[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale oprócz tego, że jesteś doprawdy - ee, za wielki - przepisy na to nie pozwalają.Od początku byłeś smokiem z Cliffside.Smokiem z Cliffside pozostaniesz niezależnie od tego, jakim staniesz się Magiem czy czarnoksiężnikiem, czy dokąd się udasz.Tak było wśród nas smoków od czterdziestu tysięcy lat.Możesz to sprawdzić w Wydziale Kontroli, jeśli chcesz.- Nie trzeba - stwierdził Jim.- Chętnie uwierzę ci na słowo.Bądź co bądź nie wątpiłbym w twoje słowa, Secohu.- No cóż, dziękuję - odrzekł smok.- Teraz twoja przynależność do smoków z Cliffside będzie czymś wielkiej wagi, skoro udajesz się do Francji, gdyż daje ci tożsamość, ojczyznę.Nie jesteś tylko, jak mówiłem, jakimś samotnym smokiem - smokiem wyjętym spod prawa - ale szanowanym członkiem smoczej społeczności.Więc jedynym sposobem na to, byś mógł we Francji być bezpieczny jako smok, jest posiadanie zgody swojej gromady na pobyt.Krótko mówiąc potrzebny ci paszport.- Co to, do wszystkich diabłów, jest paszport? - zażądał wyjaśnienia sir Brian.- Pozwolenie na wyjazd, sir Brianie - odpowiedział smok.- Świadczy ono, że ten oto sir James, ten oto lord James, ma zezwolenie swojej gromady na podróż do Francji i że cała gromada ręczy za jego dobre zachowanie, jako smoka, podczas pobytu tam.- Co nie byłoby dobrym zachowaniem? - spytał Jim.- Och, na przykład - kontynuował Secoh - gdybyś dostał się w jakieś tarapaty, przez które smoki w danej okolicy także popadłyby w kłopoty, a potem byś odleciał i zostawił je, żeby same sobie z tym radziły.- Rozumiem - powiedział Jim.- A jak zdobyć taki paszport?- O to właśnie chodzi - rzekł smok.- Na twój paszport każdy smok z gromady musiałby złożyć się po najlepszym klejnocie ze swego skarbu.W Wielkiej Sieni zapadła chwila ciszy.Jim dość długo był smokiem, by pojąć, co znaczy najgorszy klejnot ze skarbu dla smoka, który go posiadał.Miał więc pewne pojęcie, co by się działo, gdyby każdy ze smoków z Cliffside miał mu pożyczyć najlepszy klejnot, jaki posiadał.- Czy jest jakaś szansa, że reszta smoków zechce rozstać się ze swoimi najlepszymi klejnotami? - zapytał Jim.- I że pozwoli, bym je zabrał do Francji?- Jak myślę, będzie im trochę ciężko - powiedział Secoh.- Zazwyczaj smok udający się dokądś ma jakieś oficjalne sprawy do załatwienia dla całej społeczności albo też cieszy się wielkim poważaniem i władzą.Ale pomogę ci pomówić z nimi i sądzę, że uda się nam namówić je do tego.Ale powinniśmy wyruszyć natychmiast.- To znaczy w tej chwili? - spytała ostro Angie.- Obawiam się, że tak, milady - odpowiedział smok.- Naprawdę wierzę, że uda nam się je namówić w ciągu jednego zgromadzenia.Ale może będą chcieli omówić to między sobą; pomyśleć nad tym i opóźnić sprawę przez jakiś czas.Może nawet około miesiąca.Im wcześniej więc wyruszymy, tym lepiej, a ta chwila jest najlepsza, bo najwcześniejsza, jaką mamy.Jim spojrzał na Angie.Angie spojrzała na Jima.- Myślę, że powinienem pójść - powiedział.- Czy nie mógłbyś po prostu nie być smokiem, kiedy będziesz we Francji? - wtrącił Brian.- A co, jeśli zamiana w smoka okaże się przydatnym sposobem, może jedynym, na uwolnienie księcia? - zapytał Jim.- A niech to szlag! - powiedział zakłopotany rycerz.- Jeśli tak, to przypuszczam, że musisz iść.Tak więc w niedługim czasie potem Jim znalazł się w towarzystwie Secoha, lecąc w stronę urwiska.Tego samego, z którego przez jedno z wysoko położonych smoczych wejść po raz pierwszy wyłonił się jako smok w tym średniowiecznym świecie.Od tak dawna już nie latał, że zapomniał o tej czystej przyjemności, jaką jest dla smoka szybowanie w powietrzu.Latanie - to znaczy używanie skrzydeł dla nabrania wysokości, aż nie znajdzie się ciepłego prądu, który wzniesie go wyżej, aż będzie gotowy, by szybować w kierunku miejsca przeznaczenia ze sztywno rozpostartymi skrzydłami - to była praca.Natomiast unoszenie się - ciche szybowanie ponad powierzchnią ziemi na nieruchomych skrzydłach - to była sama radość.Postanowił zapamiętać, żeby w przyszłości znaleźć nieco czasu dla siebie i trochę sobie polatać, tak po prostu dla przyjemności.Może, myślał, udałoby mu się nawet zostać tak dobrym czarodziejem, by zdołać też i Angie zamienić w smoka, i wtedy we dwoje mogliby razem poszybować.- To tam przed nami, z prawej - ocknął się z zamyślenia na głos smoka.Ściana urwiska i jedno z wysokich wejść do jaskini były na wprost przed nimi.Secoh, który wyprzedzał nieco Jima, gładko wylądował na występie przed otworem i zniknął w środku.Jim wpadł w chwilową panikę, czy pamięta, jak lądować w tych warunkach, ale jego smocze ciało miało odruchy, które pokierowały tym za niego.Tylne łapy złapały krawędź otworu, a skrzydła zwinęły się niemal jednocześnie, kiedy wylądował i ruszył do środka.Weszli do zupełnie pustej, niewielkiej jaskini.Miejsca podobnego do tego, przypomniał sobie Jim, w jakim ocknął się będąc w ciele Gorbasha.Takie miejsca lubiły smoki, by zwinąć się w kłębek i spać.- Nikogo nie ma w pobliżu - zauważył Secoh, nastawiając ucha w kierunku wyjścia z jaskini.- Muszą być na dole, w głównej grocie.Pamiętasz drogę?- Nie wiem - zawahał się Jim.- Nie sądzę.- Nieważne, znajdę ją - powiedział smok.Poprowadził ich z jaskini, w której wylądowali, tunelem w skale, który wił się w dół, do wnętrza urwiska.Szli w dół i krążyli przez jakiś czas, dłużej niż, jak to Jim pamiętał, schodziło się do głównej komnaty smoków wtedy, gdy obudził się w ciele Gorbasha.Ale Secoh robił wrażenie, że jest pewny drogi, jaką podążali, i kierunków rozgałęziających się tuneli, które wybierał.Sugerowało to, że albo był już tam wcześniej, albo podążał za swoim nosem w sposób nie całkiem dla Jima zrozumiały.On także miał teraz smoczy zmysł węchu, ale dla niego wszystkie tunele pachniały smokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]