[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszą osobą, która o świeżym brzasku wyszła z domu i poszła za oborę popatrzeć nakoło od kieratu, była moja mamusia, gnana tęsknotą do robót wykopaliskowych.Moja mamusianie narobiła alarmu i nikogo nie wyrwała ze snu.Poczekała z niepojętym spokojem, aż na progudomu ukazał się Franek i do niego zwróciła swoje pretensje. To koło od kieratu nic nie przykrywa rzekła z wyrzutem. Jak wyście je położyli? Proszę? spytał Franek, przekonany, że zle słyszy, bo chrapanie ze stodoły grzmiałona całym podwórzu. Muszę tego Janka obudzić, bo rozmawiać nie można powiedziała moja mamusiagłośniej. Koło zepchnięte i nic nie przykrywa, a studnia głęboko rozkopana.To co to znaczy?222Franek spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem. Rany boskie powiedział słabo i popędził za oborę, a moja mamusia udała się dostodoły.Kiedy we trzy z Teresą i ciocią Jadzią przybyłyśmy na miejsce, zgromadzona tam już byłareszta rodziny.Franek stał nad studnią i drapał się po głowie, a Marek z Jędrkiem klęczeli nakamiennym obmurowaniu, świecąc w dół dwiema latarkami. Chyba trup orzekł Jędrek. Na żywego nie wygląda i daleko leciał. Wieczne mu odpoczywanie rzekła tym razem Lucyna. Nie wygłupiaj się! krzyknęła nerwowo Teresa.Może to znów jakieś bydle! Eeee, nie zaprzeczył Jędrek. Człowiek.Widać ręce i nogi.Zajrzałam do studni.Na dnie bardzo głębokiej dziury widać było jakąś ciemną kupę.Podłuższym patrzeniu udawało się rozpoznać ludzką postać, leżącą w bardzo dziwnej pozycji.Poczułam się solidnie wstrząśnięta. Kto to może być? powiedziała ze zdziwieniem Lucyna, również zaglądając w głąbstudni, przy czym złapała mnie za ramię i obie omal nie wpadłyśmy do środka. Wszyscyz tych dokumentów są już odfajkowani Chyba jakaś zupełnie nowa osoba. Może ten wylizany Nixon? ożywiła się moja mamusia. Może.Przypuszczam, że trzeba go będzie stamtąd wydostać.Teresa milczała ponuro.Ciocia Jadzia drżącymi rękami zrobiła na wszelki wypadek kilkazdjęć.Wszyscy zaczęli się zastanawiać, kiedy to mogło nastąpić.Usuniecie potwornie ciężkie-go koła, zbrodnia, wepchnięcie ofiary.223 %7łe też nic nie słyszałeś! powiedziałam z pretensją do Marka. Jak tak, to słyszyszkotka na puszystym dywanie.Marek był wściekły i rozgoryczony. Jedz na posterunek polecił mi. Tato wszystko zagłuszał.Byłoby dobrze, gdyby odrazu przyjechał sierżant Bielski.I zaraz wracaj, tu trzeba pilnować.Zanim zdążyłam wyjechać z podwórza, już bez żadnego miłosierdzia rozstawiał całą rodzi-nę dookoła trzech studni i ruinki, kategorycznie zabraniając przepuszczać kogokolwiek przezkordon.Po powrocie miałam zagrodzić samochodem przejście obok obory od strony drogi.Tym razem już bezwzględnie należało ocalić ślady.Na posterunku zachowałam się podstępnie i bezczelnie.Najpierw zadzwoniłam do MichałaOlszewskiego, a dopiero potem zawiadomiłam o nowej zbrodni. Znowu świnia czy może teraz baran? spytał rzeczowo dyżurujący milicjant. Nam się wydaje, że tym razem człowiek odparłam smętnie. No, no mruknął przedstawiciel MO z niechętnym uznaniem. Ale tempo bierze-cie.A mówiłem, że z letnikami to tylko kłopot!Zostawiłam milicjanta pełniącego obowiązki służbowe i wróciłam do domu zastawiaćprzejście za oborą.Natychmiast po przybyciu milicja przepędziła wszystkich z miejsca zbrodni, wdzięcznośćza ochronę śladów wyrażając dość powściągliwie, aczkolwiek uporczywie grabiony przez mojąmamusię szary piaseczek niewątpliwie był elementem nader pomocnym.Razem z władzamizostał tylko Marek występujący w charakterze ni to rzeczoznawcy, ni to naocznego świadka.224Obaj z sierżantem Bielskim stali się nagle niezwykle podobni do siebie pod jednym wzglę-dem.Mianowicie trudno było ocenić, który z nich jest bardziej wściekły.Wszystkie czynności, podejmowane dookoła studni, obserwowaliśmy we troje, Michał Ol-szewski, Jędrek i ja, siedząc na belce nad głowami krów.Reszta rodziny miotała się niżej,między krowami, i słuchała komunikatów. Aażą na czworakach raportował Jędrek. Jakby coś węszyli.Coś robią na zie-mi. Utrwalają odciski stóp uzupełniłam. Porównują ze zdjęciami. Z moimi? wykrzyknęła wzruszona ciocia Jadzia. I palców! wrzasnął Michał. Badają palce na kole! O Jezusie, tam są i nasze! jęknął rozdzierająco Franek. Co cię obchodzi, twoje są pod spodem pocieszyła go Teresa. No! popędziła niecierpliwie moja mamusia. Mówcie coś, bo nic nie widzę! Takrowa mi przeszkadza, odsuń się, Kunegunda! Jak nic nie widzisz, to po co się tam pchałaś? skarciła ją Lucyna. Puść mnie, jazobaczę!Tuż nad żłobem, między deskami, była szpara wypatrzona wcześniej przez Lucynę.Możnabyło przez nią dojrzeć mały skrawek terenu zbrodni i tłoczyły się tam wszystkie trzy siostry,kolejno pchając twarz do żłobu tuż obok pyska kamiennie spokojnej krowy.Dostrzegane frag-menty wzmagały tylko ich zaciekawienie. Mówcie coś! zirytowała się Teresa. Kunegunda mnie opluła!225 Jędrek, wygoń te krowy powiedział Franek mechanicznie. Zaraz odparł Jędrek z belki. Biorą się za nieboszczyka.Zawiesili drabinę, jedenzłazi. Rzucili mu sznury! wykrzyknął Michał. A fotografie? dopytywała się nerwowo ciocia Jadzia. Powinien zejść fotograf!Powinni zrobić fotografie! Już zrobili.Z góry zrobił, z fleszem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]