[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam poczuła, jak nabrzmiewają jej żyły na skroni.To nie jestdzielnica szalonych imprez.Tó nieprzyzwoicie droga okolica.Tutaj strumieniamileje się najdroższy szampan, a goście potykają się w pantoflach od ManoloBlahnika, idąc do mercedesów, w których czeka na nich szofer.Chyba nowi lokatorzy nie zakłócą szlachetnego spokoju Holland Park głośnąimprezą? A jeśli im się wydaje, że tak, wyprowadzi ich z błędu, postanowiła.Muzyka nagle umilkła i Sam trochę się uspokoiła.Widocznie ktoś już zwróciłim uwagę.I całe szczęście, bo w obecnym nastroju urządziłaby potworną awanturę.Wcześniej czy pózniej i tak trzeba by wezwać policję.Skuliła się na kanapie, sączyła wino i słuchała Mozarta.59 Nagle muzyka za oknem rozbrzmiała głośniej niż poprzednio.Wydawało się, żeBlack Sabbath grają na żywo.Sam wpadła we wściekłość.Wypiła wino jednym haustem, porwała klucze zestolika i pobiegła na dół.- O Boże, przyjęcie - jęknęła miła kobieta z dołu.Właśnie wychodziła gdzieś zmężem.- Sam, dzwoniłaś na policję?-Nie - warknęła.-Ale wezwijcie pogotowie, chyba będzie potrzebne.Błyskawicznie przemierzyła trawnik i podeszła do drzwi.Otworzyły się łatwo.Hałas przyprawił ją o ból głowy.Stary, pusty dom, bez mebli i dywanów, miałdoskonałą akustykę.Dzwięk wibrował w ścianach i drewnianej podłodze.Przeskoczyła zwinięty dywan i skrzynkę piwa.Ale tu bałagan.Bez truduprześledziła proces myślowy nowego lokatora: najlepiej urządzić parapetówę teraz,przed remontem, zanim pojawią się tapety i wykładziny.W przestronnym salonie panował półmrok, rozjaśniany jedynie małymilampionami.Wszędzie żarzyły się koniuszki papierosów.Goście pili piwo prosto zbutelek.W powietrzu unosił się zapach marihuany.Nikt nie zwracał uwagi na Sam.W podartych dżinsach i espadrylach idealnie wtapiała się w tłum gości.Brakuje jejtylko piwa, by całkowicie upodobnić się do uczestników zabawy.Różni ją od nichjeszcze tylko drobny fakt, że nie spała od szóstej rano i pada ze zmęczenia,pomyślała z wściekłością.Z trudem rozpoznała kuchnię - robotnicy usunęli większość mebli, ale kuchenkazostała na środku, ledwie widoczna spod licznych skrzynek piwa, butelek coli ipojemników z sałatkami.Sam szła prosto do jadalni, skąd dobiegał hałas.I tam znalazła to, czego szukała.Za wysokim chudym młodzieńcem wokularach.Wieża stereo.- Mam coś zagrać? - zaoferował się ochoczo didżej.- Owszem.Partyjkę w karty - warknęła.I jednym szybkim ruchem wyciągnęła wtyczkę z kontaktu.Zapadła cisza.- Dlaczego to zrobiłaś? - zdziwił się didżej.Wszyscy gapili się na nią zdumieni.Zastygli z uniesionymi butelkami piwa.- Mieszkam tu obok i nie życzę sobie hałasów po nocy, jasne?! -wrzasnęła, wnajmniejszym stopniu niespeszona faktem, że ma tak liczną publiczność.Przywykła, że czasami trzeba na ludzi nakrzyczeć.- Przepraszam.- didżej poruszył się niespokojnie.- Myśleliśmy, że nikomu nieprzeszkadzamy, przecież jeszcze nikt tu nie mieszka.60 - Tutaj nie, ale obok - owszem, osiem osób - zauważyła.-1 słyszymy każdydzwięk.- Więc uznała pani, że musi tu wtargnąć i wyrwać wtyczkę ze ściany? - odezwałsię niski, rozbawiony głos.Facet miał na sobie dżinsy jeszcze bardziej podarte niż jej, a to już graniczyło zcudem, bardzo obcisłe i sprane, i białą pogniecioną koszulę, rozpiętą na piersi.Samwstrzymała oddech.Nie był zabójczo przystojny, ale i ona nie była naiwną dwudziestką.Miał zbytszczupłą twarz, za wąskie oczy, zbyt garbaty nos, a jednak był to najbardziejpociągający mężczyzna, jakiego w życiu widziała.Mniej więcej w jej wieku,oszacowała.Z całkowitą obojętnością analizowała zdjęcia piosenkarzy, na widokktórych tysiące kobiet wpadały w histerię.Ale od niego nie mogła oderwać oczu.Gdyby umiał śpiewać, sprzedałby miliony płyt.Taka twarz na okładce.Zresztąnawet gdyby nie umiał.Szedł w jej stronę, nadal lekko, leniwie uśmiechnięty.Zwichrzone włosy i niedbale zapięta koszula sprawiały wrażenie, jakby ledwo cowstał z łóżka.Taksował ją spod zmrużonych powiek, jakby się zastanawiał, czyzaciągnąć ją tam z powrotem.Cholera, czego się tak bezczelnie na niągapi.Nie jest jakąś tam zwykłą laską,tylko menedżerem.Podwładni kulą się ze strachu, gdy wpada w gniew.Wyprostowała się dumnie i przygotowała do walki.- Mieszkam tu obok - zaczęła zaczepnie.- Tak? - wpadł jej w słowo, nadal leniwy i niewzruszony.- I co? Miła okolica?Zatrzymał się przed nią.Był boso, ale i tak znacznie ją przewyższał.Sam tegonie znosiła.Właśnie dlatego na wszystkie zebrania wkładała pantofle na zabójczowysokich obcasach - żeby tylko najwyżsi mogli patrzeć na nią z góry.- Owszem, do niedawna - syknęła.Podszedł jeszcze bliżej.No ładnie, teraz dzielą ich tylko centymetry.Normalnieprzywołałaby go do porządku lodowatym komentarzem, ale tutaj, w obcym domu,była dziwnie bezbronna.Cofnęła się o krok i dotknęła plecami ściany.W interesachcofanie się to błąd.Teraz też, uznała.Dumnie uniosła brodę i zacisnęła dłoń nawtyczce.- To pana dom? - zapytała ostro.Zignorował pytanie.- Ma pani coś, co do mnie należy - powiedział przeciągle.Objął ją długimiramionami i na moment Sam wstrzymała oddech.Nie zrobi tego, o nie.Pociągająca,drwiąca twarz była tak blisko; serce na chwilę jej zamarło.Uśmiechał się, jego ustabyły coraz bliżej, poczuła bijące od61 niego ciepło i świeży cytrusowy zapach.Nie wiedząc dlaczego, zamknęła oczy.I wtedy wyjął jej wtyczkę z dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •