[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani dla mnie też.Niech się pani nie martwi, wszystko złe odmieni się, grunt nieprzejmować się.Uśmiechnęła się.- Pan mnie traktuje, jakbym była dzieckiem, uspokaja je rubasznym żartem, by przestałopłakać.Ale wie pan, że szorstkość często jest dobrym lekarstwem.- Nie wolno poddawać się nieszczęściu, a trzeba myśleć, jak jemu zaradzić.Zasępiła się.- Tu nie ma żadnej rady.- Każdy człowiek jest kowalem swego losu - powiedział z przekonaniem.- By być kowalem, trzeba mieć mocne ręce, a widzi pan, jakie moje są słabe.Wyciągnęła ku niemu rękę, od której powiał zapach perfum.Dyzma ujął jej dłoń ipocałował.Nie puściła jego ręki, lecz ścisnęła ją mocniej.- Silnej dłoni potrzeba - powiedziała - takiej dłoni.Taką dłonią można nie tylko swój loswykuć.Czasami mi się zdaje, że dla potężnej woli nie ma żadnych przeszkód, że nie istniejądla niej niemożliwości.A jeżeli nie jest egoistyczna, wyciąga dłoń, ratuje i ratuje te biednesłabe istnienia.Ileż poezji ma w sobie tajemnicza moc silnego człowieka.Z wolna cofnęła rękę i powiedziała:- Pan pewnie sądzi, że jestem egzaltowana? Nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więcznowu uciekł się do niezawodnego środka: syknął i chwycił się za łokieć.- Boli?- Bardzo.- Biedny pan.Może by doktora sprowadzić?- Nie, dziękuję.39 - Tak chciałabym panu pomóc,- Pani ma dobre serce.- I cóż mi z tego - rzekła ze smutkiem.Machinalnie wzięła książkę.- Będziemy czytali?- A może to panią męczy?- O, nie, lubię czytać głośno.Zapukano do drzwi i rozległ się głos Kasi:- Nino, mogę cię prosić na chwilę?- Przepraszam pana - rzekła Nina wstając - zaraz wrócę.Do uszu Nikodema dobiegły echapoirytowanych słów Kasi, a potem zaś wszystko ucichło.Dyzma począł rozważać sytuację.Fakt, że podobał się pani Ninie, zdawał się byćpewnikiem.Jakie z tego można wyciągnąć korzyści? Czy przez jej protekcję da się dłużejutrzymać stanowisko administratora w Koborowie?.Wątpliwe - pomyślał - ona nie ma żadnego wpływu na męża.Z chwilą zaś, gdy staryspostrzeże się, że nic nie potrafię, wyleje mnie bez gadania, a przecie wiecznie chorować niemogę.Dziwiło go nieco niespodziewane powodzenie u tej wytwornej pani, lecz nie odczuwał ztego powodu ani specjalnej radości, ani dumy.Mózg Nikodema zbyt był zajęty pracą nadwyszukiwaniem sposobów utrzymania się w Koborowie, by inne, bardziej osobiste uczuciamogły go z tej absorbującej myśli wytrącić.Nina uważa go za kogoś godnego jej zwierzeń.Podobała się mu, lecz podobała się tak, jakby się podobała Kasia, Mańka czy każda innamłoda kobieta,Nikodem Dyzma miał serce dotychczas nie nawiedzone przez miłość.Romantyczne kartyjego życia zawierały tylko nieważne wspomnienia przygodnych i nic nie znaczących zdarzeń,których zresztą nie było zbyt wiele.Gdy teraz myślał o pani Ninie, niczego nie przewidywał,nie robił żadnych projektów.Co więcej, wrodzony zmysł ostrożności ostrzegał go przedjakimikolwiek bardziej zdecydowanymi krokami, które mogłyby zaszkodzić mu w raziepołapania się jej męża w sytuacji.Pani Nina wróciła nieco zdenerwowana i Nikodem pomyślał, że musiała mieć z Kasiąjakąś nieprzyjemną rozmowę.Zaczęła znowu czytać i nie zamienili ze sobą ani słowa aż doobiadu.Po obiedzie Nikodem zasnął i obudziło go dopiero pukanie o zmroku.Był to Kunicki.Zmartwił się bardzo chorobą Dyzmy i chciał depeszować po lekarza.Z trudem mu toDyzma wyperswadował, zapewniając, że już czuje się lepiej i jutro lub pojutrze wstanie.