[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raczej wszyst-kie inne gesty.Z czwórki wykonawców wyróżniła się zwłaszcza brawurowa Justysia ( bra-wo, Justysiu, brawo. , powiada Fredro) oraz dyskretny, a wymowny w swoich arlekinadachkochanek Alfred.Ale cała czwórka była dowcipna, zgrana i dobrze przez reżysera wyrówna-na w stylu.I to wszystko siłami prawie że amatorskimi!153 Inscenizacja  dyskusji naukowej była również bardzo zręczna.Dwaj komentatorowieFredry siedzieli na estradzie zasłonięci swymi ogromnymi księgami; raz po raz tylko wychy-lali się, aby wymienić cierpkie zdania, którymi p.Polewka starał się najobiektywniej streścićw zgrabnym wierszu  i w wesołej karykaturze oczywiście  poglądy każdego z nich.A kiedydyskusja dochodziła do punktu wrzenia, wychylał się inscenizator i mówił:  Panowie, możeby przerwać na chwilę i dać głos samemu Fredrze? I tak co akt.I komedia mówiła ze scenysama i pozwalała publiczności osądzić.A kiedy przyszło do zakończenia i wybuchnął nowyspór krytyków o to, jakie ma być prawdziwe zakończenie tej komedii, inscenizator, wciąż wimię bezstronności, kazał aktorom zagrać kolejno  oba zakończenia (również nieco skary-katurowane).W ten sposób przedstawienie  Cricot spełnia podwójne zadanie: przypomina nieznane arcydzieło Fredry, dając niejako jego próbkę i budząc w publiczności tęsknotę zaujrzeniem całości; po wtóre zaś; wprowadza tę publiczność  obcą na ogół takim sporom  wdość zawiłą kontrowersję naukową, tworząc z dyskusji żywy teatr w teatrze.Bawi się też pu-bliczność doskonale.I kto wie, czy Mąż i żona to nie będzie najtrwalszy sukces warszawski p.Jaremy, tego  Cricota , który w ciągu swej niedługiej gościny potrafił stać się już niezbęd-nym elementem naszego życia teatralnego.154 ODLUDKI I POETAPokaz  Warsztatu teatralnego w Teatrze Narodowym w Warszawie, 1939Znów  Warsztatowi Teatralnemu zawdzięczamy przyjemnie i pożytecznie spędzoną go-dzinę  prawie niezastąpioną: bo gdzież poza tym mielibyśmy sposobność ujrzeć tę jednoak-tową sztukę Fredry? Trzeba na to szczególnych okazji, zdarzających się raz na ćwierć wiekulub rzadziej.W ciągu dwudziestu lat pełnienia funkcji recenzenta nie miałem ani razu okazjipisać o Odludkach.A sztuka ta, mimo że liczy się do pomniejszych utworów wielkiego pisa-rza, jest dla nas szczególnie interesująca bodaj przez dużą zawartość o s o b i s t e g o ele-mentu, który w niej wyczuwamy.Mogłoby się to wydać dziwne, wobec tego że akcja roz-grywa się w gospodzie małego miasteczka, a miłość ubogiego poety do córki oberżysty sta-nowi oś sztuki; cóż to może mieć wspólnego z uczuciami i z losem znamienitego autora iobywatela, hrabiego Aleksandra Fredry! A jednak ma; aby to sobie uprzytomnić, trzeba namspojrzeć na sytuację i na stan duszy autora w momencie pisania tego utworu.Przypomnijmyw paru słowach koleje jego młodości.Kiedy wojsko polskie wkroczyło do Galicji w 1809,siedemnastoletni niespełna Fredro znalazł się w jego szeregach.Przez pięć lat losy jego zwią-zane są z armią Napoleona; był pod Moskwą, był pod Lipskiem, z upadkiem cesarza w r.1814 wraca do domu do wsi rodzinnej.Położenie młodego kapitana Fredry dalekie było w tym momencie od pózniejszej świetno-ści.Warunki materialne były skromne, ojciec  chodził dzierżawami , dorabiał się skrzętniemajątku; rodzeństwa było dziewięcioro.Dla zdemobilizowanego oficera, który czuł w sobiezadatki talentu i zamiłowanie do poezji, nastręczał się poważny problemat życiowy: czy siępoświęcić całkowicie literaturze, czy też zakopać się na wsi, wziąć dzierżawę, a piórem za-bawiać się przygodnie.To zagadnienie stawało się tym bardziej naglące, w miarę jak powoła-nie Fredry krystalizowało się wyrazniej, w miarę jak sukces wzrastał, kiedy pierwsze jegoutwory zjawiły się w teatrze warszawskim, jemu zaś przypadło siedzieć na zapadłej wsi z dalaod ruchu umysłowego stolicy.I pozycja socjalna młodego Fredry daleka była od pózniejszej świetności.Jeżeli, jakwszystko ku temu skłania, mamy dopatrywać się również motywów osobistych we wczesnejjego komedii Przyjaciele, ujrzymy tam dość smutną rolę ubogiego eks-oficera, zakochanegow bogatej dziedziczce.I to było w istocie losem Fredry, ta sytuacja prześladowała go w życiu.Najpierw, bywając w domu pani Potockiej, wdowy po swoim dowódcy pułku, zakochał się wjej córce, ale nie mógł marzyć o małżeństwie.Pannę wydano rozsądnie za mąż za staregobogacza, była z nim najnieszczęśliwsza, rozwiodła się, wyszła ponownie za mąż i zaczęłasama pisać  niby Zuzia, która by skorzystała z nauk swego poety Edwina.Weszła do pi-śmiennictwa jako Karolina Nakwaska.Przebolawszy pierwszy zawód, Fredro zakochał sięponownie, tym razem w separowanej od męża Zofii Skarbkowej.I uczucie to, mimo iż po-dzielane, wlokło się przez kilka lat beznadziejnie, z takim oporem rodziny spotkała się ta mi-łość poety do żony bogacza.I żona przy miłości sławą żyć nie zdoła.Wkrótce i dziecko także papuniu zawoła.A on choć dniem i nocą popracuje szczerze,155 Da wam odę na obiad, bajkę na wieczerzę;Ale oda nie rosół, bajka nie pieczenia,A zatem nic nie będzie z waszego marzenia powiada pan Kapka, a mniej więcej to samo musiał usłyszeć w życiu Fredro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •