[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba już ponad dziesięć razy przebiegł wokół drzewa, mijając ko-lejne pory roku, i w końcu zaakceptował ten fakt; dziesięć razy brnął przez śniegi zimy,truchtał po wiosennych kwiatach, pląsał w letniej trawie i biegł (no, prawie) przez kolo-ry jesieni.Ostatecznie wcale nie było to bardziej zwariowane niż wszystko inne, co gotu spotkało i dlaczego miałby zacząć wydziwiać właśnie teraz.Pot kapał mu z czoła i ściekał po twarzy.Kiedy wybiegł z wiosny mijając lagunęi wpadł w lato, zrobiło się gorąco.231Dałby wszystko za zimne piwo! Musisz biec, choć będzie siec! Musisz gnać, choć będzie lać! W żarze słońca i przez śnieg! Nawet w mróz będziesz biegł! Nabierz sił! Wagę zrzuć! Będziesz zdrów i wygrasz znów! Ręce w górę, ręce w dół! Zegnij swoje ciało wpół!Jego mali towarzysze wykrzykiwali te rymowanki, obskakując go ze wszystkichstron i prowadząc od jednej pory roku do drugiej.Pozostali chłopcy pod wodzą Chuliastali pod Nibydrzewem i przyglądali się.Większość z nich nabijała się z Piotra, a nie-którzy aż tarzali się po ziemi ze śmiechu, wykrzykując za każdym razem, gdy ich mijał,bardzo niemiłe, choć prawdziwe uwagi na temat jego ciała. Hej, przyjemniaczku, autobus ci ucieka! krzyknąłChulio, wywołując wokół kaskady śmiechu. To chyba nie może być jeden facet, bo za gruby! wrzasnął ktoś inny.Piotr biegł przed siebie, starając się nie zwracać na nich uwagi; zdawał sobie sprawę,że wygląda idiotycznie, a biegł dalej tylko dlatego, że nie wiedział, co mógłby robić232innego.Gdyby choć była najmniejsza szansa na to, że Dzwoneczek ma rację, iż w tensposób odzyska Jacka i Maggie.Zamknął na chwilę oczy i wbiegł chwiejnym krokiem na śliski dywan jesiennychliści, gdzie zawsze przynajmniej raz się przewracał; przed nim była zima i dziwacznepingwiny, potem znów wiosna, i tak w kółko.Kiedy w końcu zatrzymał się, był gdzieś pomiędzy wiosną i latem i.blisko zupeł-nego wyczerpania.Nie pozwalając mu na żaden odpoczynek wróżka poprowadziła good razu do przyrządów gimnastycznych zmajstrowanych przez Zagubionych Chłopców.Dawne ubranie Piotra, jego koszula i pozostałości smokingu, było teraz w strzępach.Pokamizelce nie było śladu.Buty miał pozdzierane i ubłocone.Wróżka kazała mu najpierw ćwiczyć na drążku przymocowanym do liny.Na dru-gim końcu dla przeciwwagi siedzieli w koszu chłopcy.Na początek najlżejsi, Zamałyi Klamka, a potem więksi.Pózniej chłopcy dołożyli jeszcze kamieni.Piotrowi udawałosię ściągać drążek samą swoją wagą, a nie siłą mięśni i po dwunastu próbach skończyłto ćwiczenie.233Już czekała na niego kolejna machina.Jego kostki przymocowano sznurem do drąż-ka połączonego z czymś, co według chłopców było trującym bluszczem.Jeśli nie wy-pychało się drążka w górę, pnącze mogło opaść na twarz ćwiczącego.Piotr, zroszonypotem, stękał z wysiłku, ale jego mięśnie brzucha były zbyt zwiotczałe i gdyby Baryłkanie chwycił liny w porę, Piotr upuściłby sobie bluszcz na twarz.Piotr potoczył się na bok i spojrzał z rezygnacją na chłopców. Wiem, że jestem w kiepskiej formie.Wiem, że jestem stary i tłusty.Wiem, żedobiegam już czterdziestki.To wszystko prawda.Ale wiem też, że jestem śmiertelny.W jaki sposób ma to mi pomóc odzyskać dzieci?Kieszonka nachylił się nad nim, jakby oglądał jakiś rzadki okaz pod mikroskopem. Zęby być dzieckiem, tzeba wyglądać jak dziecko odpowiedział poważnymtonem.Chłopcy zaprowadzili Piotra do wielkiego pnia, gdzie został bezceremonialnie ob-darty z resztek swojego ubrania.Otoczony przez Zagubionych Chłopców znów przy-pomniał sobie grozę Władcy much, ale okazało się, że tym chłopcom chodziło o cośznacznie gorszego.Stłoczyli się wokół niego i zaczęli go okładać pięściami, co miało234być czymś w rodzaju masażu.Kiedy ugniatali jego sflaczałe ciało i zwiotczałe mię-śnie, Piotr czuł, jakby odżywał na nowo cały ból, który nagromadził się w nim od rana.Chłopcy skończyli masować jedną stronę i przewrócili go na drugą, cały czas wesołopokrzykując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]