[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mogę wziąć pierścień, wyjść na zewnątrz i przemknąć wzdłuż statku domiejsca, które wskazuje i w którym być może go stworzono.Pomyślałem, że znów miał rację.Był na tyle mały i zwinny, że zdołałby przemknąćniepostrzeżenie.Ale nawet jeśliby coś odkrył, co by nam to dało. Każda wiedza może się kiedyś przydać odparł.Zaśmiałem się. Po co mi taka wiedza, jeżeli siedzę tu i zastanawiam się, kiedy tubylcy przyjdą,żeby mnie upiec i zjeść! Martwemu nie jest już potrzebna żadna wiedza.Przypuszczam, że to, co pomyślałem, nie świadczyło o mnie najlepiej, jednakfakt pozostawał faktem.To ja byłem w pułapce, a nie Eet.On mógł w każdej chwiliopuścić to miejsce niezauważony.Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, co jeszcze tu robił.A z kamieniem nicości nie zdołałbym rozstać się tak łatwo, choćby tylko na chwilę.Niepożądałem go, jak pożąda się drogiego klejnotu.Czułem się z nim natomiast związany,chociaż ciężko by mi było opisać, w jaki sposób.Tę więz poczułem już wtedy, gdy ojciecpokazał mi go w domu rodzinnym i gdy potem zabrałem klejnot ze skrytki w gabinecieojca.Oddanie go Eetowi oznaczało przerwanie tej więzi.Obracałem więc teraz pierścieńw ręce, wkładałem go na palec i zdejmowałem, mocując się sam ze sobą.Poza tym byłocoś jeszcze: za nic nie chciałem zostać tutaj zupełnie sam.Eet milczał.Nie czułem nawet jego psychicznej obecności w mojej głowie.Być możeświadomie wycofał się, wiedząc, że mam do podjęcia ważną decyzję i że powinienemrozważyć pewne sprawy w samotności.W końcu jednak przerwał ciszę: Pozostaje jeszcze sprawa jedzenia.Wciąż obracałem pierścień w palcach i wpatrywałem się niewidzącym wzrokiemw kamień. Myślisz, że on pomoże ci je znalezć? spytałem z ironią w głosie. Nie gorzej niż ty odparł. Ale nie ma sensu siedzieć tu i czekać, aż padniemyz głodu.Znów miał rację.Wiedziałem, że potrafi o siebie zadbać.Przełknąłem jednak tęgorzką uwagę.86 Wez go! urwałem kawałek pnącza, zrobiłem z niego prowizoryczny naszyjnik,na który nawlokłem pierścień i przełożyłem Eetowi przez głowę.Gdy wieszałem muklejnot na szyi, siadł na tylnych łapach i przednią położył na klejnocie.Zamknął oczy,jakby czegoś szukał w jaki sposób jednak i co to było, nie wiedziałem. Słuszna decyzja powiedział, wstał i skierował się do wyjścia. Lepsza niż.Nie kończąc zdania, zaczął przedzierać się przez pnącza przesłaniające szczelinę. Wciąż tu siedzą powiedział. Nie tylko pod statkiem, ale i wzdłuż muru.Chyba niezbyt lubią światło słoneczne, bo trzymają się raczej w cieniu.O.po tejstronie.jest rzeka! I jeszcze jeden mur.Kiedyś służył jako tama.Teraz ma wyrwyw dwóch miejscach.Za wodą jest to, czego szukał kamień!Sprawnie wspiął się na szczyt statku.Czy i ja dałbym radę? Dotknąłem zranionej nogii szybko cofnąłem rękę.Ból był nie do wytrzymania.Próbowałem zgiąć nogę, jednakwciąż była zbyt sztywna.Eet mógł poruszać się szybko i zwinnie, ja piąłbym się długo.Z pewnością tubylcy od razu by mnie zauważyli.Nie miałem szans we wspinaczce popochyłej i śliskiej powierzchni statku. Co jest za rzeką? Urwiska z pieczarami i inne zrujnowane mury.Ale co.Nagle kontakt się urwał.Poczułem za to w głowie intensywny napór przemocy. Eet! spróbowałem wstać.Z kwiatów znów wzbił się tuman pyłu.Dławiłem sięi kasłałem.Wymachiwałem w powietrzu ręką żeby odegnać chmurę duszącego pyłui złapać trochę świeżego powietrza. Eet! krzyknąłem ponownie.Nie odpowiadał.Podszedłem do wyjścia.Zastanawiałem się, czy może oberwał maczugą. Eet!Ta cisza była nie do zniesienia.Na zewnątrz słyszałem jedynie szum wiatru i pluskwody.I.coś jeszcze!Jeśli chociaż raz w życiu słyszało się dzwięk wchodzącego w atmosferę statkukosmicznego, nie można już pomylić tego odgłosu z żadnym innym.Ten huk.tenryk hamujących silników.Wrak, w którym się znajdowałem, zatrząsł się cały jakbyw odpowiedzi.Gdzieś w pobliżu lądował statek, z pewnością kierowany przez coś lubkogoś.Odskoczyłem od szczeliny.Huk był tak donośny, że skuliłem się na posadzcekorytarza i zakryłem głowę rękami.Ze wszystkich stron sypały się na mnie kwiatyi pnącza.Dławiąc się ich zapachem i pyłem, spojrzałem na wejście.Na zewnątrz cośbłysnęło i nawet przez ściany wraku czułem falę gorąca, która się po nim przetoczyła.Wszystko, co znajdowało się na zewnątrz, musiało spłonąć w jednej chwili.Pomyślałemo tubylcach.Może teraz miałbym szansę im uciec.Kto mógł tu wylądować? Jakiś pionier, badający nowo odkryty świat? Czy lądowanotu już wcześniej z jakichś nieznanych nikomu powodów? Tak czy owak, gdzieś niedalekowylądował statek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]