[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy wa­trze siedział dezerter.Przygrzewał nad ogniem puszkę konserw.- Hej, ty! - zawołał z wściekłością.Cygan uniósł tylko lekko głowę.- Hej, słyszysz! Zgaś ogień!Tamten wzruszył ramionami.Z niezmąconym spokojem dorzucił do ognia suchych patyków.Andrzej rzucił się na oślep przez plątaninę kosodrze­winy.Gdy dobrnął do tarasu, zaczął zadeptywać ogni­sko.Cygan odsunął się, iskry sypały się spod butów Andrzeja.- Co robisz? - zapytał przez zaciśnięte zęby.- Mówiłem ci, że mogą z dołu zobaczyć.- Konserwę chciałem sobie zagrzać.Andrzej potrząsnął bezsilnie zaciśniętymi pięściami.- Nic, chłopie, nie rozumiesz.Zobaczą z dołu dym i przyjdą.Cygan patrzył na niego z takim wyrazem, jak chło­piec, któremu przerwano dobrą zabawę.- Ty się tylko boisz i boisz - powiedział przeciągle.- Nie mam ochoty siedzieć w Popradzie.A ciebie jak złapią, to rozstrzelają.- Nie będę jadł zimnych konserw.- Idź do diabła, bo tylko bigosu narobisz.Cygan dziobnął kozikiem, wyciągnął z puszki ka­wałek włóknistego mięsa i podał go Andrzejowi.- Spróbuj.Dobre.- Wypchaj się! - wrzasnął Andrzej.- Nie chcesz?- Jedz sam.Cygan z niedowierzaniem pokręcił głową.Zlizał z palców ściekający sos.Białymi zębami złapał kawał dymiącego mięsa.Żuł go z rozkoszą.- No, jedz - podsunął Andrzejowi puszkę.Ten ociągał się.Wnet jednak złapał puszkę.Była jeszcze gorąca.Przyjemnie grzała skostniałe palce.- Dobre? zapytał Cygan z odcieniem kpiny w głosie.- Niezłe.- Widzisz.Po co się tyle szarpać? Andrzej zaklął cicho.- My razem zostać nie możemy.Cygan uniósł brwi.- Dlaczego?- Człowieku, ciebie złapią.Nie chcę razem z tobą iść na łańcuszku do Popradu.- Dlategoś nie spał ze mną?- Nie.Bałem się, że masz pchły - skłamał.Cygan roześmiał się.- Moje konserwy dobre, a pchły niedobre?- Więc masz?- Rasowe - zachłysnął się.- Tresowane.Wiem, co ja zrobię.Ja pójdę do Mikulasza na jarmark.Ja za­łożę pchli cyrk - śmiał się, łyskając białymi jak śnieg zębami.Oczy nabiegły mu łzami, węzły żył nabrzmia­ły na wolowatej szyi.- Będę miał cyrk.W Mikulaszu cyrk.- Przestań! - syknął Andrzej.Dezerter roześmiał się jeszcze głośniej.Odchylił do tyłu głowę, przymknął wypukłe powieki.Zdawało się, że za chwilę dostanie spazmów.- Przestań! - Andrzej podsunął się, złapał go za ramię.- Przestań, bo.- Rozejrzał się trwożnie i kiedy wzrok jego padł na skraj lasu, w miejscu gdzie ścieżka wychodziła na rumowisko skalne, zobaczył dwie małe postacie.Znieruchomiał.Dłonią zakrył Cy­ganowi usta, rzucił się na ziemię.- Widzisz! - wy­szeptał.Oczy Cygana stały się nagle okrągłe i wielkie, Śmiech bulgotał mu jeszcze chwilę w gardle, ale wnet zamarł w jakimś nagłym, nieludzkim jęku.Andrzej wlepił oczy w linię lasu.Widział, jak dwie drobne po­stacie przystanęły.Jedna z nich uniosła rękę i wska­zała w stronę koliby.- Zobaczyli nas - wyszeptał stłumionym głosem.Cygan pobladł.Jego rozchylone wargi drżały lekko.Oczy biegały nerwowo.- Patrol - wykrztusił.- Szukają ciebie.Dezerter zerwał się.Jednym susem dopadł leżących u wylotu koliby skrzypiec, schwycił je jak jastrząb umykającą ofiarę, zastygł na chwilę w bezruchu, a po­tem na oślep rzucił się w kosodrzewinę.Ugrzęznął w niej jak niewprawny pływak w skłębionej fali, W tej chwili z dołu padł strzał, kula świsnęła jękliwie, plasnęła głucho o skały.Posypały się drobne odpryski.Na dole siny dymek poszybował z wiatrem.Andrzej leżał przylepiony do skały.Spostrzegł, że za dwoma żołnierzami pokazały się jeszcze trzy drob­ne figurki.Poruszały się szybko, nerwowo rozpierzchły się na rumowisku i półkolem zaczęły okrążać kolibę.Andrzej błyskawicznie ocenił położenie.Dzieliła ich odległość może czterystu kroków.Między skrajem lasu a kolibą ciągnęło się gęste pole kosodrzewiny, nad nim jak mur wyrastała skalna ścianka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •