[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Procedury samozachowaw­cze wojennego androida miały dostęp do zarejestrowanych wówczas obrazów, które ukazywały odbijające się od pancerzy yuuzhańskich wojowników nieszkodliwe błyskawice, i nie przestawały go informo­wać, że w module określającym dawkę energii istnieje niewykryta uster­ka.Ośrodek logiczny androida wiedział, że to niemożliwe.Jego obwody działały bez zarzutu.Dlaczego jednak nie mógł o tym zapomnieć, skoro wówczas chodziło tylko o demonstrację umiejętności?Jedną i dwie dziesiąte sekundy po wydaniu rozkazu ataku dwie gru­py podwładnych androida przytwierdziły rękaw cumowniczy „Ślicznot­ki” i wprowadziły ZYV l-1A do środka.Wojenny android wycofał się do śluzy i za pomocą zdalnego sterownika wywołał eksplozję detonitu.Wybuch wyrwał w kadłubie dziurę wielkości drzwi, a zanim ciśnienia się wyrównały, metalowa płyta odbiła się od pancerza wojennego andro­ida.Wytężając optyczne i dźwiękowe sensory, Jeden-Jeden-A wpadł przez otwór do pomieszczenia niewielkiej podstacji energetycznej.Na płytach pokładu leżało trzech członków załogi.Wszyscy zasłaniali uszy i jęczeli z powodu nagłej zmiany ciśnienia.ZYV 1-1A zignorował ich i przeszedł do kabiny.Posługując się wrażliwymi na podczerwień czuj­nikami, stwierdził, że na korytarzu czai się oddział yuuzhańskich wo­jowników.- Zasadzka? - zapytał l -24A.- Potwierdzam - odparł 1-1 A.Wyświetlił na ścianie kabiny kilka czerwonych kropek w miejscach, za którymi czaili się na korytarzu poszczególni wojownicy.Zamierzał wyjaśnić podwładnemu strategię walki, ale l -24A wpadł z głośnym ło­motem przez otwór i otworzył ogień.Rezultaty nie pozostawiały miej­sca na wątpliwości.Jego systemy uzbrojenia działały prawidłowo.- Korytarz zabezpieczony - zameldował 1-24A.- Maksymalna skuteczność - pochwalił go l -1 A.Czując chłód podzespołów na myśl o własnym wahaniu, ZYY l -1A wyznaczył każdej grupie szturmowej innąnieprzyjacielskąmackę.Mu­siał odzyskać kontrolę nad jednostkami napędowymi „Byrta” i rozpo­cząć przeszukiwanie pomieszczeń gwiezdnego promu, aby odnaleźć ukrywających się w nich Yuuzhan Vongów.Najtrudniejsze zadanie po­stanowił jednak zostawić sobie.Ustawił dwa oddziały obok otworu, aby go strzegły do czasu przybycia generała Calrissiana i jego towarzyszy, włączył na największą czułość sensory dźwiękowe i wyszedł na kory­tarz.Od chwili ataku minęło zaledwie cztery i pół sekundy, ale ściany korytarza były upstrzone nieżywymi ogłuszającymi chrząszczami, a na posadzce leżało wielu martwych Yuuzhan Vongów.Oddziały androidów posuwały się w kierunku dziobu i rufy, a blastery w ich rękach zdobiły raz po raz ściany barwnymi rozbłyskami.Kiedy jego procesor zaczął interpretować odbierane sygnały, l -1A uświadomił sobie, że nie docenił stopnia trudności własnego zadania.Nastawione na największą czułość sensory dźwiękowe wykrywały obecność pięćdziesięciorga dwojga krzy­czących dzieci.Bardzo głośno krzyczących dzieci.Rozpoczynając od najbliższego, l-1A przestąpił wciąż jeszcze dy­miące zwłoki yuuzhańskiego wojownika i idąc w kierunku źródła dźwię­ków, zapuścił się w labirynt korytarzy wiodących do pomieszczeń pierwszej klasy.Niewielki oddział przeszukujących pomieszczenia pro­mu nieprzyjaciół wyciągał pasażerów z kabin sypialnych, a yuuzhański dowódca rozkazywał im kłaść się na korytarzu.Trzymał za stopę małe dziecko i potrząsał nim przed oczami przerażonej kobiety.- Powiedz mi! - krzyczał.- Czy to jest niemowlę Jeedai.ZYV 1-1A uniósł do poziomu rękę z blasterem.Usłyszawszy po­mruk serwomotorów, Yuuzhan Vongowie się odwrócili.Niektórzy za­częli wpychać uchodźców do kabin, a inni zasłaniać się nimi jak żywymi tarczami.Wojenny android skoczył ku wrogom i dał ognia.Nie musiał się przejmować usterką modułu określającego dawkę ani ograniczony­mi zasobami energii.Wystrzelił pięć razy i powalił pięciu nieprzyjaciół, a kiedy yuuzhański dowódca zamachnął się, żeby roztrzaskać główkę dziecka o ścianę, android poczuł się na tyle pewnie, że odstrzelił dłoń Yuuzhanina kilka centymetrów powyżej nadgarstka.Zdumiona matka chwyciła niemowlę w ramiona, odwróciła się do l -1A i wybełkotała niewyraźnie kilka słów, w których czuło się wdzięcz­ność i ulgę.- Proszę zachować spokój - odparł Jeden-Jeden-A.- Proszę na­tychmiast poszukać jakiejś kryjówki.Viqi Shesh wyglądała jak osoba przywrócona do życia dzięki cza­rom wiedźm Krathów.Miała zapadnięte policzki, podkrążone oczy i skórę szarą jak istoty rasy Noghri.Szła niepewnie, co mogłoby wskazywać, że znajduje się pod wpływem silnego środka przeciwbólowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •