[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ulissesa ciekawił zasięg władzy Wurutany.Spytał, czy Khrauszmiddumowie i Wuggrudzi walczyli kiedyś między sobą.- O tak - odpowiedział Khyuks.- Każde plemię walczy ze swoim sąsiadem, ale nikt nie walczy z nami.Wszyscy słuchają głosu Wurutany.- A ile jest wszystkich Dhulhulikhów?Khyuks nie wiedział.Upierał się, mdlejąc nawet kilkakrotnie, że nie wie.Był świadom, że jest ich wielu.Bardzo dużo.W końcu byli faworytami Wurutany.- Czy na południowym wybrzeżu żyją ludzie podobni do Ulissesa?Khyuks nie wiedział, ale słyszał, że są.Wybrzeże jest wiele dni lotu stąd i tylko nieliczni ludzie-nietoperze latają tak daleko.Ostatecznie nadszedł zmierzch i Khyuks ponownie stracił przytomność.Nietoperze przestały już przelatywać w pobliżu ich kryjówki.Ulisses pomyślał, że muszą chyba prowadzić poszukiwania w dole strumienia.Do tego czasu na pewno odkryli, iż dwóch ludzi brakuje.Nie wiedzieli jednak, kiedy i gdzie zginęli.Poza tym w takich okolicznościach niemożliwym było cokolwiek znaleźć.Kiedy, według niego, było już dosyć ciemno, dał rozkaz wymarszu.Zakneblowanego Khyuksa przywiązano Ulissesowi do pleców.Dał mu słowo, że go nie zabiją, jeśli będzie im dostarczać informacje.Wprawdzie Khyuks nie odpowiadał na wszystkie pytania, ale na większość.Ulisses podziwiał odwagę i wytrzymałość tego człowieczka.Wiedział, że być sentymentalnym w stosunku do wroga to niebezpieczne, ale nie chciał zabijać zuchwałego stwora.Co więcej, może się przydać później.Wrócili do miejsca, gdzie ukryli kłody i tyczki do budowy tratw.Złożyli je ponownie i wyprawa ruszyła ciemnym potokiem.Światło księżyca nie przedzierało się zbyt głęboko.Od czasu do czasu pojedynczy promień dochodził aleją wśród gałęzi i liści.Raz, wąski promień oświetlił wielkie, ciemne, okrągłe obiekty przed nimi.Dało się słyszeć parsknięcie i jedno ze stworzeń wystrzeliło w górę strumień wody.Zwierzęta, znikając, kotłowały się w potoku.Tratwy posuwały się przez odmęty, a ich pasażerowie czekali w napięciu, aż wielkie hiposzczury pojawią się przy burtach, albo, co gorsza, pod tratwami, ale płynęli bez przeszkód.Kilkakrotnie Ulisses zauważył, jak pozornie nie kończące się sznury beznogich krokodyli ześlizgują się z brzegu do czarnosrebrnej wody.Czekał, aż krótka szczęka o niezliczonych zębach wtargnie na pokład i zaciśnie się na czyjejś lub jego nodze; albo potężny ogon spadnie z ciemności i zmiażdżywszy kości, zrzuci je do wody.Pokonywali mile bez wypadku.Ptaki i nieznane zwierzęta krzyczały niesamowicie.Nagle prąd przyspieszył i płynęli tak prędko, że nie musieli odpychać się tyczkami od dna.Trzeba jednak było odpychać się od brzegów, aby w nie nie uderzyć.Wielki konar bardziej się pochylił, chociaż nie zauważyliby tego w ciemności.Gdyby nie szybszy prąd, myśleliby, że płyną poziomo.Ulissesa cieszyło tempo, ale zarazem obawiał się.Ukląkł przy związanym Khyuksie i spryskał mu twarz wodą z potoku.Nieprzytomny człowiek-nietoperz otworzył oczy.- Pić - zachrypiał.Ulisses zaczerpnął tykwą więcej wody i uniósł głowę Khyuksa, aby ten mógł się napić.- Zdaje się, że woda przyspiesza przed jakimś wodospadem.Wiesz coś na ten temat?- Nie - posępnie wycedził Khyuks.- Nic nie wiem o żadnym wodospadzie.- Co to znaczy? - spytał Ulisses.- Czy nie znasz tych terenów, czy też nie ma żadnego wodospadu na końcu potoku.- Nie latałem nad tą częścią gałęzi w czasie poszukiwań - wyjaśnił Khyuks.- No cóż, dowiemy się o istnieniu katarakty w inny Zamierzam się stąd wydostać jak najszybciej.Zostaniemy na tratwach do ostatniego momentu.Będzie to trochę trudne, ale mam nadzieję, że możliwe.Nie wdawał się w szczegóły.Khyuks nie był pogrążony w bólu na tyle, aby nie wyobrazić sobie, co się może stać.Każdy będzie się troszczyć o siebie, a Khyuks ze związanymi rękami i nogami, będzie uzależniony od czyjejś pomocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]