[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed Bojanowskimi pracowa" u nas i mieszka"w stróÝówce W"adys"aw.To bardzo, bardzo odleg"e lata, ale ja W"adys"a-wa Êwietnie pami´tam.By" niezwykle przystojny.Czarny jak Cygan,- 63 -o wspania"ej sylwetce, smag"ej cerze, zielonych oczach i pi´knych bia-"ych z´bach.Mia" wtedy 26 lat, by" kawalerem i kocha"y si´ w nimwszystkie panny w okolicy.W"adys"aw nie mia" nikogo na Êwiecie.Niewiem, co go sk"oni"o, aby pracowaç u moich rodziców, gdzie by" dozor-cà, woênicà i musia" obrabiaç z ch"opami pole, bo by" ponoç nawet pomaturze.W"adys"aw kocha" si´ w dziewczynie z sàsiedztwa, ale nieste-ty jej matka nie pozwoli"a na ma"Ýe’stwo.W stróÝówce, razem z W"a-dys"awem nocowa" zawszenasz pies, Cygan, ale 24 stycz-nia (nie pami´tam juÝ który toby" rok) zosta" na zewnàtrz.Tejnocy W"adys"aw pope"ni" sa-mobójstwo.Zaczadzi" si´.Zo-stawi" list.Tej nocy koniew stajni zerwa"y si´ z "a’cu-chów, zerwa" si´ takÝe i Cygan.By"a to pierwsza Êmierç kogoÊ,kto by" nam bardzo bliski.Po-tem nastali Bojanowscy.Widz´, Ýe zaadaptowali namieszkanie takÝe cz´Êç stodo"y,tam, gdzie by"o klepisko.Jesz-cze dzisiaj s"ysz´ dêwi´k r´cz-nej sieczkarni, g"uchy "omotBojanowscy na tle naszej stróÝówki cepów.Czuj´ zapach siana, naktórym od czasu do czasu,w wi´kszej gromadzie dzieci, sypialiÊmy w ciep"e noce.Moje myÊli przerywa Bojanowska.Podaje rosó" z kury z makaronem.Z wielkim trudem mog´ cokolwiek prze"knàç.Trudno mi uwierzyç, Ýenaprawd´ jestem na Persenkówce.Po rosole na stole pojawia si´ jakaÊwódka, szynka, Êledzie, w"asne kiszone pomidory, wreszcie jakiÊ pla-cek.Jem i d"awi´ si´ ze wzruszenia.Bojanowscy sà ciekawi opowieÊci o rodzicach, którzy juÝ dawno nie Ýy-jà, o Zosi, o moim Zdzichu.Pokazuj´ zdj´cia.Czas mija, a my nie mo-Ýemy si´ nagadaç.Patrz´ na tych tak bliskich mi ludzi, którzy niewielesi´ zmienili, choç majà juÝ po szeÊçdziesiàt pi´ç lat.Bojanowski wciàÝpowtarza, Ýe to cud, Ýe jestem z nimi! Po kolacji gospodarze wr´czajà miprezent z"oty pierÊcionek.Potem si´ okaza"o, Ýe by" wart sto rubli, pod-czas gdy ich emerytura wynosi"a wtedy czterdzieÊci.Dorabiali sobie ja-ko palacze w naszym domu, czyli w prewentorium Czajka.- 64 -Choç zrobi"o si´ póêno, Bojanowski pyta, czy nie zechcia"abym zajrzeçdo domu. Tam jeszcze nie Êpià.Pewnie oglàdajà telewizj´ przekonu-je.Naturalnie, Ýe chc´, a Bojanowski jeszcze dodaje: Ta oni wiedzà, ÝeBogusia mia"a przyjechaç.Ta Bogusia jest u siebie.Mój BoÝe! U siebie!Pami´tam, jak budowa" si´ ten dom.KtóregoÊ dnia Zosia wtedy ma-le’ka dziewczynka spad"a z wysokiego parteru do piwnicy, ale na szcz´-Êcie nic jej si´ nie sta"o.Jedynà tragedià by"o to, Ýe siad"a na ropuch´!Teraz w Êwietle, które p"ynie z okien, widz´ dok"adnie, na ile dom jestrozbudowany.I to jak brzydko! Zeszpecono nasz pi´kny sad nieforemny-mi budynkami kuchni i sto"ówki.Wchodzimy do wn´trza.Nogi mi drÝài znowu becz´.W domu ciep"o.Teraz jest tam centralne ogrzewanie.Wszyscy sà dla mnie grzeczni, uprzejmi, ale ja czuj´ si´ obco, chociaÝnieonieÊmielona, bo gdzieÊ w podÊwiadomoÊci coÊ mi mówi, Ýe to dzi´-ki moim rodzicom ci wszyscy ludzie leczà si´ tutaj i odpoczywajà, a la-tem dzieci sp´dzajà trzy miesiàce wakacji.Na parterze w pó"okràg"ym salonie jest teraz Êwietlica z telewizorem.Kiedy tam wchodz´, wszyscy obecni podnoszà si´ z miejsc.Prosz´, Ýebysobie nie przeszkadzali, Ýe ja tylko na chwileczk´.AÝ trudno uwierzyç,Ýe ci ludzie sà tak zaÝenowani, jakby g"upio im by"o, Ýe w ogóle si´ tamznajdujà.Do pokoi nie zaglàdam w ogóle.Wkrótce wracamy do stróÝówki.Rozpakowa"am bagaÝe, w którychmia"am same prezenty.IleÝ by"o radoÊci!!! Dzieci oczywiÊcie najbardziejuszcz´Êliwi"am gumà do Ýucia.Powoli zrobi"o si´ bardzo póêno.Mia"am spaç w duÝym pokoju, czyliw cz´Êci naszej dawnej stajni.Dostaj´, jak to na wsi, dwie wielkie podu-chy i pierzyn´ u nich, choç to prawie miasto, wszystko po wiejsku.Po"oÝy"am si´, ale nie by"o mowy, Ýebym zasn´"a.Dooko"a cisza, cza-sem tylko zaszczeka" pies.To aÝ dziwne, ale w tamtej chwili zupe"nienie zdawa"am sobie sprawy z tego, Ýe by"am we Lwowie.By"am na Per-senkówce, o której marzy"am przez trzydzieÊci lat, ale myÊla"am o.Ka-szubach, o naszej chatynie.Rano skoro Êwit, wybieg"am na podwórze.Chcia"am nareszcie zoba-czyç, jak to, co zapami´ta"am z m"odoÊci, wyglàda teraz w dzie’.Tu do-oko"a stróÝówki, zabudowa’ gospodarczych i w warzywniku nic si´ niezmieni"o.Brak tylko wiÊni, która ros"a blisko studni, a pod którà tatuÊtak ch´tnie polegiwa" na kocu.Drzewo by"o, jak wszystkie u nas, nisko-pienne i leÝàc, moÝna by"o skubaç owoce z ga"àzek.W studni ciàgle duÝo wody.Bojanowski mówi, Ýe jest g"´boka na dzie-wi´ç kr´gów.Nie pami´ta"am tego.I buda dla psa ta sama, którà jesz-cze zbudowa" W"adys"aw dla Cygana.Nawet p"ot, choç juÝ bardzo staryi zniszczony, jest ciàgle ten sam.Tu mi dobrze i swojsko.Do willi wi´cej- 65 -nie wejd´, bo tam zupe"nie obco.Zresztà jest oddzielona siatkowymogrodzeniem.Ciàgnie mnie do sadu, ale wizyt´ tam od"oÝ´ na jutro.Te-raz jak najszybciej chc´ jechaç do miasta, do ukochanych, wyt´sknio-nych kàtów, które Êni"y mi si´ po nocach.Najpierw jednak Êniadanie.Bojanowska przygotowuje dla mnie jedzenie jak dla szwadronu wojska.Trzy sadzone jajka na s"oninie, grube pajdy chleba z mas"em, grubo kro-jona domowa szynka i placek.Kto to zje? A ona na to: Ta Bogusia mu-si si najeÊç.Tak, musi! Wi´c zjadam, ile mog´ i nareszcie wybieram si´do miasta.MyÊla"am, Ýe pojad´ sama, ale mowy nie ma Kasia jedzieze mnà.Musz´ mieç eskort´, bo wszyscy drÝà, Ýe si´ gdzieÊ zgubi´.Wsia-damy wi´c do autobusu i jedziemy.Najpierw Stryjskà, po chwili juÝ placPrusa.Nic si´ tu nie zmieni"o.Nareszcie oglàdam ulice przy dzien-nym Êwietle.Widz´ mojà mamusi´ w jakimÊ bia"ym kostiumiku w czarny drob-niutki dese’ i w bia"ym s"omkowym, szerokim kapeluszu.Ile to min´"olat? Wydaje mi si´, Ýe widz´ jà w letnie przedpo"udnie, z bardziej zaróÝo-wionymi policzkami i noskiem zroszonym potem, robiàcà zakupyu przekupek na placu Prusa.Dzisiaj ca"e targowisko otoczone jest mu-rem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]