[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostał przydział na USS “Maine”.Jego Bonnie w ciąży, zdrowa, poród będzie w grudniu.Aha, Dan.- Co takiego?- Z tym Hoskinsem miałeś dobry pomysł.Sam bym na to nie wpadł.Dzięki.- Nie ma sprawy, Bili.Walt też się ucieszy.Żeby z każdą decyzją było tylko tyle problemu.- Ciągniesz dalej śledztwo w sprawie Wojowników?- Posadziłem nad tym Freda Wardera.Za parę miesięcy wyłapiemy ich lak wszy.Dla obu policjantów stanowiło to miłą perspektywę.Choć w kraju przetrwało zaledwie kilka grup terrorystycznych, zmniejszenie ich liczby do końca roku o kolejną, stanowiłoby spory sukces.Nad pustaciami Dakoty wstawał świt.Marvin Russell ukląkł na skórze bizona, twarzą do słońca.Miał na sobie jedynie dżinsy i był boso.Nie odznaczał się imponującym wzrostem, lecz trudno było nie zauważyć, jak silnej jest budowy.Zawdzięczał ją codziennym ćwiczeniom z hantlami w więzieniu, gdzie odsiadywał swój pierwszy i ostatni, jak dotąd, wyrok za włamanie.Zaczął ćwiczyć ot, tak sobie, dla rozładowania nadmiaru energii, lecz wkrótce się przekonał, że dobra kondycja fizyczna jest dla więźnia jedyną dostępną formą samoobrony, a kiedy został wojownikiem Ludu Siuksów, uznał tężyznę za nieodłączną część światopoglądu.Przy wzroście ledwo przekraczającym metr siedemdziesiąt, jego muskularne ciało ważyło równe dziewięćdziesiąt kilogramów.Bicepsy miał grube jak u niejednego mężczyzny odo, talię baletnicy i bary zawodowego futbolisty z pierwszej ligi.Miał też poważną skazę psychiczną, ale oczywiście nie zdawał sobie z tego sprawy.Życie nie pieściło ani Marvina, ani jego brata.Ich ojciec, alkoholik, chwytał się dorywczych zajęć, przeważnie reperując samochody.Nawet to szło mu kiepsko, a ilekroć zdobył trochę gotówki, pędził do najbliższego sklepu monopolowego.Z dzieciństwa Marvin zachował same gorzkie wspomnienia: wstyd, że ojciec jest wiecznie zapity i jeszcze większy wstyd z powodu rzeczy, na które pozwalała sobie matka, kiedy ojciec zległ pijany na kanapie.Gdy rodzina przeniosła się z Minnesoty z powrotem na tereny rezerwatu, dostawali jedzenie za darmo od rządu.Nauczyciele w miejscowej szkole wzdragali się na samą myśl o uczeniu czegokolwiek, a na osadę, gdzie mieszkali Russellowie, składała się porozrzucana kolekcja wzniesionych z pustaków chałup, które niczym widma majaczyły w chmurach wszechobecnego pyłu z prerii.Ani jeden z braci nie miał własnej rękawicy baseballowej, żadnemu też Boże Narodzenie nie kojarzyło się ze świętem - tyle że przez tydzień czy dwa nie musieli chodzić do szkoły.Bracia dorastali więc w pustce, zaniedbani i pozostawieni samym sobie.Od dziecka musieli się też nauczyć radzić sobie bez niczyjej pomocy.Samodzielność, odwieczna cecha ich ludu, okazała się z początku właściwością pożyteczną.Dzieci potrzebują jednak przede wszystkim poczucia celu, a tego właśnie bracia nie mogli otrzymać od rodziców.Zanim jeszcze poznali abecadło, nauczyli się strzelać i polować.Czasem za cały obiad mieli własną zdobycz, podziurawioną kulami kalibru 5.6 mm, którą w dodatku sami musieli sobie często ugotować.Chociaż nie byli jedynymi obdartymi i zaniedbanymi dziećmi w osadzie, na pewno stali najniżej ze wszystkich i podczas kiedy innym udawało się przeważnie przerwać błędne koło, dla młodych Russellów przepaść między nędzą a jako taką zasobnością okazała się nie do przeskoczenia.Kiedy tylko nauczyli się prowadzić samochód - dużo wcześniej, niż zezwala na to prawo - co rusz, w chłodne, jasne wieczory wypuszczali się poobijaną furgonetką ojca do miast odległych o sto i więcej kilometrów, aby zdobyć wszystko, czego nie chcieli im dać rodzice.Może to dziwne, ale kiedy pierwszy raz ktoś ich przyłapał - tym kimś był zresztą inny Siuks ze strzelbą w ręku - mężnie znieśli otrzymane baty i mogli wrócić do domu, co prawda z posiniaczonym tyłkami i dobrą radą na pożegnanie.Posłuchali tej rady i od tej pory kradli tylko u białych.Wkrótce przyłapano ich i na tym, w dodatku na gorącym uczynku w wiejskim sklepie, gdzie przyskrzynił ich policjant z wewnętrznego patrolu plemienia.Na swoje nieszczęście bracia próbowali coś zwędzić na terenie rezerwatu, a więc na obszarze podległym władzom federalnym, nie zaś stanowym.Co gorsza, nowy sędzia federalny miał w sobie więcej współczucia niż rozsądku.Gdyby dano wówczas Russellom po nosie, być może zeszliby z przestępczej ścieżki.Skończyło się jednak na ostrzeżeniu i opiece kuratora.Kuratorką zaś okazała się bardzo nobliwa dama z doktoratem z uniwersytetu Wisconsin, która całymi miesiącami tłumaczyła braciom, że jeżeli będą nadal kradli cudze mienie, nigdy nie zdołają wykształcić w sobie pozytywnego obrazu i szacunku do siebie samych.Powinni więc szukać godności osobistej w zajęciach wartościowych i kształcących.Po każdym spotkaniu z kuratorką bracia zastanawiali się głośno, jak to możliwe, że lud Siuksów dał się podbić takim idiotom, a nowe skoki planowali staranniej niż dotąd.Staranność zawiodła ich jednak, jako że kuratorką nie mogła udostępnić im arkanów przestępczej wiedzy, które zdobyliby w porządnym więzieniu.Rok później znowu ich więc przyłapano na kradzieży, tym razem poza rezerwatem.Dostali po półtora roku w obostrzonym rygorze, głównie za to, że włamali się do sklepu z bronią.Więzienie okazało się dla młodych Russellów najstraszniejszym doświadczeniem w życiu.Braciom, od dziecka nawykłym do otwartej przestrzeni i wysokiego nieba Zachodu, kazano mieszkać w klatce mniejszej od tej, jaka w myśl przepisów federalnych należy się borsukowi w miejskim zoo, otaczali ich zaś ludzie, których zatwardziałość wykraczała poza najśmielsze oczekiwania młodych więźniów.Pierwszej nocy pod celą usłyszeli wrzaski świadczące dobitnie o tym, że gwałtów nie popełnia się wyłącznie na kobietach.Ponieważ potrzebowali wsparcia, nic dziwnego, że bardzo prędko znaleźli je wśród innych indiańskich więźniów, członków Ruchu Indian Amerykańskich.Dotychczas nie obchodziło ich na dobrą sprawę własne pochodzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]