[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te kilka milionów to dla niej drobnostka.— Tak się tylko panu wydaje — rzekł Bindris.— Obawiam się jednak, że w tej chwili nie wiedzie się nam za dobrze.Jeszcze nie mamy poważnych kłopotów, ale i tymi, które są, się martwimy.Skoro Imperium podupada, to samo spotyka jego poszczególne części.Nie możemy podarować panu kilku milionów.Naprawdę, bardzo mi przykro.Seldon siedział bez słowa, a Bindris wyglądał na zmartwionego.Wreszcie przedsiębiorca pokręcił głową i dodał:— Profesorze Seldon, naprawdę chciałbym panu pomóc, szczególnie ze względu na młodą damę, która panu towarzyszy.Niestety, to niemożliwe.Nie jesteśmy wszakże jedyną firmą na Trantorze.Niech pan spróbuje u innych, profesorze.Może tam będzie pan miał więcej szczęścia.— No cóż — rzekł Seldon, podnosząc się z wysiłkiem — przynajmniej próbowaliśmy.23Oczy Wandy wypełniły się łzami, tyle że nie były one oznaką smutku, ale wściekłości.— Dziadku — powiedziała — nie rozumiem tego.Po prostu nie rozumiem.Byliśmy w czterech różnych firmach.W każdej ludzie zachowywali się mniej uprzejmie niż w poprzedniej.Z czwartej zwyczajnie nas wyrzucono.A potem nikt już nas nawet nie przyjął,— To nic dziwnego, Wando — rzekł łagodnie Seldon.— Kiedy spotkaliśmy się z Bindrisem, nie wiedział, po co do niego przyszliśmy, więc zachowywał się bardzo przyjaźnie, dopóki nie poprosiłem go o kilka milionów kredytów.Wtedy stał się znacznie mniej przychylny.Sądzę, że wszyscy biznesmeni wiedzą już, czego od nich chcemy, więc za każdym razem przyjmowali nas chłodniej, a teraz w ogóle nie chcą nas wpuszczać.Po co mieliby to robić? Nie zamierzają dać nam kredytów, po co zatem mieliby marnować na nas czas.Gniew Wandy obrócił się przeciwko niej,— A co ja zrobiłam? Nic.Siedziałam tam tylko i nic nie zrobiłam.— Ja bym tego nie powiedział — stwierdził Seldon.— Miałaś duży wpływ na Bindrisa, Wydawało mi się, że naprawdę chciał nam dać pieniądze, i była to twoja zasługa.Naciskałaś na niego i coś jednak osiągnęłaś.— Ale za mało.A poza tym obchodziło go tylko to, że jestem ładna.— Nie ładna — mruknął Seldon.— Piękna.Śliczna.— No i co teraz zrobimy, dziadku? — spytała Wanda.— Po tylu latach badań psychohistoria upadnie.— Tak przypuszczam — potwierdził Helikończyk.— W pewnym sensie nie można temu zapobiec.Od niemal czterdziestu lat przepowiadałem Upadek Imperium, a teraz, kiedy nadszedł, wraz z nim upadnie także psychohistoria.— Ale psychohistoria uratuje Imperium, przynajmniej częściowo.— Wiem, że tak będzie, ale nie mogę tego przyspieszyć.— Chcesz po prostu czekać na Upadek Imperium? Seldon pokręcił głową.— Spróbuję nie dopuścić do tego, choć muszę przyznać, że nie wiem, jak się do tego zabrać.— Ja zamierzam poćwiczyć — oznajmiła.— Musi istnieć jakiś sposób, by wzmocnić mój wpływ na innych, bym łatwiej mogła zmuszać ludzi, żeby robili to, co zechcę.— Mam nadzieję, że ci się to uda.— Co chcesz zrobić, dziadku?— Cóż, nic wielkiego.Dwa dni temu, kiedy szedłem na spotkanie z Naczelnym Bibliotekarzem, zauważyłem w bibliotece trzech mężczyzn, którzy kłócili się na temat psychohistorii.Z jakiegoś powodu jeden z nich wywarł na mnie wielkie wrażenie.Nalegałem, by się ze mną spotkał, a on się zgodził.Ma przyjść dziś po południu do mojego biura.— Chcesz, żeby dla ciebie pracował?— Chciałbym, gdybym miał dość kredytów, by mu zapłacić.Ale nie zaszkodzi z nim porozmawiać.I tak nie mamy nic do stracenia.24Młody człowiek przyszedł dokładnie o czwartej SCT (Standardowego Czasu Trantorskiego).Seldon uśmiechnął się, gdyż lubił punktualnych ludzi.Położył dłonie na biurku i już chciał wstać, kiedy młodzieniec powiedział:— Proszę nie wstawać, profesorze.Wiem, że ma pan kłopoty z nogą.— Dziękuję, młody człowieku.Jednak to nie znaczy, że pan nie może usiąść.Bardzo proszę.Młodzieniec zdjął marynarkę i usiadł.— Proszę mi wybaczyć… kiedy się poznaliśmy i zaprosiłem pana do siebie, nie spytałem o nazwisko.Jak się pan nazywa?— Stettin Palver — powiedział mężczyzna.— Aha.Palver! Palver! To brzmi jakoś znajomo.— Powinno, profesorze.Mój dziadek wiecznie się przechwalał, że pana zna.— Pański dziadek.No tak, oczywiście.Joramis Palver.O ile sobie przypominam, był młodszy ode mnie o dwa lata.Namawiałem go, by wziął udział w badaniach nad psychohistorią, ale odmówił.Powiedział, że nie zdoła tak opanować matematyki, by móc z nami pracować.Szkoda! A jak on się ma?— Obawiam się, że Joramis odszedł tam, gdzie odchodzą starsi ludzie — rzekł poważnie Palver.— Nie żyje.Seldon skrzywił się.Dwa lata młodszy od niego, a już nie żyje.W dawnych czasach byli bliskimi przyjaciółmi, a jednak do tego stopnia stracili ze sobą kontakt, że kiedy Joramisa zabrała śmierć, Seldon nawet się o tym nie dowiedział.Siedział przez chwilę, nic nie mówiąc, aż wreszcie mruknął:— Przykro mi.— Miał ciekawe życie — rzekł młody człowiek, wzruszając ramionami.— A pan, młodzieńcze, gdzie się uczył?— Na Uniwersytecie Langano.Helikończyk zmarszczył brwi.— Langano? Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale to chyba nie jest na Trantorze, prawda?— Nie.Chciałem sprawdzić, jak wyglądają inne światy.Uniwersytety na Trantorze, jak pan zapewne doskonale wie, są bardzo zatłoczone.Chciałem znaleźć miejsce, gdzie mógłbym studiować w spokoju.— A czego się pan uczył?— Och, niczego specjalnego.Historii.To nie jest dziedzina, dzięki której można zdobyć dobrą pracę.(Seldon znowu się skrzywił, jeszcze bardziej niż poprzednio.Dors Venabili była historykiem.)— A jednak wrócił pan na Trantor.Dlaczego?— Potrzebuję kredytów i pracy.— Chce pan pracować jako historyk? Palver roześmiał się.— Nie ma szansy na taką pracę.Obsługuję urządzenia transportowe.To niezbyt ciekawe zajęcie.Seldon popatrzył na Palvera z pewną zazdrością.Cienki materiał koszuli podkreślał zarys ramion i piersi.Był dobrze umięśniony.Seldon nigdy nie miał takiej muskulatury.— Pewnie na uniwersytecie był pan w drużynie bokserskiej.— Kto, ja? Nigdy.Jestem zapaśnikiem.— Zapaśnikiem! — Seldonowi aż zadrżało serce.— Pochodzisz z Helikonu?— Nie trzeba koniecznie pochodzić z Helikonu, by być dobrym zapaśnikiem — stwierdził Palver, uśmiechając się lekko.Nie, pomyślał Seldon, ale stamtąd pochodzą najlepsi.Nie powiedział jednak tego na głos.Zmieniając temat, odezwał się:— No cóż, pański dziadek już do mnie nie dołączy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •