[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał lepszą broń.Odważyć się na nietypowe działanie wobec tak znakomitego przeciwnika?Jak długo jeszcze wytrzyma jego organizm? Shonsu coraz mocniej odczuwał zmęczenie.Wypad.Tracił szybkość.Zasłona.Boariyi to zauważył.Skrzywił wargi w charakterystycznym uśmieszku.Na ten widok w Walliem zawrzało.Zmienił taktykę.Zaatakował broń, a nie człowieka.Z całej siły uderzył w klingę miecza Boariyiego.Kiedyś, dawno temu, To-miyano potraktował w ten sposób floret Walliego.Obrona.Cięcie.Parada.Cios.W pierwszej chwili wysoki szermierz cofnął się przed brutalną siłą, zaskoczony nieszablonowym atakiem.Wkrótce jednak otrząsnął się i sam zaczął atakować.Groźne ostrze kilka razy o włos minęło Walliego.Szczęk stali.Wreszcie Boariyi odgadł zamiary przeciwnika.Parował ostrożniej, pod innym kątem.Obrona.W pewnym momencie Wallie zobaczył, że znajduje się prawie na brzegu Rzeki.Tłum krzyczał nieprzerwa­nie, zachwycony pokazem sztuki szermierczej.Brzęk.Trzask.Chioxin przedarł się przez stalową zasłonę i świsnął tuż przy twarzy Boariyiego.Wydawało się, że nie trafił w cel, ale po chwili fontanna krwi zalała szermierzowi twarz.Ostrze przecięło linię znaków cechowych.Siódmy opuścił miecz, pokonany!- Poddajecie się?! - wrzasnął Nnanji głosem ochrypłym z podniecenia.- Poddajemy - wykrztusił Zoariyi.Jego bratanek padł na kolana, oślepiony przez krew.Łapczy­wie chwytał powietrze.Wallie był w niewiele lepszym stanie.Rzęził, walczył o oddech, serce waliło jak młotem.Mdliło go, przed oczami miał czerwoną mgłę.Nie mógł pozbierać myśli.Pierwsi zbiegli się heroldowie, a tuż za nimi uzdrowiciele, minstrele i rada Siódmych.Chwilę później pozostali widzowie utwo­rzyli ciasny krąg wokół dwóch szermierzy, wznosząc okrzyki, przepychając się.W końcu ucichli.Zapanował jaki taki porządek.Wallie powoli dochodził do siebie.W pewnym momencie zdzi­wił się, że nikt nie udziela pomocy rannemu.Zaraz jednak uświa­domił sobie, że walka jeszcze nie jest skończona.Zwycięzca musiał najpierw określić swoje warunki i schować miecz.Mógł zażądać trzeciej przysięgi: hołdu poddańczego.Wahał się, przyglądając Boariyiemu zamroczonym wzrokiem.Siódmy klęczał.Sapał jak miech kowalski.Wąska klatka piersio­wa unosiła się i opadała, mokra od potu i deszczu.Krew spływa­ła po niej i wsiąkała w kilt.Lecz.coś było nie tak.Nnanji? Wallie rozejrzał się za sekundantem, ale ten gdzieś zniknął.Wyraz twarzy pokonanego był nie do odczytania pod czerwoną maską.Boariyi miał zaciśnięte pięści, głowę odchyloną do tyłu, mięśnie szyi napięte.Dyszący człowiek zwykle trzyma głowę opuszczoną.Szermierz czekał na żądanie zwycięzcy.Zamierzał je odrzucić.Wtedy Wallie nie miałby innego wyjścia jak dokonać egzekucji.Już wcześniej zetknął się z równie nieugiętą postawą.Nnanji też wolał śmierć niż hańbę.Cóż, niech Boariyi pomyśli chwilę, niech dojdzie do siebie.Wallie zerknął na Zoariyiego.Wyraźna konsternacja, z którą Siódmy patrzył na bratanka, mówiła sama za siebie.Trzech szermierzy otaczał milczący krąg.Słońce ostrożnie wychynęło zza chmury.Krew nabrała jaskrawszej barwy.- Uzdrowiciel! - wychrypiał Wallie.- Dajcie mi płótno.Było brudne, ale zmiął je w wolnej ręce i rzucił Boariyiemu.Oślepiony szermierz drgnął, kiedy szmata uderzyła go w pierś i spadła na kolana.Nie sięgnął po nią.Gdzie, do diabła, podział się Nnanji?Cisza za bardzo się przedłużała.Musiał wreszcie przemówić.- Lordzie Boariyi.- Głośniej.- Lordzie Boariyi, nie przegra­łeś, tylko mój miecz okazał się wytrzymalszy od twojego.Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego szermierza jak ty.Byłbym dumny, gdybym zdobył pięć punktów na dziesięć w zwykłym pojedynku.Ranny skrzywił się, ale nic nie powiedział.- Rozkaż radzie, żeby złożyła mi trzecią przysięgę - kontynuował Wallie.- Od ciebie żądam tylko pierwszej.Przez chwilę nic się nie działo.Potem Boariyi namacał płótno i wytarł nim twarz.Otworzył oczy i z niedowierzaniem spojrzał na Shonsu.- Pierwsza przysięga? - wymamrotał.- Potrzebuję cię do walki z czarnoksiężnikami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •