[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panowie przecieżwiedzą, co gorączka złota wyprawia z tymi, których ogarnęła.Dwaj mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.Słyszeli wiele oHarcie i zdążyli dość dobrze poznać Chance’a.Nie trzeba było szczególnejbystrości, żeby domyślić się, kto wymusił tę niespodziewaną ekspedycję.Phipps zsunął okulary na czubek nosa.– Cóż, młody człowieku – powiedział, walcząc z ogarniającą gowesołością – jeśli twemu popędliwemu bratu uda się wyleczyć, to wracajnatychmiast do biurka w Cross, Phipps and MacKenzie.Pamiętaj, że wKolorado jest wiele rodzajów złota.Chance opuścił biuro pogwizdując wesoło.Uważał, że palenie za sobąmostów jest głupotą.Serce podpowiadało mu jednak, że teraz najważniejszejest złoto.Na zajmowanie się prawem i innymi rzeczami przyjdzie jeszcze czas.– Wydaje mi się, że wszystkie kobiety z Nowej Anglii potrafią ze stoickimspokojem żegnać swoich mężczyzn – powiedziała smutno Mercy.Hart i Chancebyli już gotowi do wyjazdu.– Mamy to we krwi.Ale ja zaczęłam was kochać inie wstydzę się przyznać, że to dla mnie bardzo trudna chwila – Hart byłporuszony jej czułością.– Dobre przynajmniej to, że w tych zapomnianych przez Boga górach niebędziecie mieli zbyt wielu okazji do awantur i bijatyk – ciągnęła dalej, próbującodpędzić smutek.– Słyszałam, że dobry poszukiwacz złota jest wieczorem takwykończony, że może mówić o wielkim szczęściu, jeśli uda mu się znaleźćwłasną stopę i zdjąć z niej skarpetę.Hart i Chance roześmieli się głośno.Myślami byli już w drodze, czulinarastające podniecenie.– Dziwne rzeczy opowiadasz, Mercy – odpowiedział Chance, mrużącszelmowsko oczy.– Z tego, co słyszałem wynika, że życie osadników jestniekończącym się pasmem grzechu i rozpusty.– No to powinieneś się czuć tam jak w domu, łobuzie – odcięła sięnatychmiast.– Ale co z twoim bratem?– Nie martw się o nas, Mercy – uspokajał ją Hart.– Wiesz, że ja jestemrozsądny, a Chance nieśmiertelny.Strona nr 113Mercy uśmiechnęła się.– Dobrzy z was ludzie – powiedziała.– Macie dobre serca, potraficiemyśleć, czasem nawet rozsądnie.Nie da się tego powiedzieć o większościosobników waszej płci.Ale przypominanie o tym, co jest w życiu istotne,jeszcze nikomu nie zaszkodziło.A więc.– zamilkła na chwilę.– Chciałabym,żebyście mi obiecali, że będziecie o siebie dbać i niczego nie zrobicie beznamysłu.Nie grajcie za dużo w karty i nie siedźcie bez przerwy w domachpublicznych.Nie bądźcie ani świętymi, ani głupcami.Co za dużo, to niezdrowo.Mówcie prawdę.Przynajmniej sobie nawzajem.Cieszcie się życiem ibądźcie za nie wdzięczni.– Zamyśliła się, westchnęła i otworzyła szerokoramiona, przytulając do siebie obu chłopców.Po jej policzkach spływały łzy.Nie próbowała ich ukryć.– Będziemy dobrzy, Mercy – obiecał Chance.– Nie, nie będziecie.Ale bądźcie ludzcy.To wystarczy.– Gdybyście kiedykolwiek mieli kłopoty albo potrzebowali przyjaciela –powiedział Herc załamującym się głosem –pamiętajcie, gdzie możecie nasznaleźć.Upłynęło wiele, bardzo wiele czasu, nim McAllisterowie musieliprzypomnieć sobie tę propozycję.Strona nr 11418.C hatka przyjaciela Bandany przycupnięta nastromym zboczu Mosquito Peak wyglądała jak orle gniazdo.– Chyba nie chciałbym tu wracać po pijanemu – mruknął Chance,przyglądając się wątłej drewnianej konstrukcji przytulonej do niedostępnejskały.Chatka była mała, ale wystarczała im w zupełności.Tylna ścianaprzylegała do skały, w przedniej, zrobionej z nieheblowanych desek, wyciętomałe okienko, przez które sączyło się do wnętrza światło.Bandana uprzedziłich, że decydując się na życie poszukiwacza powinni zapomnieć o luksusach.Wielu pionierów za jedyne schronienie miało grube, żaglowe płótno.Podczaszimy w Kolorado marli jak muchy.Jeśli ktoś miał ochotę, mógł powędrowaćwieczorem do Oro City, miasteczka leżącego poniżej Gulch i za pięćdziesiątcentów stać się, na jedną noc, właścicielem sześciu stóp podłogi w saloonie iwiązki siana.Ale czy jakikolwiek poszukiwacz zasługujący na to miano potrafiłpokonać zmęczenie i wyprawić się wieczorem do miasta? Bogacze moglijeszcze liczyć na miejsce w pensjonacie, w którym jedno, niezbyt wielkie łóżkodzieliło zawsze dwóch czy trzech nieznajomych.Taki luksus kosztował tudolara.Hart miał złe przeczucia.Po opuszczeniu Denver posępnie obserwowałzmieniający się krajobraz.Nie potrafił jednak zachwycać się strzelistymi,mającymi blisko cztery tysiące metrów górami.Mieniły się ciemną zieleniąsosen i osik, szarością i brązem skał i kamieni.Hart dostrzegał w nich równieżjakąś bezlitosną moc, szepczącą w uszy podróżnych, że za wszystko, co uda imsię wydobyć z tej ziemi będą musieli zapłacić bardzo, bardzo wysoką cenę.Bandana doszedł do wniosku, że chatka leży zbyt daleko od miejsca, wktórym mieli szukać złota, ale był już wrzesień i zima deptała im po piętach.Postanowił więc, że posiedzą tu do wiosennych roztopów i wykorzystająStrona nr 115ostatnie dni jesieni na naukę nowego zawodu.Powiedział również, że przed nadejściem zimy powinni odwiedzićnajweselsze osiedle w okolicy, które w sześćdziesiątym roku poszukiwaczezłota nazwali Oro City.Wraz z pierwszym śniegiem skończą się wyprawy pozapasy.Jak na miasto, które wyludniło się, gdy wygasła gorączka złota, Oro Cityzadziwiająco tętniło życiem.Po zasłyszanych w saloonach Denveropowieściach o wymarłych miastach, McAllisterowie spodziewali się ruin.Alew 1871 Oro znów stało się po prostu jednym z setek miasteczek Zachodu.Mieszkało tu całkiem sporo ludzi, a jeszcze więcej zatrzymywało się namoment, by wkrótce znów ruszyć w sobie tylko znanym kierunku.Na głównej ulicy było wszystko, czego tylko mógł potrzebowaćmieszkaniec pogranicza – poczta, biuro szeryfa, kuźnia, stajnia, sklep, osiemsaloonów oraz Crown of Jewel’s – skrzyżowanie saloonu i domu publicznego.Na tej samej ulicy mieściła się również redakcja gazety, hotel, sklep zubraniami oraz kilka bud zamieszkiwanych przez prostytutki, które stoczyły sięna samo dno.Choć minęła tu gorączka złota, po wzgórzach otaczających miasteczkowłóczyli się nadal samotni poszukiwacze czekający uparcie na swój wielkidzień.Główna ulica miała jakieś trzy kilometry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]