[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wynajął pokój u Pauline Vicker i będzie tu siedział około trzech tygodni.Uważa, że Black River jest niezwykłe, wyjątkowe.- Dlaczego?- Głównie dlatego, że w epoce, w której takie skupiska powinny upadać albo całkowicie znikać, jest dobrze prosperującym miasteczkiem przyzakładowym.A ponieważ jesteśmy geograficznie odizolowani, będzie mu łatwiej analizować wpływ telewizji na nasze zachowania społeczne.Och, przedstawił przynajmniej pół tuzina ważkich przyczyn, dla których jesteśmy wyśmienitym materiałem do badań socjologicznych, ale myślę, że nie podał tej głównej, którą chciałby udowodnić lub obalić.Sięgnął po inną książkę, otworzył ją na spisie treści, prawie od razu zamknął i włożył na stare miejsce.- Wiesz, jak się nazywa?Przedstawił się jako Albert Deighton - powiedział Sam.Z niczym mi się to nie kojarzy.Ale twarz owszem.Potulny cichy człowieczek.Cienkie wargi.Łysina.Szkła grube jak denka od hulclek.Przez te okulary oczy wyglądają, jakby chciały mu wyskoczyć z orbit.Wiem, że kilka razy widziałem jego zdjęcia w książkach albo magazynach obok artykułów, które napisał.- Westchnął i po raz pierwszy od chwili, kiedy Paul wszedł do pokoju, odwrócił się od półki.Pogładził białą brodę.- Mógłbym siedzieć tu przez cały wieczór, szperając w łych książkach.A ty właśnie teraz chcesz zagonić mnie do lady, żeby wyskoczyć na lunch w towarzystwie mojej córki do eleganckiej, prześwietnej Ultman’s Cafe.- Jenny mówi, że w miasteczku nie ma grypy - roześmiał się Paul.- Więc u Ultmana grozi nam najwyżej zatrucie pokarmowe.- A co z dzieciakami?- Mark spędza popołudnie z chłopakiem Boba Thorpa.Został zaproszony na lunch i będzie cały czas bezmyślnie wtapiał się w Emmę.- Nadal szaleje na jej punkcie, co?- Wydaje mu się, że jest zakochany, ale w życiu by się do tego nie przyznał.Surową twarz Sama złagodził ciepły uśmiech.- A Rya?- Emma ją też zaprosiła, ale jeśli mógłbyś rzucić na nią okiem, to lepiej, żeby została z tobą.- Czy mógłbym? Nie wygłupiaj się.- Dlaczego po lunchu nie zagonisz jej do pracy? - spytał Paul, wstając z fotela.- Mogłaby tu przyjść i poprzeglądać te książki, aż znajdzie gdzieś Deightona.- Cóż to za nudziarstwo dla tak żywej dziewczyny, jak ona!- Rya nie będzie się nudzić.To jej leży.Lubi ślęczeć nad książkami.I chętnie wyświadczy ci przysługę.Sam zawahał się, wzruszył ramionami i powiedział:- Może ją poproszę.Kiedy przeczytam to, co napisał Deighton, zorientuję się, o co mu teraz chodzi.Znasz mnie - póki życia, poty ciekawości.Jak już pszczoła wetnie mi się w beret, muszę ją wyjąć i zobaczyć, czy to robotnica, truteń, królowa, a może po prostu osa.Restauracja Ultmana, ocieniona parą ogromnych czarnych dębów, mieściła się w południowo-zachodnim rogu rynku.Długa na osiemdziesiąt stóp, wykonana ze szkła i aluminium, miała wyglądać jak stary pasażerski wagon kolejowy.Jeden wąski rząd okien biegł wzdłuż trzech ścian: wejście na ścianie frontowej z doczepionym małym holem psuło zamierzony efekt.Wewnątrz, wzdłuż okna, urządzono wyłożone niebieskim plastikiem loże.Na każdym stole popielniczka, okrągła szklana cukiernica, solniczka i pieprzniczka, podstawka na serwetki i spis płyt w szafie grającej.Naprzeciwko lóż ciągnęła się przez całą długość restauracji lada.Ogden Salsbury siedział w narożnej loży po północnej stronie.Pił drugą filiżankę kawy i obserwował klientów.O l.50 po południu większość gości odpłynęła po lunchu.Restauracja była prawie pusta.W loży blisko drzwi para staruszków czytała tygodnik, żuła pieczeń wołową z frytkami i cicho kłóciła się na tematy polityczne.Szef policji, Bob Thorp, siedział na stołku barowym, kończył lunch i żartował z siwowłosą kelnerką.Miała na imię Bess.Jenny Edison siedziała w drugiej narożnej loży w towarzystwie przystojnego mężczyzny około czterdziestki.Salsbury nie znał go, ale uznał, że pewnie pracuje w tartaku lub w osadzie drwali.Z piątki gości Jenny najbardziej przykuwała uwagę Salsbury’ego.Kilka godzin temu, podczas rozmowy z doktorem Troutmanem, dowiedział się, że ani ona, ani jej ojciec nie skarżyli się na nocne dreszcze.Fakt, że dreszcze ominęły również pewną liczbę dzieci, nie zaniepokoił go.Wszak skuteczność subliminali była proporcjonalna do umiejętności językowych i zdolności czytania „obiektów”, więc spodziewał się, że nie wszystkie dzieci zareagują na nie.Lecz Sam i Jenny powinni zareagować!Być może nie wchłonęli specyfiku.Jeśli tak, oznacza to, że nie pili w ogóle wody z miejskich wodociągów, nie używali jej do robienia lodu i nie gotowali na niej.Było to mało prawdopodobne, ponieważ specyfik został wprowadzony lakże do czternastu podstawowych produktów, rozprowadzanych przez hurtownię w Bangor.Trudno mu więc było uwierzyć, że Edisonowie mogli mieć tyle szczęścia, by przypadkowo uniknąć każdej skażonej substancji.Istniała druga możliwość.Wprawdzie również mało prawdopodobna, ale niedająca się całkowicie wykluczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •