[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapas paliwa musia³ opaœæ na niebezpiecznie niski poziom.Nie móg³ d³u¿ej ryzykowaæ.Gdyby bowiem pole zanik³o, pozbawieni paliwa orbitowaliby w nieskoñczonoœæ bez mo¿liwoœci wejœcia na kurs, który ostatecznie doprowadzi³by do l¹dowania na Ziemi lub Ksiê¿ycu.- Maj¹ nas - spokojnie rzuci³ Dosker, zwracaj¹c siê po czêœci do Rachmaela, a po czêœci do mikrofonu.Wyrecytowa³ ci¹g zakodowanych instrukcji, nas³uchiwa³ chwilê, po czym zakl¹³ i popatrzy³ na Rachmaela.- Odciêli nam wszelk¹ ³¹cznoœæ.Nie mogê skontaktowaæ siê z Matsonem.Tak to niestety wygl¹da.- Jak wygl¹da? - zapyta³ napastliwie Rachmael.- Chcesz powiedzieæ, ¿e siê poddajemy? ¯e bêdziemy krêciæ siê wokó³ Ziemi, a¿ pomrzemy z braku tlenu? - Czy tak mia³a wygl¹daæ walka KANT-u z potêg¹ Szlaków Hoffmana? Przecie¿ on sam, w pojedynkê, radzi³ sobie lepiej.Czu³ siê zawiedziony i zarazem ca³kowicie zaskoczony.Obojêtnie obserwowa³, jak Dosker w skupieniu sprawdza zwisaj¹cy mu z piersi bank szperaczy.W tej chwili pilot KANT-u sprawia³ wra¿enie bez reszty poch³oniêtego wyjaœnieniem tego, czy ktoœ ich obserwuje, i tylko od czasu do czasu porzuca³ swe zajêcie, aby pobie¿nie sprawdziæ kurs.- Nie ma nas³uchu ani podgl¹du - powiedzia³, koñcz¹c badania.- Pos³uchaj ben Applebaum, przyjacielu.Odciêli mi ³¹cznoœæ radiow¹ z satelit¹ Matsona, ale nie wiedz¹ - w jego ciemnych oczach pojawi³ siê b³ysk rozbawienia - ¿e mam na sobie nadajnik ratunkowy; jeœli p³yn¹cy z niego ci¹g³y sygna³ zostanie przerwany, automatycznie wywo³a to alarm w Kancie, w biurze g³ównym firmy w Nowym Jorku oraz na satelicie Matsona.Tak wiêc ju¿ w tej chwili wszyscy wiedz¹, ¿e coœ siê nam sta³o.- Zni¿ywszy g³os, zamrucza³ bardziej do siebie ni¿ do Rachmaela.- Musimy czekaæ i wtedy przekonamy siê, czy znajd¹ nas, nim nie bêdzie to ju¿ mia³o ¿adnego znaczenia.Pozbawiony napêdu statek sun¹³ cicho po orbicie.A potem nieoczekiwanie coœ popchnê³o ich z rozdzieraj¹cym zgrzytem.Rachmael upad³ i turlaj¹c siê pod przeciwleg³¹ œcianê, zauwa¿y³ le¿¹cego na pod³odze Doskera.Zna³ ten odg³os.To jakiœ statek cumowa³ przy ich œluzie.Zamar³ w oczekiwaniu wybuchu, a gdy ten nie nast¹pi³, popatrzy³ na pilota i w jego wzroku odczyta³ tê sam¹ myœl - dobrze, ¿e to nie pocisk.- Mogli przecie¿ - powiedzia³ Dosker, ostro¿nie staj¹c na nogi - pozbyæ siê nas raz na zawsze.- Rozcieraj¹c ramiê, popatrzy³ w stronê luku wejœciowego.Rozmieszczone na jego obwodzie zamki ust¹pi³y pod wp³ywem p³yn¹cego z zewn¹trz impulsu, a pokrywa umknê³a w bok, otwieraj¹c przejœcie.W œluzie sta³o trzech mê¿czyzn.Dwaj z nich trzymali w rêkach lasery; ich oczy patrzy³y z charakterystycznym odcieniem cynizmu w³aœciwego ludziom, których ktoœ kupi³.Trzecim by³ elegant o g³adkiej twarzy.Wystarczy³ jeden rzut oka, aby mieæ pewnoœæ, ¿e jego nigdy nikt nie kupi³.Nie kupi³ i nie kupi, poniewa¿ to on sam by³ wielkim nabywc¹ na ludzkim targowisku; by³ klientem a nie produktem na sprzeda¿.Przed sob¹ mieli Theodorica Ferry 'ego, prezesa zarz¹du Szlaków Hoffmana.Ca³a trójka przesz³a na pok³ad skrzyd³owca, a goryle Ferry'ego starannie przebadali ca³e pomieszczenie za pomoc¹ podobnego do odkurzacza urz¹dzenia.Wreszcie jeden z nich skin¹³ g³ow¹ szefowi i dopiero wtedy ten zwróci³ siê do Rachmaela:- Czy mogê usi¹œæ?Po pe³nej zdumienia pauzie Rachmael mrukn¹³:- Jasne, siadaj pan.- Bardzo mi przykro, panie Ferry - wtr¹ci³ siê Dosker - ale ca³y fotel jest zajêty.- Rozpar³ siê za konsol¹ w ten sposób, ¿e jego szczup³e cia³o wype³nia³o szczelnie obydwa miseczkowate siedziska; rysy twarzy stwardnia³y mu w nienawistn¹ maskê.Wzruszywszy ramionami, postawny bia³ow³osy mê¿czyzna zmierzy³ Doskera zimnym wzrokiem.- To ty jesteœ najlepszym pilotem KANT-u, nieprawda¿? Al Dosker.tak, widzia³em ciê na naszych klipach.Lecisz odnaleŸæ „Omphalosa".W³aœciwie Applebaum nie jest potrzebny, aby ci wskazaæ drogê.Ja go zast¹piê.- Theodoric Ferry pogrzeba³ chwilê w kieszeni p³aszcza, sk¹d wydoby³ niewielki pakunek i poda³ go Doskerowi.- Oto wspó³rzêdne doków, gdzie Applebaum ukry³ statek.- Dziêki, panie Ferry - powiedzia³ Dosker z sarkazmem tak wielkim, ¿e zabrzmia³o to niemal jak bezbrze¿ne zdumienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]