- To bardzo dobrze, bardzo dobrze - ucieszył się Kunicki - bo, kochany panie, tenOlszewski do grobu mnie wpędzi, co on wyprawia, to ludzkie pojęcie przechodzi.Wyobrazpan sobie, kazał zatrzymać sośninę, gdyż ja rzekomo nie wpłaciłem pełnego wadium.Wadium miało wynosić, uważa pan, czterdzieści tysięcy dwieście złotych.Zapomniałem otych dwustu złotych.Zapomniałem o tych dwustu złotych, jak Boga kocham, zapomniałem iten gałgan zatrzymuje mi teraz całą robotę.Dla dwustu złotych? Przecież to szlag człowiekatrafić może!Oburzenie jeszcze bardziej zwiększało szybkość jego wymowy.Opowiadał przeszłogodzinę o różnych przejściach z Dyrekcją Lasów i zakończył tyradę wyrażeniem nadziei, żewreszcie dzięki Dyzmie te nieszczęścia miną.Trzeba koniecznie, żeby kochany pan Nikodemjak najprędzej pojechał do Warszawy i raz wreszcie rozmówił się z ministrem Jaszuńskim.Dyzma zapewnił, że gdy tylko wstanie, natychmiast pojedzie do Warszawy.- A jak pan sądzi, kochany panie Nikodemie, łatwo panu pójdzie? Prędko da się rzeczzałatwić?- Zrobi się - odparł Dyzma - niech pan będzie spokojny.Może tylko jakie drobne kosztybędą.- Koszty? Ależ to głupstwo.Służę panu zawsze gotówką.No, a jakże się pan u mnie czuje?Nie nudzi się pan?40 Dyzma zaprzeczył.Owszem, jest mu nawet bardzo miło.- Tylko, uważa pan, dla pańskiej informacji, gdy pan będzie załatwiał nasze sprawy wWarszawie, niech pan pamięta, że Koborowo nie jest zapisane na moje nazwisko, ale nanazwisko mojej żony.Musiałem to zrobić z pewnych względów formalnych.- To niby - zapytał Dyzma, przypominając rozmowę z Ponimirskim - ja mam występowaćw imieniu pańskiej żony?- Tak, tak, chociaż może pan i w moim, bo przecie jestem właścicielem faktycznym,zresztą mam od żony plenipotencję.Dyzmę korciło, żeby zapytać, czy ma też i weksle, lecz pohamował się.Stary byłby gotównabrać podejrzeń.Kunicki zaczął wypytywać Nikodema o jego poglądy na stan gospodarki Koborowa, leczmusiał z tego zrezygnować, gdyż choremu wrócił atak bólu reumatycznego, i to tak silny, żekochany pan Nikodem aż syczał, a wyraz twarzy zmienił mu się do niepoznania.Po kolacji Kunicki znowu zajrzał do Dyzmy, jednakże ten udał śpiącego, czym uniknąłponownej rozmowy.Długo w noc rozmyślał wszakże nad nieuniknioną koniecznościąpodróży do stolicy, z której już chyba nie będzie po co wracać.Postanowił jednak próbowaćrzecz jak najdłużej przeciągać.W każdym razie będzie mógł odszukać pułkownika Waredę ijego poprosić o porozmawianie z ministrem.Przypomniał Ponimirskiego.Kto wie, może warto i od niego wziąć ten list.Jeżeli ciotkaPonimirskiego jest ustosunkowana, to może i przez nią da się coś zrobić.Oczywiście, aniprzez chwilę nie łudził się, że uda mu się załatwić pomyślnie sprawy Kunickiego.To byłobyniemożliwością.Chciał jednak stworzyć pozory, które by utrzymały Kunickiego wprzekonaniu, że on, Dyzma, jest istotnie w przyjazni z ministrem i że jeżeli nie teraz, topózniej będzie mógł u niego wyjednać wydalenie czy przeniesienie na inne stanowiskoOlszewskiego oraz taki przydział drzewa z Lasów Państwowych, który by zaspokoił chciwośćKunickiego.Wkrótce po jego wyjściu zjawiła się pani Nina.Była smutniejsza niż zwykle i bardziejzdenerwowana, lecz na uśmiech Dyzmy odpowiedziała również uśmiechem.Wypytywała ozdrowie, skarżyła się na migrenę, przez którą noc spędziła bezsennie, wreszcie zapytała:- Podobno jedzie pan do Warszawy, czy na długo?- Jadę, proszę pani, na tydzień, najwyżej na dziesięć dni.- Warszawa - rzekła w zamyśleniu.- Lubi pani Warszawę?- O, nie, nie.to jest, właściwie lubiłam ją kiedyś bardzo.Nawet dziś lubię, tylko siebie wniej nie lubię.- Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •