[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Żadne z tych trojga nie było naprawdę dzieckiem – westchnęła ze smutkiem Theresa.– Żadne nie zaznało beztroski.Jan Paweł roześmiał się głośno.– Jedyni ludzie, którzy wierzą w dziecięcą beztroskę, to ci, którzy nie pamiętają własnego dzieciństwa.Theresa zastanowiła się przez chwilę i także parsknęła śmiechem.– Masz rację – przyznała.– Wszystko jest albo rajem na ziemi, albo końcem świata.Ta rozmowa miała miejsce jeszcze w Greensboro, kiedy Peter ujawnił już swoją prawdziwą tożsamość, a zanim jeszcze otrzymał praktycznie pusty tytuł Hegemona.Potem rzadko do niej wracali.Ale teraz sam pomysł wydawał się o wiele bardziej atrakcyjny.Bywały dni, kiedy Jan Paweł miał ochotę wrócić do domu, wziąć Theresę w ramiona i powiedzieć: „Kochanie” – a nie byłby ani odrobinę sarkastyczny – „mam tu nasze bilety w przestrzeń.Lecimy do kolonii.Zostawiamy za sobą ten świat i wszystkie jego zmartwienia.Nowe dzieci zrobimy sobie w kosmosie, gdzie nie będą mogły ocalić świata ani nim zawładnąć”.A potem Theresa spróbowała wejść do pokoju Achillesa i Jan Paweł naprawdę zaczął się zastanawiać, czy napięcie, w jakim żyła, nie wpłynęło na jej procesy myślowe.Właśnie dlatego, że tak go zaniepokoił jej wyczyn, przez kilka dni świadomie nie próbował o tym rozmawiać.Czekał, czy nie zacznie sama.Nie zaczęła.Ale właściwie nie spodziewał się tego.Kiedy uznał, że zbladł już pierwszy rumieniec zakłopotania i Theresa może rozmawiać, nie próbując się bronić, poruszył temat pewnego wieczoru przy deserze.– Rozumiem, że chcesz zostać gosposią – powiedział.– Zastanawiałam się, jak długo wytrzymasz – stwierdziła z uśmiechem.– A ja się zastanawiałem, kiedy sama zaczniesz – odparł Jan Paweł, z uśmiechem równie jak jej ironicznym.– Teraz już się nie dowiesz.– Sądzę – oznajmił Jan Paweł – że planowałaś go zabić.Theresa roześmiała się.– Ależ oczywiście.Dostałam takie zlecenie od swojego nadzorcy.– Tak przypuszczałem.– Żartowałam – stwierdziła szybko.– Ale ja nie.Czy chodzi o coś, co powiedział Graff? Czy przeczytałaś powieść szpiegowską?– Nie czytuję powieści szpiegowskich.– Wiem.– To nie było zlecenie – wyjaśniła.– Ale owszem, rozmowa z nim podsunęła mi taką myśl.Najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich byłoby, żeby Bestia nie opuścił Brazylii żywy.– Szczerze mówiąc, wcale tak nie uważam – stwierdził Jan Paweł.– Dlaczego? Nie myślisz chyba, że stanowi jakąś wartość dla świata?– Ujawnił wszystkie plany, prawda? Zmusił wszystkich do pokazania, o co im naprawdę chodzi.– Nie wszystkich.Jeszcze nie.– Wiadomo, kto stoi po której stronie.Świat podzielił się na obozy.Ambicje zostały odkryte.Zdrajcy ujawnieni.– Czyli sprawa jest zakończona.Nie jest już potrzebny.– Nigdy nie sądziłem, że jesteś morderczynią.– Nie jestem.– Ale miałaś plan, prawda?– Sprawdzałam tylko, czy jakikolwiek plan byłby realny.Czy zdołam się dostać do jego pokoju.Odpowiedź brzmi: nie.– No tak.Czyli główny cel się nie zmienił.Potrzebne są tylko inne metody.– Prawdopodobnie tego nie zrobię – oświadczyła Theresa.– Zastanawiam się, ilu zabójców sobie to powtarzało, do chwili kiedy pociągali za spust, wbijali nóż albo podawali zatrute daktyle.– Możesz się ze mną nie drażnić? Nie interesuje mnie polityka ani możliwe reperkusje.Jeśli zabicie go ma kosztować Petera Hegemonię, nie dbam o to.Nie mam zamiaru spokojnie patrzeć, jak Bestia pożera mojego syna.– Jest lepszy sposób – oświadczył Jan Paweł.– Oprócz zabicia go?– Trzeba usunąć go z miejsca, gdzie może zabić Petera.To przecież nasz prawdziwy cel.Nie uratujemy świata przed Bestią, ale ocalimy Petera.Jeśli zabijemy Achillesa.– Nie przypominam sobie, żebym ci proponowała udział w moim straszliwym spisku.–.wtedy owszem, Bestia jest skończony, ale także wiarygodność Petera jako Hegemona.Już na zawsze będzie splamiony, jak Makbet.– Wiem, wiem.– A zależy nam przecież na splamieniu Bestii, nie Petera.– Zabicie go będzie bardziej ostateczne.– Zabójstwo stwarza męczennika, legendę, ofiarę.Zabójstwo daje ci świętego Thomasa Becketa.I pielgrzymów z Canterbury.– A co przewiduje twój lepszy plan?– Skłonimy Bestię, żeby zabił nas.Theresa spojrzała na niego zdumiona.– Nie pozwolimy, żeby mu się udało – dodał Jan Paweł.– A ja myślałam, że to Peter uwielbia skrajnie ryzykowne zagrywki.Wielkie nieba, Janie P., właśnie mi pokazałeś, skąd się bierze jego szaleństwo.Niby jak zamierzasz zaaranżować wydarzenia, żeby ktoś spróbował cię zabić niemal publicznie, został wykryty, a równocześnie skąd możesz mieć pewność, że mu się nie uda?– Nie pozwolimy mu wystrzelić – odparł trochę zniecierpliwiony Jan Paweł.– Musimy jedynie zgromadzić dowody na to, że przygotowuje zamach.Peter będzie musiał go odesłać.A my już dopilnujemy, żeby wszyscy wiedzieli dlaczego.Ja może budzę tu pewną niechęć, ale ciebie ludzie naprawdę lubią.Nie spodoba im się, że Bestia planował skrzywdzić ich „Dóce Theresa”.– Ale ciebie przecież nikt nie lubi – przypomniała.– Co będzie, jeżeli ty zginiesz pierwszy?– Wszystko jedno.– A skąd będziemy wiedzieli, co planuje?– Ponieważ we wszystkich komputerach systemu zainstalowałem programy odczytu klawiatury oraz soft monitorujący jego działania.Nie ma sposobu, by ułożył jakiś plan, nie wysyłając do nikogo e-maila, choćby całkiem pustego.– Potrafię wymyślić sto powodów, z których jeden jest taki, że chce sam to zrobić, nikomu nic nie mówiąc.– Wtedy będzie musiał sprawdzić nasz rozkład zajęć, prawda? Zrobi coś budzącego podejrzenia.Coś, co będę mógł pokazać Peterowi i zmusić go, żeby się pozbył tego chłopaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]