[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przechodniów właściwie nie spotkali.Zaledwie kilka razy przemknęła obok nich jakaś sylwetka w ko­lorowej tunice.Nigdy jednak koloru czarnego.- Wygląda na to, że właściwie nie ma to ludzi ­podsumował Pet.- Tego nie było w żadnych informacjach, które mamy.- Po prostu szukaliśmy czego innego.- Przejdźmy się trochę - dodała Anna po chwili - tu jest bardzo ładnie.- Jak sobie życzysz.Szli w milczeniu rozmawiając ze sobą telepa­tycznie.- Sądzisz, że dadzą nam teraz spokój? - zapytał Pet.- Nie wiem.Powinni.Mają przecież to, czego chcieli.Z ich punktu widzenia jesteśmy niezdolni do podjęcia jakiejkolwiek akcji wymierzonej przeciwko istniejącemu porządkowi.- Wydaje mi się, że zyskaliśmy spore uznanie wśród pilotów.- To nie może nam zaszkodzić.Może natomiast okazać się pożyteczne w przyszłości.- A propos przyszłości, musimy się zastanowić, co będziemy robić dalej.Naszym zadaniem jest określić czy i w jakim stopniu Hildor może liczyć na pomoc Ziemi.- To już chyba jest jasne - zdziwiła się Anna.­Nie widzę sensu ani potrzeby informowania ich o na­szym istnieniu.- Ja również - przyznał zatroskany Pet.- Co tam znowu cię trapi?- Na dobrą sprawę powinniśmy wracać.- Nie zapominaj, że na Hildorze upłynęło już prawie piętnaście wieków.Byliśmy misją samobójczą i nie mam ochoty wracać nie mając do zaoferowania nic innego prócz swojej osoby i wspomnień, które nikogo nie zainteresują.- Chcesz powiedzieć, że nasi już nas nie potrze­bują?Anna wyczuła w myślach Peta nostalgię i obawę.- Myślę, że tak źle nie będzie.Teraz powinno żyć jeszcze dużo Nieśmiertelnych, których znamy.Z na­szej załogi pewnie nikogo już nie ma.Najwyżej dwie lub trzy osoby, ale przecież pozostaną inni.W Radzie była ponad połowa czystych Hildorczyków.Ci mogą jeszcze żyć i pamiętać z pewnością o nas.- Tylko, że jak wrócimy, to tam upłynie znowu 1500 lat - przypomniał jej Pet znużonym tonem, a w jego oczach Anna dostrzegła zmęczenie i zniechę­cenie.- Tutaj od dwóch dni działamy, jakby chodziło nie tylko o nasze życie, ale jeszcze o naszą planetę - kon­tynuował - a przecież najprawdopodobniej walczymy o ludzi, którzy tej pomocy nie potrzebują.Albo już nie żyją albo udało im się przetrwać i stworzyć nową cywilizację.Dopiero teraz uświadamiam to sobie w pełni.Ta nasza eskapada była bezsensowna.- Wszyscy jej potrzebowali.My, reszta Rady, a na­wet śmiertelni.W gruncie rzeczy ktoś i tak musiał wrócić na Ziemię.Inaczej stracilibyśmy sens naszego istnienia tam na Hildorze.Teraz nie pora na żal.Jeżeli naprawdę nie mamy już ojczyzny, to musimy robić wszystko, żeby to osiągnąć odpowiednią pozycję.Je­żeli natomiast oni jeszcze nas pamiętają, to jesteśmy im winni tym bardziej powrót i prawdę.Ta Ziemia ­którą znamy - umarła.Ta którą teraz poznajemy, również wydaje mi się umierająca.Te ich kasty, ten lęk przed jakąkolwiek nowością, to kurczowe trzymanie się Ziemi.To wszystko świadczy o dekadencji.Wolę myśleć o ludziach jako o gatunku, który nie powinien zginąć.- Tylko że to wszystko jest oddalone od siebie o piętnaście wieków - przypomniał jej Pet powtór­nie.- Możemy oczywiście latać tam i z powrotem jeszcze kilka razy - dodał starając się, żeby to wypad­ło lekko i dowcipnie.- Zapominasz, że oni dysponują teleportacją.My również możemy do tego dojść.Możemy badać to zagadnienie nawet przez sto lat.I jeżeli znajdziemy rozwiązanie, wrócimy do siebie zanim wszyscy powy­mierają.Co więcej, wrócimy jako posiadacze sekre­tów, o których na Hildorze nikomu się nie śniło.To będzie nasza nagroda.- Ciekawy plan, lecz mocno naciągany.- Ale jedyny - nadała Anna z determinacją, która zaskoczyła nawet Peta.Przyjrzał się jej uważnie.- Wydaje mi się, że nigdy cię nie zrozumiem do końca - nadał zamyślony.- Bo to byłoby nudne dla Nieśmiertelnych.- Jakie plany ma Nieśmiertelna na najbliższy czas?- Chodźmy na piętra rozrywkowe.Może znajdzie się tam coś, co będzie w stanie zmienić ci nastrój.Tak też zrobili.Wybierali na chybił trafił, ponieważ nie mieli najmniejszego pojęcia o rozrywkach, jakim oddawali się mieszkańcy wież.Trafili na dziwny kory­tarz spowity w fioletowy dym.Z trudem można było dostrzec zarys ścian, które zdawały się falować.Było to świetne złudzenie, wprawiające człowieka w niepokój.Po jakichś dwudziestu metrach korytarz rozszerzał się w olbrzymią salę, jakby zawieszoną w próżni.Ponad ich głowami i pod stopami rozciągały się gwiazdy.W środku była inna mgła, jaśniejsza, rzadsza i przele­wająca się jak dym.Dopiero to dostrzegli niewyraźne sylwetki.Jedna z nich zbliżyła się do nich szybkim krokiem pytając zdziwiona:- Gdzie wasze stroje? - Kiedy jednak podeszła bliżej i dostrzegła czarne tuniki, skłoniła się z wyraź­nym zmieszaniem, i mruknęła niezdarnie dobierając słowa:- Nowi Lud.Wybaczcie, Czcigodni, nie wiedzia­łem.- po czym zaraz się oddaliła spiesznie i zniknęła, okryta różem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •