[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdawaliÅ›my sobie z tego sprawy, gdyż335 w Pndapetzim innych koni nie byÅ‚o, nie mieliÅ›my wiÄ™c żadnego porównania.Te trzydni szaleÅ„czej ucieczki do cna wyczerpaÅ‚y ich siÅ‚y.PadaÅ‚y jeden po drugim i byÅ‚o to dlanas prawie darem niebios, bo zawsze okazywaÅ‚y wiele roztropnoÅ›ci i opuszczaÅ‚y nasw miejscach, gdzie nie byÅ‚o nic do jedzenia, jedliÅ›my wiÄ™c tÄ™ odrobinÄ™ miÄ™sa, jaka po-zostaÅ‚a im przy koÅ›ciach.SzliÅ›my pieszo, na poranionych nogach, i jedynym, który siÄ™nie uskarżaÅ‚, byÅ‚ Gavagai, nigdy bowiem nie potrzebowaÅ‚ konia, a na podeszwie stopymiaÅ‚ skórÄ™ grubÄ… na dwa palce.NaprawdÄ™ żywiliÅ›my siÄ™ szaraÅ„czÄ…, lecz w odróżnieniuod Å›wiÄ™tych Ojców  bez miodu.Potem straciliÅ›my Colandrina. NajmÅ‚odszego. Najmniej doÅ›wiadczonego.SzukaÅ‚ czegoÅ› do jedzenia wÅ›ród skaÅ‚, wsunÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„w jakieÅ› podejrzane zagÅ‚Ä™bienie i ukÄ…siÅ‚ go wąż.Oddechu wystarczyÅ‚o mu na tyle, żebypożegnać siÄ™ ze mnÄ… i szepnąć, bym zachowaÅ‚ w wiernej pamiÄ™ci jego siostrÄ™, a mojÄ…umiÅ‚owanÄ… małżonkÄ™.ZapomniaÅ‚em o Colandrinie i raz jeszcze poczuÅ‚em siÄ™ cudzo-Å‚ożnikiem i zdrajcÄ… obojga, Colandriny i Colandrina. Co potem? Potem wszystko tonie w mroku, panie Niketasie.WedÅ‚ug mojej rachuby opu-Å›ciÅ‚em Pndapetzim latem roku paÅ„skiego 1197.Tutaj, do Konstantynopola, dotarÅ‚emw styczniu ubiegÅ‚ego roku.MiÄ™dzy tymi datami jest wiÄ™c sześć i pół roku pustki, pustkiw mej duszy i być może w Å›wiecie. Sześć lat bÅ‚Ä…dziÅ‚eÅ› po pustyni? Rok wiÄ™cej, rok mniej, któż zawracaÅ‚by sobie gÅ‚owÄ™ rachubÄ… mijajÄ…cego czasu? PoÅ›mierci Colandrina, może po wielu miesiÄ…cach, znalezliÅ›my siÄ™ u stóp jakichÅ› gór i niewiedzieliÅ›my, jak siÄ™ na nie wdrapać.WyruszyÅ‚o nas dwunastu, a zostaÅ‚o szeÅ›ciu, sze-Å›ciu i jednonogi.Odzienie mieliÅ›my w strzÄ™pach, wychudliÅ›my, spaliÅ‚o nas sÅ‚oÅ„ce, po-zostaÅ‚ nam tylko oręż i sakwy.PomyÅ›leliÅ›my, że być może nadszedÅ‚ kres naszej wÄ™-drówki i przyjdzie nam tu umierać.Nagle zobaczyliÅ›my, że zbliża siÄ™ do nas oddziaÅ‚konnych.Mieli na sobie wspaniaÅ‚e szaty, bÅ‚yszczÄ…cÄ… broÅ„ u boku, ich ciaÅ‚a byÅ‚y ludzkie,lecz gÅ‚owy psie. Cynocephali.IstniejÄ… wiÄ™c naprawdÄ™! Prawdziwi jako Bóg w niebiesiech.Zadawali nam pytania, dobywajÄ…c z siebieszczekanie, my nic nie rozumieliÅ›my, ten, który wyglÄ…daÅ‚ na ich wodza, uÅ›miechnÄ…Å‚siÄ™, a może warknÄ…Å‚, w każdym razie wyszczerzyÅ‚ ostre zÄ™by, rzuciÅ‚ swoim rozkaz, a onizwiÄ…zali nas jednego za drugim.ZnanÄ… tylko sobie Å›cieżkÄ… poprowadzili nas gÄ™siegoprzez góry i po kilku godzinach marszu zeszliÅ›my do doliny otaczajÄ…cej ze wszystkichstron innÄ… bardzo wysokÄ… górÄ™, z potężnÄ… skaÅ‚Ä…, nad którÄ… przelatywaÅ‚y drapieżne ptaki,nawet z daleka robiÄ…ce wrażenie ogromnych.PrzypomniaÅ‚em sobie dawnÄ… opowieśćAbdula i rozpoznaÅ‚em warowniÄ™ Aloadyna.336 ByÅ‚o to tak.PsiogÅ‚owi kazali im wspiąć siÄ™ po wykutych w skale bardzo krÄ™tych scho-dach aż do niezdobytego górskiego gniazda i zaprowadzili do zamku, wielkiego pra-wie jak miasto, gdzie wÅ›ród wież i sÅ‚upów widać byÅ‚o wiszÄ…ce ogrody i przejÅ›cia za-mkniÄ™te mocnymi kratami.Tam przekazali ich innym psiogÅ‚owym, uzbrojonym w pej-cze.PrzechodzÄ…c jednym z korytarzy, Baudolino zobaczyÅ‚ przez okno poÅ‚ożony w dalirodzaj dziedziÅ„ca otoczonego wyniosÅ‚ymi murami, a na nim wielu marniejÄ…cych w Å‚aÅ„-cuchach mÅ‚odzieÅ„ców, i przypomniaÅ‚ sobie wtedy, jak Aloadyn przygotowywaÅ‚ swo-ich morderców do zbrodni, usidlajÄ…c ich za pomocÄ… zielonego miodu.Wprowadzonoich do peÅ‚nej przepychu sali i zobaczyli siedzÄ…cego na ha5àowanych poduszkach starca,który wyglÄ…daÅ‚, jakby przeżyÅ‚ sto lat; miaÅ‚ biaÅ‚Ä… brodÄ™, czarne brwi i posÄ™pne spojrze-nie.%7Å‚yÅ‚ i byÅ‚ potężny już prawie pół wieku temu, kiedy ujÄ…Å‚ Abdula, i nadal tu przeby-waÅ‚, sprawujÄ…c rzÄ…dy nad swymi niewolnikami.Na nich patrzyÅ‚ z pogardÄ…, bo najwyrazniej zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że ci nieszczęśnicynie nadajÄ… siÄ™ do zwerbowania miÄ™dzy mÅ‚odych asasynów.Nawet do nich nie przemó-wiÅ‚.Ze znudzonÄ… minÄ… daÅ‚ rÄ™kÄ… znak jednemu ze swoich sÅ‚ug, jakby chciaÅ‚ powiedzieć:róbcie z nimi, co siÄ™ wam podoba.ZaciekawiÅ‚ siÄ™ tylko, kiedy zobaczyÅ‚ za ich plecamijednonogiego.KazaÅ‚ mu siÄ™ poruszać, zachÄ™ciÅ‚ gestami do podniesienia nogi nad gÅ‚owÄ™,Å›miaÅ‚ siÄ™.SzeÅ›ciu mężczyzn wyprowadzono, a Gavagai zostaÅ‚ przy starcu.Tak dla Baudolina, Borona, Kyota, rabbiego Solomona, Boidiego i Poety zaczÄ…Å‚ siÄ™dÅ‚ugi pobyt w wiÄ™zieniu.Zakutych w obciążone kamiennÄ… kulÄ… Å‚aÅ„cuchy, zatrudnianoich do sÅ‚użebnych prac, jak mycie posadzek i Å›cian, czasem obracanie kamieni mÅ‚yÅ„-skich, innym zaÅ› razem kazano im nosić ćwierci baranie Ptakom-Rok. ByÅ‚y to latajÄ…ce bestie wielkoÅ›ci dziesiÄ™ciu orłów, miaÅ‚y zakrzywione ostre dzio-by, którymi mogÅ‚y w jednej chwili obrać caÅ‚kiem z miÄ™sa sporego woÅ‚u  wyjaÅ›niÅ‚Baudolino Niketasowi. Aapy miaÅ‚y uzbrojone w szpony, które wyglÄ…daÅ‚y jak dzióbokrÄ™tu wojennego.KrążyÅ‚y niespokojnie w ustawionej na szczycie wieży klatce, gotowerzucić siÄ™ na każdego poza eunuchem, który mówiÅ‚, jak siÄ™ zdaje, ich jÄ™zykiem i obsÅ‚u-giwaÅ‚ je, chodzÄ…c miÄ™dzy nimi, jakby byÅ‚y kurami w jego kurniku.Tylko on mógÅ‚ uży-wać ich jako posÅ‚aÅ„ców Aloadyna: wkÅ‚adaÅ‚ im na szyjÄ™ i grzbiet mocne rzemienie, któreprzeciÄ…gaÅ‚ pod skrzydÅ‚ami, a potem przywiÄ…zywaÅ‚ do nich kosz albo jakieÅ› inne brze-miÄ™, otwieraÅ‚ kratÄ™, wydawaÅ‚ tak objuczonemu ptakowi rozkaz i wtedy ten tylko wzla-tywaÅ‚ nad wieżę i znikaÅ‚ w przestworzach.WidzieliÅ›my również, jak wracaÅ‚y: eunuchwpuszczaÅ‚ ptaka do klatki i odczepiaÅ‚ mu worek albo metalowy walec  zapewne z ja-kÄ…Å› wiadomoÅ›ciÄ… dla pana tego miejsca.Kiedy indziej wiÄ™zniom mijaÅ‚y caÅ‚e dni bez żadnych zatrudnieÅ„, gdyż nie byÅ‚o nicdo zrobienia; czasem kazano im usÅ‚ugiwać eunuchowi, który nosiÅ‚ zielony miód zaku-337 tym w Å‚aÅ„cuchy mÅ‚odzieÅ„com, i wtedy patrzyli ze zgrozÄ… na ich wyniszczone wskutekmarzeÅ„ sennych twarze.Natomiast naszych wiÄ™zniów nie marzenia wyniszczaÅ‚y, leczciÄ…gÅ‚a nuda, zabijali wiÄ™c czas, opowiadajÄ…c sobie bezustannie wydarzenia z przeszÅ‚o-Å›ci.Wspominali Paryż, AleksandriÄ™, radosny zgieÅ‚k placu targowego w Gallipolis, spo-kój podczas pobytu u gimnosofistów.Rozmawiali o liÅ›cie ksiÄ™dza i Poeta, każdego dniacoraz posÄ™pniejszy, zdawaÅ‚ siÄ™ powtarzać sÅ‚owa diakona, jakby to on je niegdyÅ› usÅ‚y-szaÅ‚:  Robak zwÄ…tpienia gryzie moje serce, a jest to myÅ›l, iż nie ma żadnego królestwa.Kto mi o nim mówiÅ‚ tu, w Pndapetzim? Eunuchowie.Od kogo wracajÄ… posÅ‚aÅ„cy, któ-rych oni, tak, wÅ‚aÅ›nie oni, wysyÅ‚ajÄ… do ksiÄ™dza? Od nich, od eunuchów.Czy jednak ciposÅ‚aÅ„cy naprawdÄ™ wyruszajÄ…? Czy naprawdÄ™ wracajÄ…? Diakon nigdy nie widziaÅ‚ swegoojca.Wszystkiego, co wiemy, dowiedzieliÅ›my siÄ™ od eunuchów.Być może wszystko jesttylko owocem spisku eunuchów, którzy zadrwili z diakona i nas zupeÅ‚nie tak samo jakz ostatniego spoÅ›ród Nubijczyków i jednonogich? Czasem zastanawiam siÄ™ nawet, czyistnieli Biali Hunowie. Baudolino odpowiadaÅ‚, że powinien przypomnieć sobie pole-gÅ‚ych w bitwie towarzyszy, ale Poeta potrzÄ…saÅ‚ tylko gÅ‚owÄ….Zamiast powtarzać sobie, żeponiósÅ‚ klÄ™skÄ™, wolaÅ‚ wierzyć, że padÅ‚ ofiarÄ… czarów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •