[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sądzi pan, że ma na myśli tamte czasy? spytałam z niedowierzaniem.Widział coś, kiedy ta cała zbrodnia się tu kotłowała? Muchy, pewnie, łowił wtedy,to pamiętam, możliwe, że widział ten wielki kawał z muchą.I kojarzył, tak samojak wszyscy.No dobrze, ale dlaczego on z tym do mnie?83 Widzieć, to on pewno więcej widział niż kto przypuszcza.A do pani, bo onmyśli, że pani coś wie.Zdumiałam się bezgranicznie. Ja.?!!! A jak nie pani, to pani mąż.Ten, z którym pani była wtedy.Bo przecieżz mężem pani była, nie?Oszołomiona i zaskoczona, już chciałam zaprotestować z wielką energią, kie-dy nagle przypomniałam sobie ów wieczór zbrodni i słodkiego pieska w staniedzikiego zdenerwowania.Ależ, na litość boską, mnie samej przyszło wówczas dogłowy, że on coś widział i coś wie! Boże jedyny, on tu przecież był.? %7łeby nie wiem co widział i wiedział, już tego nikomu nie powie oznaj-miłam ponuro. Nie żyje od ładnych paru lat.Ja zaś o niczym nie mam pojęcia,bo rozeszliśmy się zaraz potem i ani słowa od niego na ten temat nie usłyszałam. Ale Terliczak o tym nie wie i myśli, że pani wie.On już od jakiegoś czasuróżne takie uwagi robił, z tym że przedtem nic, ani słowa, dopiero jak te zwłokiznalezli. Podejrzanie to brzmiało stwierdziłam po długiej chwili namysłu.I muchy się czepiał.Głupi czy jaki, nie mógł powiedzieć wyraznie i wprost? De-nerwuje mnie tylko niepotrzebnie.A jak już tak plotkujemy, panie Waldku, to odczego on się tak potężnie wzbogacił? Podobno właśnie na bursztynie, ale nie wiem jakim sposobem, bo w póz-niejszych latach takiego wielkiego wyrzutu nie było.Możliwe, że z tych wcze-śniejszych sobie zgromadził i sprzedał hurtem.Z jakiejś okazji skorzystał i wziąłdobrą cenę.Tego dokładnie nikt nie wie.Ocknęło się we mnie nagle zaniedbane śledztwo.Swoje zaczęłam myśleć, alenie musiałam mówić od razu wszystkiego.Słodki piesek tu był, wrócił roztrzę-siony, czy nie oglądał przypadkiem samej zbrodni albo chociaż jej rezultatów?Tego ukrywania zwłok w dziczym dole, wynoszenia bursztynu.? Trzy workimieli z jednego śmietniska, a łowili przecież i wcześniej, więc może cztery, a mo-że nawet pięć, dobrą chwilę musiało to wynoszenie potrwać.I sprawców mógłwidzieć.Zimno mi się jakoś zrobiło.Słodki piesek rozchodził się ze mną dosyć dziw-nie, można powiedzieć niedbale, nie dopilnował wspólnoty majątkowej, nie usi-łował podzielić samochodu.No, powiedzmy, że samochód był bezsprzeczniemój.Ale przynajmniej powinien był próbować, pasowałoby mu to do charak-teru bardziej niż powściągliwość.A nawet swoją lampę stojącą zostawił.I za-raz potem kupił mieszkanie.Krążyły wśród przyjaciół i znajomych jakieś plotkio majątku mojej następczyni, z tym że majątek ulągł się nagle, wcześniej go niebyło.Ludzie o sobie wzajemnie wszystko wiedzą, do licha, powinnam możeprzypomnieć sobie owe chwile dokładnie i porządnie.?Nie szkalujmy nieboszczyka, ale jednak.?84A ten szakal tutaj czynił swoje tajemnicze uwagi tak jadowicie i złośliwie.Wręcz z nienawiścią.Z jakiej przyczyny miałby go nienawidzić? A przy okazjizdaje się, że i mnie. Cholera powiedziałam ponuro.Waldemar, może przez te japońskie kulki, popadł nagle w nastrój do zwierzeń. Tak naprawdę, to ja nigdy nikomu nie powiedziałem wszystkiego wy-znał, oglądając pod światło dosyć dużą bryłkę. O, niech pani popatrzy, pają-czek! Cały, w doskonałym stanie! To przecież czegoś takiego na żadne kulki niesprzedam.Pytali mnie, wtedy i pózniej, czy czegoś nie widziałem, powiedzia-łem, że nie, a to nieprawda. A co pan widział? Ludzi.Z okna patrzyłem, ciemno było wtedy, ile to.? Siedemnaście lattemu.Wylazłem z domu i podkradłem się, ale za pózno, bo z początku mi się niechciało.Najpierw wydawało mi się, że widzę dwóch, potem mignął mi w oczachtrzeci i dopiero po tym trzecim zaciekawiłem się porządnie.Spróbowałam tę informację uściślić. Gdzie pan ich widział dokładnie? I co robili? A czy to może być dokładnie w ciemnościach? Dwóch się ruszało kołodomu.A trzeciego zobaczyłem z boku, przy lesie, i tak mi się wydawało, że onpodgląda.Dlatego sam też poleciałem podglądać. I co? I nic.Zanim wylazłem, no, musiałem się ubrać, zimno było, a jeszcze niechciałem skrzypieć drzwiami, żeby się matka nie obudziła, więc trochę to trwało.Jak się podkradłem, to już mi oni wszyscy z oczu zginęli i tylko samochód zawar-czał, tam dalej, w dole.Nawet chyba dwa samochody, jeden po drugim.I tyle. Wygląda na to, że obejrzał pan sam koniec imprezy orzekłam po namy-śle. Która to mogła być godzina? Jak wychodziłem, to już po dwunastej.Przedtem zegar u nas bił. %7łe też nie poleciał pan patrzeć wcześniej.! A skąd ja miałem wiedzieć, że tam się będą działy takie rzeczy! Spałemjuż, ten zegar mnie rozbudził.A tak naprawdę, to popatrywałem w tamtą stronę,bo byłem ciekaw, czy jaki kupiec do nich nie przyjdzie. A ten, jak mu tam, Terliczak, mógł patrzeć od początku.I nikogo pan nierozpoznał? Nikogo.No, prawie nikogo. A Franio? Co Franio? Jakiś Franio podobno tu bywał? A, Franio.! No tak, pamiętam.Pośrednik to był, kupiec, taki kleszcz,co się wszędzie wkręci, młody, ledwo parę lat starszy ode mnie.Wszystko robił,85sam zbierał, łowił, nawet na ryby wypływał, kombinował z każdym, przemyt za-łatwiał.Nie bardzo solidny, ale za to operatywny.Od tamtej nocy zniknął i niktgo tu już nie widział. I Frania przy tej zbrodni nie było? Nie wiem.Mógł być.Ja go nie rozpoznałem.Uparcie usiłowałam myśleć twórczo, bez większych sukcesów. Zaraz, panie Waldku.Mówił pan, że ten bursztyn z muchą miał pan w rę-ku i widział go pan z bliska.? A tak, ale to wcześniej.Jeszcze widno było, pomogłem im to nieść z plaży,wie pani, taki chłopak to wszędzie wetknie swoje trzy grosze.I ubłagałem, żebymi pokazali, już w domu.Ona to schowała do takiego mniejszego worka, niepamięta pani? Też pani tam była. Ludzie mi zasłaniali i nie chciałam być nachalna.Na worek nie zwróciłamuwagi.Chociaż coś mi się majaczy, miała go chyba na szyi.? Przez ramię zawieszony.Za to noszenie, z grzeczności, pokazała mi.Tobyła jedyna rzecz na świecie, w życiu nie zapomnę.Bryła taka, przezroczysta,odłamana, a w środku ta złota mucha.Pod światło było ją doskonale widać.Noi ciekaw byłem, komu sprzedadzą i za ile, bo ja bym za miliony nie sprzedał.Dlatego spoglądałem, a że mnie sen zmorzył, to trudno się dziwić.A pewnie, wedle mojego rozeznania, był na nogach od wschodu słońca dopóznego wieczora.Gdyby siedział w zimnych i wilgotnych zaroślach, z pewnościąby wytrzymał, ale w domu, w cieple.Natomiast zarówno słodki piesek, jak i ten upiorny Terliczak.Obu ich zaro-śla trzezwiły, a przysięgnę, że tu byli, i jeden, i drugi! Co, do stu piorunów, mogłoprzydarzyć się potem.? Mógłby ten palant powiedzieć wyraznie, o co mu chodzi i co widział mruknęłam z niechęcią. Coś by się może wyjaśniło.Siedemnaście lat, tylkopatrzeć, jak nastąpi przedawnienie.Ze mnie pożytku nie wydoi, bo nic nie wiemkompletnie. Może on właśnie na to czeka? Na przedawnienie? To chyba sam ich pomordował.Ale nie widzi mi się.Zaraz, a ten Franio.Miał on jakieś nazwisko? Mieć, to miał, ale ja nie wiem jakie.Wszyscy go tu znali z imienia, Franioi Franio.Westchnęłam, patrząc przez okno na wracającego do domu dziadka.Widać gobyło w świetle lampy nad drzwiami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]