[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadła na ławce i czekała, żeby Pan do niej przyszedł.Lubił ją zaskakiwać, ale zwykledostrzegała go wcześniej.Oto jego zwinna sylwetka pomykająca brzegiem rzeki.Lyra spojrzaław drugą stronę i udawała, że go nie widzi, a potem objęła go nagle, kiedy wskoczył na ławkę. Prawie mi się udało powiedział. Musisz lepiej się postarać.Słyszałam cię przez całą drogę od bramy.Przysiadł na oparciu ławki, opierając przednie łapki na jej ramionach. Co jej powiemy? zapytał. Powiemy tak odparła. Przecież to tylko spotkanie z dyrektorką.To jeszcze nie szkoła. Ale pójdziemy do szkoły? Tak przyznała chyba tak. Może będzie dobrze.Lyra pomyślała o innych uczennicach.Mogą się okazać bardziej bystre niż ona albo bardziejwyrafinowane, i na pewno wiedzą znacznie więcej od niej o sprawach ważnych dla dziewczynekw jej wieku.A ona nie będzie mogła im powiedzieć nawet jednej setnej tego, co wiedziała.Pewnie wezmą ją za prostaczkę i ignorantkę. Myślisz, że pani Relf naprawdę potrafi odczytywać aletheiometr? zapytał Pantalaimon. Z pomocą książek na pewno potrafi.Ciekawe, ile mają książek? Założę się, że możemyprzeczytać wszystkie i poradzić sobie bez nich.Wyobraz sobie, że musisz wszędzie taszczyćstertę ksiąg.Pan? Co? Czy kiedyś mi powiesz, co robiliście z dajmoną Willa, kiedy się rozdzieliliśmy? Pewnego dnia odparł. A ona powie Willowi, pewnego dnia.Oboje poznamy, kiedynadejdzie czas, ale do tej pory nic wam nie powiemy. No dobrze ustąpiła.Opowiedziała Pantalaimonowi wszystko, ale to sprawiedliwe, że miał przed nią sekrety,skoro go opuściła.Pociechę przyniosła jej myśl, że ona i Will mają jeszcze coś wspólnego.Zastanawiała się,czy nadejdzie kiedyś w jej życiu taka godzina, żeby nie myślała o nim; nie rozmawiała z nimw myślach, nie przeżywała od nowa każdej wspólnie spędzonej chwili, nie tęskniła za jegogłosem, jego rękami, jego miłością.Nigdy nawet nie śniła o tym, jak to jest kochać kogoś takmocno; ze wszystkich niesamowitych przygód ta okazała się najbardziej zdumiewająca.Pomyślała, że zostało w jej sercu wrażliwe miejsce, jak rana, która nigdy się nie zagoi, leczpragnęła ją pielęgnować do końca swoich dni.Pan zsunął się na ławkę i zwinął w kłębek na jej kolanach.Byli tutaj bezpieczniw ciemnościach, ona, jej dajmon i ich sekret.Gdzieś w uśpionym mieście znajdowały się książki,które jej powiedzą, jak odczytywać aletheiometr, oraz mądra i dobra kobieta, która chciała jąuczyć, i dziewczęta w szkole, które wiedziały o tyle więcej od niej.Jeszcze o tym nie wiedzą, ale zostaną moimi przyjaciółkami pomyślała.Pantalaimon mruknął: To, co powiedział Will. Kiedy? Na plaży, zanim spróbowałaś odczytać aletheiometr.Powiedział, że nie ma żadnego gdzieindziej.To słowa jego ojca.Ale jest coś jeszcze. Pamiętam.Chodziło mu o to, że królestwo przeminęło, królestwo niebieskie, że wszystkoskończone.Nie powinniśmy żyć tak, jakby ono znaczyło więcej niż życie na tym świecie,ponieważ zawsze najważniejszym miejscem jest to, w którym jesteśmy teraz. Powiedział, że musimy coś zbudować. Dlatego potrzebowaliśmy całego życia, Pan.W innym wypadku poszlibyśmy z Willemi Kirjavą, prawda? Tak.Oczywiście! Albo oni poszliby z nami.Ale. Ale wtedy nie moglibyśmy tego zbudować.Nikt nie mógłby, gdyby stawiał siebie napierwszym miejscu.Musimy wypełnić te wszystkie trudne zadania, jak bycie wesołym, dobrym,ciekawym, odważnym i cierpliwym.Musimy studiować i myśleć, i ciężko pracować, wszyscy,we wszystkich światach, a wtedy zbudujemy.Opierała dłonie na jego lśniącym futerku.Gdzieś w ogrodzie śpiewał słowik, lekki wietrzykmusnął jej włosy i poruszył liście nad głową.Wszystkie dzwony w mieście uderzyły jeden raz,niektóre nisko, niektóre wysoko, kilka blisko, inne daleko, jeden pęknięty i zrzędliwy, drugiposępny i żałobny, lecz wszystkie rozmaitymi głosami oznajmiały tę samą godzinę, chociażniektóre trochę wolniej niż inne.W tamtym drugim Oksfordzie, gdzie pocałowali się z Willem napożegnanie, dzwony również biły i słowik śpiewał, i lekki wietrzyk poruszał liśćmi w ogrodziebotanicznym. A wtedy co? zapytał sennie jej dajmon. Co zbudujemy? Republikę niebios odpowiedziała Lyra.Podziękowania Mroczne materie nie mogłyby zaistnieć bez pomocy i zachęty przyjaciół, rodziny,nieznajomych i książek.Tym ludziom winien jestem specjalne podziękowania: Liz Cross za jej drobiazgowąi niezmordowanie pogodną redakcję na każdym etapie tej pracy oraz za pewne błyskotliwepomysły dotyczące obrazów w Magicznym nożu ; Annę Wallace-Hadrill za to, że pozwoliła miobejrzeć swoją łódz; Richardowi Osgoodowi z Archeologicznego Instytutu UniwersytetuOksfordzkiego za objaśnienie mi organizacji ekspedycji archeologicznych; MichaelowiMallesonowi z Trent Studio Forge w Dorset za pokazanie mi, jak się kuje żelazo; Mike'owiFroggartowi i Tanaqui Weaver za dostarczenie mi więcej papieru odpowiedniego rodzaju (zdwiema dziurkami), kiedy mój zapas się wyczerpał.Muszę również pochwalić kawiarnięw Oksfordzkim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.Za każdym razem, kiedy utknąłem na jakimśnarracyjnym problemie, filiżanka tamtejszej kawy i godzinka pracy w tym przyjaznympomieszczeniu rozwiązywały go bez żadnego wysiłku z mojej strony.Nigdy nie zawiodła.Podkradałem pomysły z każdej książki, jaką przeczytałem.Moja zasada przyopracowywaniu książki brzmi: Czytaj jak motyl, pisz jak pszczoła , a jeśli ta historia zawieratrochę miodu, to wyłącznie dzięki jakości nektaru, jaki znalazłem w dziełach lepszych pisarzy.Lecz zaciągnąłem trzy długi, które pragnę spłacić przede wszystkim.Jeden to esej O teatrzemarionetek Heinricha von Kleista, który przeczytałem po raz pierwszy w tłumaczeniu IdrisaParry'ego w Times Literary Supplement w 1978 roku.Drugi to Raj utracony Johna Miltona.Trzeci to poezje Williama Blake'a.Wreszcie mój największy dług.Davidowi Ficklingowi i jego niewyczerpanej wierzei zachęcie, a także jego żywemu i nieomylnemu wyczuciu, jak ulepszyć opowiadane historie,zawdzięczam znaczną część sukcesu tej książki; Caradocowi Kingowi zawdzięczam więcej niżpół życia wiernej przyjazni i wsparcia; Enid Jones, nauczycielce, która tak dawno temu zapoznałamnie z Rajem utraconym , zawdzięczam najlepsze, co może dać wykształcenie, czylikoncepcję, że odpowiedzialność i rozkosz mogą współistnieć; mojej żonie, Jude, i moim synom,Jamiemu i Tomowi, zawdzięczam wszystko inne pod słońcem.Philip Pullman
[ Pobierz całość w formacie PDF ]