wiedzieć chcieli jeno, któ­rędy pannę do twierdzy przekazano i czy fakt ten w rzeczy samej miał miejsce.A miał, jak się okazało.Ku traktowi pobieżyli, niespe­cjalnie się rozglądając, a gdybyż to uczynili, pod jednym z dębówmogli ujrzeć młodego mężczyznę o jasnych włosach, ubranego w ko­szulę i krótkie spodnie typowe dla mieszkańców Valuzji, któren z oddali bystrym wzrokiem ich obserwował.Gdy ku bramie się udał; za nimi poszedł, trzymając się wszelako na dystans odpowiedni.Twierdza, jako rzekł Seeleon, nie była broniona ni zamknięta.Po glejtu okazaniu czwórka przybyszów za mury przeniknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •